Artykuły

Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś po raz pierwszy?

"Triumf woli" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Aleksandra Głusek w Teatrze dla Was.

Na deskach Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie zatriumfowało szczęście. Duet Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego stworzył spektakl, który jest wielowymiarową, wielowątkową podróżą. Premiera miała miejsce 31 grudnia 2016 roku. Data ta wydaje się zupełnie nieprzypadkowa ze względu na to, że zwykle wraz z Nowym Rokiem w życiu ludzi przychodzi czas na zmiany. Niewątpliwie dzieło to wydaje się wyjątkowe, ponieważ autorzy zmienili kierunek i wzięli na warsztat optymizm przeplatany nostalgią. To witalistyczny manifest o tym, że może być dobrze.

Już początek zwiastuje, że będzie to pokaz niezwykły. Publiczność wchodzi przez piszczące bramki, a pierwsza scena to efektowne widowisko świateł, muzyki i scenografii, współgrających żywiołów, które zwiastują katastrofę lotniczą. Już wtedy widz orientuje się, że miejsce, w którym rozbił się samolot, to analogicznie do szekspirowskiej "Burzy" wyspa Prospera. Jest też sam Will (Krzysztof Zawadzki), który przez cały spektakl czuwa nad rozgrywającymi się wówczas wydarzeniami.

Na scenie wysypanej piaskiem, z poniszczonymi częściami maszyny i stołami, przez kolejne trzy i pół godziny odbywa się zbiorowy seans terapeutyczny. Jego skutkiem ma być kolacja pod hikorą. Jeśli chodzi o wzorce osobowe, to każdy z widzów jest w stanie utożsamić się z którąś z postaci. To niezaprzeczalnie dzieło bardzo uniwersalne. Znajdziemy tu dwóch założycieli znanego na całym świecie fast fooda (Marcin Czarnik oraz Krystian Durman), ich wujka urażonego za to, że ukradli jego przepis (Adam Nawojczyk), pierwszą kobietę, która przebiegła maraton (Dorota Segda), górnika (Michał Majnicz), uzdolnioną muzycznie amatorkę yogi śmiechu (Monika Frajczyk), badaczkę oceanu (Dorota Pomykała), transwestytę z niezbyt dobrze radzącej sobie drużyny samoańskiej ligi piłki nożnej (Małgorzata Zawadzka), starannie wykształconą kobietę, prześladowaną przez niespełnione marzenia z dzieciństwa (Anna Radwan), człowieka, którego najlepszym przyjacielem jest pingwin (Juliusz Chrząstowski), opryskliwego mężczyznę (Radosław Krzyżowski) czy mongolskiego chłopca (Marta Nieradkiewicz). Każdy z nich cofa się, by opowiedzieć najważniejszą, czasem najtrudniejszą historię swojego życia. Bywają one bardziej lub mniej ciekawe, lecz w efekcie tworzą spójną historię celebrującą optymistyczne myślenie. Rozczulające bywa wsparcie, jakim darzą się postacie, jednak w trakcie spektaklu czasem zdaje się, że niektóre z opowieści są po prostu zbędne. Mimo tego w ostatecznym rozrachunku łączą się w logiczną całość.

Nie brak tu paradoksów, dowcipów, ciętych ripost i łzawych wątków. Można odnaleźć wiele nawiązań do różnych tekstów kultury. Wszystko, co dzieje się na scenie, jest abstrakcyjne oraz skomplikowane, dlatego odbiorca powinien być skupiony, mieć rozwiniętą percepcję i wyobraźnię. Śmiało można powiedzieć, że największym atutem - zaraz po znakomitej obsadzie - jest muzyka. Piosenki potęgują odczucia, ale są także motorem spektaklu, motywują źródło uciechy. Towarzyszy ona między innymi biegowi Kathrine Switzer czy aktywistom LGBT (przedstawionym w filmie "Dumni i wściekli"), którzy w latach 80. wspierali walijskich górników. Marcin Czarnik w stroju pingwina wraz z resztą zespołu śpiewa i niezaprzeczalnie jest to jeden z najbardziej dynamicznych i rozweselających momentów spektaklu. Świadczy o tym reakcja publiczności, która prawdopodobnie uskrzydlona i zmotywowana weszła w interakcję ze sceną, a także zasłużone owacje na stojąco.

"Triumf woli" to spektakl o tym, żeby robić coś pierwszy raz, żeby walczyć o siebie i nigdy nie wątpić w to, że najdziwniejsze marzenia są tymi najbardziej rozwijającymi. Aktorzy zostali idealnie dobrani do swoich postaci, są przekonywający, prawdziwi, to świetni kreatorzy i komedianci, którzy stworzyli ludzki świat w teoretycznie nierealnej aurze. To taki poradnik pozytywnego myślenia - o banałach mówi w sposób zabawny i nieoczywisty. Aż chce się żyć. Warto wybrać się do Starego Teatru w Krakowie, żeby zaczerpnąć trochę humoru i goryczy, poszukać w sobie pokładów energii generujących dobre chęci, ale przede wszystkim szczerze się uśmiechnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji