Artykuły

Męcząca fabryka snów

"Hollywood" Michała Siegoczyńskiego i Magdaleny Zaniewskiej w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze WARSawy w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Michał Siegoczyński postanowił po raz kolejny zmierzyć się w teatrze z mitem Hollywoodu. Temat ten od lat eksplorowany przez reżysera i dramaturga niestety tym razem wymknął mu się z rąk i to już na poziomie samego scenariusza, który poraz wtóry został napisany wspólnie z Magdaleną Zaniewską (wcześniej razem popełnili tekst poświęcony Elvisowi Presleyowi wystawiony w Teatrze Nowym w Poznaniu). Już sama treść jest na tyle męcząca, i momentami jednak co by nie mówić grafomańska, że z trudem wchodzimy w przestrzeń fabryki snów, która kreowana jest na scenie Teatru WARSawy, z racji skąpych możliwości technicznych, w dość siermiężny sposób.

Siegoczyńskiego gubi nadmiar, bo próbuje opowiedzieć o zbyt wielu rzeczach naraz. Miłość, terror, śmierć, seks, sen, zło, dobro, marzenie, widz, aktor, prawda, rzeczywistość, polityka to tylko niektóre z haseł, które pojawiają się podczas snującej się niczym mgła opowieści filmowej, historii, która w swoich aspiracjach sięgania do głębokiego wejścia w mityczną przestrzeń Hollywoodu i mitologię postaci razi jednak pretensjonalnością i narracją momentami zbyt bełkotliwą. W dodatku reżyser popełnił fatalny błąd obsadowy. Zaangażowanie do kilku charakterystycznych, groteskowych ról Daniela Chryca okazuje się być totalnym nieporozumieniem. Aktor nie potrafił tak naprawdę odnaleźć się w żadnej postaci, a dostał materiał na prawdziwe aktorskie perełki. Tymczasem Chryc , czy to w roli szeryfa czy matki, jest tak samo jednostajny i nie potrafi wyjść poza poziom referowania roli, tak jakby nie czuł przewrotności całego tego przedsięwzięcia. Znacznie to obniża poziom spektaklu, który i tak jest inscenizacyjnie dość kulawy. Na szczęście lepiej sobie radzą Wojciech Brzeziński (posiada największą dyscyplinę używanych środków aktorskich) i Magdalena Lamparska, która jednak w finale absolutnie pogrążyła swoją bohaterkę w monologu, który choć mówiony o krok od widza w scenicznym szepcie zgubił wszystkie sensy i znaczenia.

Siegoczyński po raz kolejny konstruuje spektakl z partii wokalnych, muzycznych, scen monologowych i dialogowych, z których część widzimy na ekranie w dużych zbliżeniach - kamera bowiem na bieżąco uczestniczy w akcji widowiska. Bywa to jednak tylko momentami interesujące i atrakcyjne, albowiem najczęściej trwa zbyt długo, razi aluzyjną szczątkowością i osłabia tym samym dynamikę spektaklu, wprowadzając niepotrzebne dłużyzny i sekwencje grzeszące zwyczajnym przegadaniem. Owa fragmentaryczna forma, zastosowana przez realizatorów, jest tutaj pozbawiona płynności i nie pozwala widzowi skupić się poszczególnych składnikach inscenizacji. Wszystko to razem decyduje o tym, że mamy do czynienia z dziełem skonstruowanym dość chaotycznie, a różnorodność zastosowanych form nie zawsze wspomaga dość i tak wielopłaszczyznową narrację. W ogólnym wyrazie całość przedsięwzięcia raczej przytłacza, niż porywa publiczność, która nie skora była przynajmniej na premierze do szalonych wiwatów czy innego wyrażania aplauzu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji