Artykuły

Kozioł ofiarny zawsze potrzebny

Ktoś porównał tę sztukę do kinowego przeboju "Seksmi­sja". Nie bez powodu. Podobnie, jak tam, tak i tu kobiety chcę opanować świat. Tylko, że tam rozwinięcie akcji przy­nosi efekty komediowe, tu zaś odwrotnie. Rzecz przypomina mroczną, ponurą psychodramę.

Mowa o przedostatniej (a nie ostatniej, jak podają niektórzy, bowiem "Seans" jest ostatnim dramatem) sztuce zmarłego, jak­że przedwcześnie, IRENEUSZA IREDYŃSKIEGO pt. "Dziew­czynki", którą wystawił stołecz­ny Teatr Dramatyczny, a któ­rej - niestety - nie zobaczył już autor. Choć, prawdę mó­wiąc, nie lubił oglądać swoich dramatów na scenie i rzadko dawał się uprosić o przybycie na premierę. Chcąc najkrócej scharaktery­zować "Dziewczynki" można by użyć słów samego autora, który tak powiedział o swojej twórczości: "Piszę ciągle jedną i tę samą sztukę. Warianty jed­nego dramatu. Wszystkie moje sztuki są o przemocy".

Przedstawienie w Dramatycz­nym rozpoczyna się niewinnie, śmiesznie, choć trochę tajemni­czo. Oto w położonym niedale­ko Warszawy pałacyku przezna­czonym na dom naukowca, spo­tyka się dziesięć pań (potem do­chodzi jedenasta) by utworzyć babski klub i w ramach kobie­cej solidarności pomagać sobie nawzajem. No i oczywiście zdo­minować mężczyzn, a następnie zawładnąć "ich" światem. Ma­teria sztuki zasadza się na roz­mowach prowadzonych przez kobiety, a właściwie kobietony, wziąwszy pod uwagę silę cha­rakteru i zdecydowany sposób postępowania i podejmowania decyzji. Tak więc od zabawy i sielskiej atmosfery, poprzez dy­skusje socjologiczno-psychologiczne - i chwilami - nie­wybredne żarty na temat męż­czyzn dochodzi do sprawy dramatycznej: morderstwa. W tych jedenastu kobietach znajdują­cych się w zamkniętej prze­strzeni. Jakby odgrodzonej ścia­ną salonu od reszty świata, w toku zdarzeń uzewnętrzniają się ich najniższe instynkty, skrzętnie dotąd ukrywane pod tzw. tytułem naukowym, dobrym wychowaniem, manierami.

Mroczna to i nasycona okru­cieństwem sztuka. Kiedyś za­rzut o okrucieństwo występujące w twórczość Iredyńskiego autor tak odparł: "No, cóż... To wisi w powietrzu, nosimy to w sobie...".

Wbrew pozorom wynikającym i tytułu sztuki nie jest to rzecz o kobietach. Owe tytułowe "dziewczynki", są tylko pre­tekstem do podjęcia spraw wy­kraczających poza pleć. Spraw natury ogólniejszej; jak prze­moc w życiu społecznym i w stosunkach międzyludzkich, jak okrucieństwo, jak relacje zacho­dzące między ludźmi w pomiesz­czeniu zamkniętym, jak strach, jak instynkty wodzostwa, jak szermowanie ideałami w celach konformistycznych, jak manipu­lacja grupą ludzi, czy wreszcie - jak chce sam autor - sym­bol "kozła ofiarnego", a więc zupełne przypadkowej i nie­winnej ofiary, której śmierć dopiero wyzwoli i unaoczni pewne cechy patologiczne tkwiące w naturze ludzkiej. Bez względu na to czy jest to mężczyzna czy kobieta.

W Teatrze Dramatycznym, wprawdzie nie jedenaście, ale kilka pań na pewno stanęło na wysokości zadania. A niektóre, np. ZOFIA RYSIÓWNA czy MARIA CHWALIBÓG zapre­zentowały wizerunek granych przez siebie postaci pełniej niż to nawet jest u Iredyńskiego. Zaś pełen napięcia dramatycz­nego, świetnie (poza nieliczny­mi wyjątkami) podawany przez aktorki, aż gęsty od treści i ja­kże celny dialog - nadaje tem­po przedstawieniu. Na pewno z jak najlepszych intencji reżysera wywodzi się koncepcja tzw. odrealnienia nie­których scen. Moim zdaniem, zupełnie jednak niepotrzebna. Nie tylko, że nie współgra z ca­łością i obca jest poetyce przed­stawienia, ale miast wnosić do­datkowe znaczenia i je uwy­puklać, sieje po trosze metafizyczny zamęt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji