Artykuły

This is so 19th century

"Słowo o Jakóbie Szeli" Bruna Jasieńskiego w reż. Michała Kmiecika w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Mike Urbaniak na blogu Pan od kultury.

Zajęcie się właśnie teraz Jakubem Szelą, który stanął w połowie dziewiętnastego wieku na czele chłopskiego i bardzo krwawego buntu przeciw panom, wydaje się być wyborem ze wszech miar trafnym. Cały Zachód ogarnia bowiem narastający bunt klas z samego dołu drabiny społecznej. Bunt przeciw elitom, zarówno intelektualnym, jak i finansowym, a może przede wszystkim politycznym. Nowym Szelą, oczywiście grubo przesadzając, nazywano kiedyś Andrzeja Leppera, który zrobił polityczną karierę na chłopskiej krzywdzie. Lepper, co prawda nie zadźgał nikogo kosą, ale nieraz przechodził ze swoimi ludźmi od słów do czynów, żeby wspomnieć niemal zlinczowanego i wywiezionego na taczce komornika. Dzisiaj znów czuć w powietrzu swąd zapowiadający przemoc ze strony chłopów pańszczyźnianych - są nimi wszyscy ci, którzy nie załapali się w Polsce na przemiany społeczno-gospodarcze ostatniego ćwierćwiecza, którzy żyją dzięki chwilówkom i śmieciówkom, i nie jest im dane smakować konfitur produkowanych w globalnej, nomen omen, wiosce.

Michał Kmiecik zrobił dobrą adaptację "Słowa o Jakóbie Szeli" i powstałej na jej podstawie "Rzeczy gromadzkiej" Bruno Jasieńskiego. Trzeba w ogóle powiedzieć, że kmiecikowe adaptacje, robione także dla innych reżyserów są zwykle udane. Gorzej jest niestety z reżyserią, która w przypadku najnowszej premiery Teatru Śląskiego w Katowicach jest nie tylko festiwalem banału, ale - co gorsza - przeglądem rozwiązań scenicznych ze zgoła innej epoki. Doprawdy, na scenie brakuje już tylko styropianowych kur i gęsi, co jest jeszcze bardziej szokujące w zestawieniu z myśleniem o teatrze rówieśników reżysera. Wydaje się, że oni krążą po orbicie okołoziemskiej, podczas gdy Michał Kmiecik próbuje sklecić z deski, drutu i gnoju silnik rakietowy. Trzymając się nieśmiesznych memów, które z okazji spektaklu przygotował Szymon Szewczyk (autor kostiumów wraz z Igą Słupską), chciało by się powiedzieć o tym teatrze: This is sooooo 19th century!

Reżyserowi nie pomagają też aktorzy, którzy nie tylko grają tak, że człowiek chce sobie otworzyć aortę sierpem, ale w dodatku nie potrafią mówić wierszem, co jest już zwyczajną zbrodnią na tekście Jasieńskiego. Tych recytacji nijak wytrzymać się nie da. Podobnie jak powstrzymać rozczarowania rolą Jerzego Głybina, którego Szela ma tyle charyzmy ile inny Jakub grany przez Wojciecha Niemczyka w "Księgach Jakubowych" w reżyserii Eweliny Marciniak w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Za jednym i za drugim nikt nigdy by nigdzie nie poszedł. No, chyba że do szatni po futro.

Są jednakowoż w tym nieudanym przedsięwzięciu elementy udane. Pierwszy i najważniejszy to, przepraszam za to uprzedmiotowienie, grający kilka ról Bartłomiej Błaszczyński. To aktor dużego talentu, który robi co może, by "Słowo o Jakóbie Szeli" podnieć z klepiska i to niekiedy mu się udaje. Plus należy się też Nagrobkom (Adamowi Witkowskiemu i Maciejowi Salamonowi) za muzykę, która w tym dramaturgicznie sflaczałym dziwowisku daje od czasu do czasu kopniaka. Z kolei wspomniani już Iga Słupska i Szymon Szewczyk zrobili piękne kostiumy, ale pasują one niestety do tej kanciapy zwanej sceną kameralną, jak ja do widowni stołecznego Teatru Kwadrat - niby wszystko okej, a jednak coś zgrzyta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji