Z kobietami, ale nie o nich
Niech nikogo nie zmyli tytuł ani fakt, że na scenie występuje 11 aktorek: "Dziewczynki" Ireneusza Iredyńskie, że to nie jest sztuka o kobietach.
Chociaż początek akcji i na to by wskazywał: w pałacyku pozostającym pod państwowym zarządem leciwa i szacowna pani profesor organizuje weekendowe spotkanie zaprzyjaźnionych z nią pań ze środowisk inteligenckich. Ma zamiar utworzyć coś w rodzaju kobiecego klubu z określonym programem teoretyczno-feministycznym - w myśl idei: kobiety kiedyś obejmą przewodnictwo nad światem i będzie to jedynym rozsądnym wyjściem dla tego świata. Że z takiego spotkania nic mądrego wyjść nie może, wiemy już po przeczytaniu pierwszych zdań. Ale Iredyński nie byłby Iredyńskim, gdyby dla skompromitowania "sympozjum" posłużył się ujawnieniem kobiecych ograniczeń, kompleksów, namiętności Nie; on idzie dalej, nie pisze wcale o kobietach. O czym zatem pisze? Pisze o przemocy, o zachowaniach grupy i w grupie, o manipulowaniu, o strachu i o konformizmie, o warunkach rodzenia się przywództwa i wreszcie o fasadowości i użytkowości ideałów oraz idoli - czyli o tym, czemu poświecił już niejeden utwór.
"Dziewczynki" to sztuka przewrotna, wielowarstwowa i wieloznaczna. Jest w niej szyderstwo i ironia, jest humor. Wytrawnie napisana, z mistrzowskim dialogiem, wartką akcją, pozornie tylko uchybia prawdopodobieństwu psychologicznemu i logice. Trzeba się w nią wczytać, a przenosząc na scenę zaufać autorowi. Przy realizacji "Dziewczynek" niezbędny jest jeszcze jeden warunek: jedenaście znakomitych aktorek w zespole.
W Teatrze Dramatycznym wprawdzie tyle ich nie ma, ale w sztuce grają: Zofia Rysiówna, Danuta Szaflarska, Ewa Decówna, Maria Chwalibóg, Zofia Merle, Janina Traczykówna. Na scenie prym wiedzie w sensie aktorskim Zofia Rysiówna. Jest filarem tego kobiecego zespołu. W jej wykonaniu starsza pani profesor, Justyna, jest przewodniczącą charyzmatyczną, przywódctwo ma w całej swej postaci, w opanowaniu i rozwadze, w stanowczym a jednocześnie ciepłym głosie. W "Dziewczynkach" grają ponadto Mirosława Krajewska, Jolanta Nowak, Joanna Orzeszkowska, Jolanta Fijałkowska, i najsłabsza w tym zespole, grająca zbyt plakatowo ważną postać. Krystyna Wachełko. Prowadzenie aktorek przez reżysera jak i inscenizacja miały służyć szerszym, pozafeministycznym sensom sztuki. Przenieść ją w inne wymiary miały skróty tekstu, symboliczne kostiumy. Miała też to uczynić scenografia. Dowodzi to chęci wsparcia aktorek przez reżysera, (Tadeusz Kijański) które, jak sądzę, udźwignęłyby ciężar niełatwych ról i wielu znaczeń bez tych dodatkowych zabiegów. "Dziewczynki" były ostatnią realizowaną przez teatr sztuką autora za jego życia. Ireneusz Iredyński ostatecznego kształtu sztuki już nie zobaczył - zmarł dzień po premierze...