Artykuły

Ludzie, erotyka, godność, ikona

Spektakl "Żart", którego pre­miera odbyła się w sobotę, to po­łączenie dwóch jednoaktówek An­toniego Czechowa - "Niedźwiedź" i "Oświadczyny". Dlaczego wła­śnie Czechow?

- Pewnie jest tak, że Czechow cią­gle gdzieś tam za mną chodzi. Ale zaraz pojawia się pytanie, którego Czechowa grać? Bardzo dużego jak "Trzy siostry", czy jeszcze mniejsze­go jak "Wujaszek Wania"; czy tego z jednoaktówek, czy tego z opowia­dań. W tym momencie, mimo że ni­gdy nie robiłem ani "Wiśniowego sadu", ani "Trzech sióstr" - choć oczywiście do tych tekstów wracam - wiem jedno, że Czechow w pew­nym sensie niczym nie różni się w całej swojej twórczości. Tzn. daje skrótowe sytuacje: komediowe, gro­teskowe, tragifarsowe, a wewnętrz­nie - jakby kilkupiętrową postać ludz­ką, przez co daje teatrowi możliwość świetnego materiału scenicznego.

Tarnowskiego Teatru pewnie "nie stać" na sięgnięcie po wieloobsadowego Czechowa?

- Tak, bo blokuje nas ekonomia. Ale kiedy poczytałem te jednoaktów­ki, przekonałem się, że złożone w ca­łość pasują do siebie. I że dają szan­sę pogmerać w ludziach, przypatrzeć się ludzkiemu wnętrzu. A zarazem pokazują tę część przestrze­ni międzyludzkiej, która jest dla mnie najciekawsza, czyli "przestrzeń ludz­kiej erotyki". We wszystkich jej aspektach: od miłości skrajnie fizjo­logicznej aż po wielkie, duchowe i mistyczne uniesienia.

Te jednoaktówki Czechowa - "Nie­dźwiedź" i "Oświadczyny" - zadają przede wszystkim pytanie, jak to jest, że pomiędzy mężczyzną a kobietą coś się zaczyna. Jak to się dzieje, że mężczyzna i kobieta, którzy są do siebie w żaden sposób nieprzystawalni, w wyniku jakiegoś procesu nagle się dopasowują. I vice versa: jak to się dzieje, że dwójka ludzi, któ­ra właściwie powinna być "dla sie­bie", która powinna być "na siebie zdana", właściwie w żaden sposób dopasować się nie może. I nawet, gdy na chwilę "przypasują się" do siebie, to za chwilę i tak muszą się rozejść, rozłączyć.

Co jest w materiale tych dwóch jednoaktówek, że może dojść do ich połączenia i splecenia?

- Obydwie są na trzy osoby, czyli posiadają podobną zasadę kompozycji dramaturgicznej.A od strony treściowej, z dwóch różnych stron podglądają mężczyznę, i kobietę. Pierwsza cześć "Niedźwiedź" - opowiada o ludzkiej rozpaczy. To tekst o kobiecie zranionej, gorzko doświadczonej mężczyzną, na tyle gorzko, że kiedy przychodzi inny, nowy mężczyzna, ona wie, że już nie może się po raz kolejny wystawić na ból. A z drugiej strony nie może, nie potrafi wyeliminować z siebie tego rodzaju "nagiego pragnienia", które w środku "w nas wyje" do drugiego człowieka. Zatem, z jednej strony jesteśmy codziennie boleśnie do­świadczani, wystawiani na cierpie­nie, na zdradę, a nasza świadomość podpowiada nam zachowawcze roz­wiązania. A z drugiej nasz własny "nagi instynkt", "nasze pragnienie drugiego człowieka", ciągnie nas w diametralnie różną stronę. A "kliniczność" tej sytuacji, "erotyczny" aspekt naszej psychiki, najpełniej ujawnia właśnie międzyludzka przestrzeń obcowania mężczyzny i kobiety.

Kiedy jesteśmy po jakichś tam złych i nieszczęśliwych doświadczeniach miłosnych, mówimy sobie: "ni­gdy więcej". A zarazem taka jest nasza "cudowna" budowa psychicz­na, że coś nam jednak nie daje spo­koju. Ten konflikt między naszą świa­domością z jednej strony i naszym nagim instynktem a pragnieniem drugiego człowieka z drugiej, jest wpisany w nasze życie od początku do końca, stanowi o naszym tragicz­nym rozpięciu. Tragicznym, ale w równej mierze jakże komicznym. Ileż razy boleśnie doświadczeni miłośnie, mówimy sobie "już nigdy wię­cej", po czym "jak w dym" podąża­my za nadarzającą się okazją. Taki nasz tragikomiczny los na tym naj­lepszym ze światów.

I o tym jest ten Czechowski "Żart"?

- W pierwszej części ta kobieta mówi, że więcej nie da się namówić na jeszcze jeden ból, który zadał jej poprzedni, nieżyjący już mężczyzna. Ona po nim obchodzi wielką żało­bę.

Zbudowaliśmy taką trochę czarną mszę, w której kobieta jest kapła­nem: z jednej strony odprawianą na cześć tego mężczyzny, który siedem miesięcy temu odszedł, z drugiej własnego bólu. Bólu nad własną przegraną w konfrontacji z tym męż­czyzną, który ją zdradzał, był nie­wierny, trwonił majątek, trwonił tak­że ją jako osobę. I w ten moment, w to czarne sanktuarium, wchodzi nowy mężczyzna. I teraz, jak mysz wpuszczona w labirynt, musi się od­naleźć. I albo to sanktuarium pochło­nie go, albo on będzie w stanie to sanktuarium rozbić i posiąść. To skrót niezwykle archetypicznej sytuacji ludzkiej. To także pewna syme­tryczna przestrzeń: mężczyzna, któ­ry przychodzi do kobiety, jest wpusz­czany w pamięć jej doświadczeń i kobieta jest również wpuszczana w pamięć jego doświadczeń. I teraz: albo on / ona jest w stanie tę puszkę pamięci rozsadzić i przepoić nowym, własnym doświadczeniem albo on / ona zostanie pochłonięty przez tę pamięć.

Mnie zawsze interesuje materiał mówiący o "puszce" naszej świado­mości zbudowanej na pamięci, któ­ra nas żre jak upiór. Jeżeli nie przyj­dzie coś nowego i nie rozsadzi tego starego, to stare zawsze zeżre nowe. To nie ma być opowieść o tym, że jest jakiś "rosyjski mężczyzna", jakaś "rosyjska kobieta", jakieś "wschodnie kresy sprzed stu lat". To raczej spektakl o konflikcie świado­mości, dwóch świadomości - kobie­ty i mężczyzny, które zostały nagle rzucone w jedną przestrzeń i muszą ze sobą wejść w pojedynek. I pyta­nie: kto wygra? Czy ta kobieta z przeszłością i pamięcią, czy ten mężczyzna, który niesie niesie ze sobą jakąś przyszłość...

I muszą walczyć?

- Niestety muszą. Ten rodzaj "tańca śmierci" między płciami jest odwieczny, niezbywalny

A druga część?

- Ona jest w jakimś sensie kontynuacją pierwszej i jej dopełnieniem czy rozwinięciem. Bo ta druga "Oświadczyny" - mówi o jeszcze jednym aspekcie. Mówi bowiem o tym, że jest coś, co może zniszczyć miłość, a tym czymś jest nasz egoizm. Jest tak, że możemy mieć tak roz­budowane poczucie własnego hono­ru, że honor zacznie dominować nad chęcią i potrzebą bycia z drugim człowiekiem. "Miłość" i "honor" są tymi dwoma obszarami, które u czło­wieka często wchodzą w konflikt, tzn. nie potrafimy, nie jesteśmy w stanie kochać drugiego, bo honor nakazu­je nam, że musimy w jakąś własną wartość oblec samego siebie, stanąć na straży własnej wartości, stać się wojownikami własnej godności. Ci Czechowowscy ludzie bardzo, bar­dzo chcą do siebie...

Stąd tytuł - "Oświadczyny"...

- Tak. Tylko jak pomiędzy nich wej­dzie honor, to nie ma szans, żeby oni przebili się ze swoją miłością. I gdybym miał powiedzieć, o czym w moim mniemaniu jest cały Czechow, tak jak go sobie czytam - to o lu­dziach honorowych. O ludziach tak honorowych, że nie potrafią, w imię honoru, przemóc się, wyjść naprze­ciw siebie, wyjść do siebie. Honor zamyka im drogę do siebie nawza­jem, staje im jak bariera, jak ściana.

Ale zastanawiam się, czy to jest tylko honor? I czy to jest wła­śnie honor? Czy to nie jest tak, że ci ludzie nie potrafią w ogóle...

- Pracując w teatrze jako reżyser potrzebuję zawsze oblekania czło­wieka w pewne "motywacyjne uwektorowania" i pytam: nie potrafią, bo...? Co jest takiego, że nie potrafią? Myślę tak, że u Czechowa czymś, co blokuje, jest pewien ko­deks honorowy i on ich nie puszcza. I on ich trzyma...

Stąd Czechowowscy ludzie, kie­dy się spotykają, kiedy mogą się wzajemnie obdarować tym co naj­cenniejsze - wtedy właśnie wspomi­nają wielkie karty własnej historii,

jakąś "mityczną Moskwę". Oni już nie wierzą w możli­wość pozytywnego jutra, ich dzisiaj nie dorasta do tego, co miało miejsce wczoraj, bo to wczoraj było niezwykle hono­rowe. Jest tak, że pewna "ary­stokratyczna idylla" umarła nam wczoraj. My ją mamy w pamięci, ale nie chcemy od­dać tej pamięci, odsunąć ją w jakąś niepamięć. Patrzymy w przeszłość, bo tam był ja­kiś Eden, jakaś niezbywalna godność.

Ale może to nie jest "ho­nor", tylko "godność", bo honor...

- Właśnie. Cały Czechow jest o ludziach "godnych wczoraj", nie chcących zrobić kroku w przód, bo tam jest "niegodnie, bo jutro jest gorsze . Może wycofajmy kategorię "honoru", mówmy o "godności". "Godność" jest czymś głębszym, honor ma "ko­deks", a godność ma "głębię".

"Kodeks" musi zostać zapisa­ny, więc honor mógłby być czymś w pewnym sensie "wymyślo­nym"...

- W sensie prawnym zgoda. A godność ma genealogię bardziej archc, gdzieś głębszą, bardziej we­wnątrz. Jeszcze inaczej: kodeks może być czymś cywilno-prawno-lokalnym, a godność jest "archetypiczna".

Ci ludzie chcą kontaktu, chcą bar­dzo kochać. Dlaczego? W poszuki­waniu "głębi motywacji" zawsze po­winno pojawić się pytanie o wektor. I myślę, że w tych Czechowowskich ludziach jest wielka głębia, pragnie­nie systemu wartości. I dlatego, jak mówimy "Czechow", to otwiera nam się od razu pewien topos. Dlacze­go? Bo ci ludzie, nawet z tych ma­łych noweli, maleńkich opowiadań: woźnice, lumpy, prostytutki, mają wielką godność.

Więc godność blokuje miłość, bo...

- Nie pozwala oddać własnej wiel­kości, nie pozwala na - powiedzmy to tak - jakiś rodzaj poniżenia. Nie pozwala poniżyć się. "Oddanie się", w kontekście godności, honoru, by­łoby poniżeniem. Miłość w swojej niezdarności, przypadkowości, zda­niu się na ślepy los, wystawieniu na kaprys drugiego człowieka, ma w sobie coś niegodnego. I to nam może stanąć na przeszkodzie. Prze­cież cała "utopia rosyjska" jest "grec­ka", a tam celem jest: "platoński mi­stycyzm". I w tym kontekście, "pla­tońskim", jeśli pojawia się prawdzi­wa miłość - to wysoka, godna, ary­stokratyczna. Bo miłość przypadko­wa, miłość ślepa, fizjologiczna - jest niegodna, brudna. Takie postawie­nie sprawy prowokuje, aby nieustan­nie oscylować między "wyżynami" i "nizinami" ludzkiej psychiki - co przy okazji buduje pewien "nastrój rytu­alny". Także w sensie estetyki sce­nicznej.

Umiejscowiony w jakimś kon­kretnym czasie?

- Do jakiegoś stopnia w "czasie ikonicznym". Chcieliśmy wydobyć pewną "ikoniczność czasu i prze­strzeni". "Ikoniczność przestrzeni" przywoływaną i budowaną choćby na "sposób Nowosielskiego". I w tym sensie dzieje się to w Rosji, że dzie­je się w "przestrzeni ikonicznej"... Nie usiłujemy imitować Rosji, próbujemy tylko stworzyć pewien "klimat ikoniczny". A "ikona", "ikona wschod­nia", budowana jest poprzez taką a nie inną jakość: światła, dźwięku, materii stwarzającej przestrzeń i ko­stium.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji