Artykuły

Gdańsk. W Operze Bałtyckiej wciąż bez porozumienia

Spór w Operze Bałtyckiej trwa. Do wczoraj (10 lutego), zgodnie z ustaleniami dyrektora teatru, związki zawodowe miały czas na podpisanie zaproponowanego przez niego porozumienia. Do złożenia podpisów jednak nie doszło, a atmosfera w placówce robi się coraz gorętsza.

- Strony negocjacji nie ustaliły daty końcowej ich przeprowadzenia. Datę 10 lutego wyznaczył pan dyrektor, bez konsultacji z kimkolwiek z nas. Na dzień dzisiejszy nie chcemy już rozmawiać z panem dyrektorem. Przypominam, że w październiku odbyło się w operze referendum ws. wotum nieufności dla pana dyrektora. 86 proc. biorących w nim udział zagłosowało "za", a mimo to próbowaliśmy dalszych negocjacji. Nic jednak one nie przyniosły - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" Anna Sawicka, przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w Operze Bałtyckiej i tłumaczy dalej, które z punktów zaproponowanego przez dyrektora Kunca porozumienia są jej zdaniem nie do przyjęcia. - Nie możemy zgodzić się na to, by czas na nowe negocjacje dobiegał końca we wrześniu 2017 roku, a całe porozumienie obowiązywało tylko do końca obecnego roku. Istnieje wyrok Sądu Najwyższego, w którym jest mowa, że jeżeli strony, po podpisaniu takiego porozumienia, nie zakończą negocjacji w terminie, to dyrektor może wprowadzić jakiekolwiek zmiany. To oznacza, że z dniem l stycznia 2018 roku mógłby np. zwolnić wszystkich pracowników bez żadnego wyjaśnienia - dodaje Sawicka.

Związki zawodowe nie zamierzają także odstępować od sporów zbiorowych, dopóki każdy z pracowników nie otrzyma na stałe choć minimalnej podwyżki od pensji, jaką otrzymywał przed objęciem sterów w operze przez dyrektora Kunca.

- Do porozumienia doszłoby już dawno, gdyby nie twarda i nieustępliwa pozycja pana dyrektora. My poszliśmy, moim zdaniem, na bardzo daleko idące ustępstwa. Teraz pan dyrektor nie pozostawia nam innej możliwości niż konsekwentne trwanie przy swoim - mówi Przemysław Treszczotka, skrzypek w Operze Bałtyckiej. - Każdego dnia otrzymujemy nowe sygnały i pomysły pana dyrektora na "uzdrowienie" opery. Widzimy, że nie cofnie się on przed niczym, na każdym kroku wykorzystuje swoją pozycję dyrektorską i przewagę nad nami, aby nam zaszkodzić. Nie mając żadnego zaufania do niego, nie możemy ani o krok ustąpić. Jeśli dziś to zrobimy, to jutro zaczniemy być zwalniani w przypadkowej kolejności i z przypadkowych powodów. Jeżeli chodzi o porozumienie finansowe, pan dyrektor próbuje nas wziąć głodem. Od pięciu miesięcy jesteśmy na obniżonych przez niego pensjach. Za dyrektora Weissa zarabiałem 2600 zł na rękę, teraz dostaję 2 tys. zł, a po przedstawionej przez dyrektora Kunca propozycji, zarabiałbym 2500 zł, czyli właściwie wróciłbym do punktu wyjścia. To, co nam dyrektor proponuje, nie jest podwyżką, tylko zwrotem tego, co nam zabrał - dodaje Treszczotka.

Wszystkie związki zawodowe zgodne są jeszcze co do jednego: dalsze rozmowy chcą prowadzić z marszałkiem, a nie z dyrektorem. Co na to władze placówki?

- W pełni popieram stanowisko zarówno związków zawodowych, jak i pracowników, że poziom wynagrodzeń zasadniczych w Operze Bałtyckiej jest bardzo niski i należy to bezwzględnie zmienić. W tym celu od początku mojej kadencji na stanowisku dyrektora, tj. od 1 września 2016 roku, prowadzę działania i negocjacje zarówno z przedstawicielami związków zawodowych, jak i z organizatorem opery - Urzędem Marszałkowskim Województwa Pomorskiego - mówi prof. Warcisław Kunc, dyrektor Opery Bałtyckiej.

Na naszą prośbę władze teatru udostępniły nam tabelę z pro-pozycjami wynagrodzeń. Jeśli doszłoby do porozumienia, np. muzyk tutti, którego pensja zasadnicza w 2015 roku wynosiła 2 tys. zł, zarabiałby o l tys. zł więcej. Zarobki artysty chóru wzrosłyby z 2-2,3 tys. zł do 3 tys. zł, a tancerza solisty - z 2,2-3 tys. zł do 3,6 tys. zł.

Oprócz pensji zasadniczej każdemu z artystów należą się także tzw. ponadnormówki. Za czasów dyrektora Weissa w operze obowiązywała norma zero, tak więc za każde wyjście na scenę artysta otrzymywał dodatkowe pieniądze. W przypadku np. muzyka tutti było to 200 zł. Nowe władze natomiast chcą wprowadzić w teatrze normę "8". Za dziewiąte i każde kolejne wyjście na scenę rzeczony muzyk tutti otrzymałby 140 zł.

- Należy zaznaczyć, że dyrektor opery w Gdańsku dysponuje dotaq'ą podmiotową w wysokości 15,4 min zł i tylko w oparciu o te środki finansowe może prowadzić politykę płacową - mówi dalej Kunc. - Prowadzone negocjacje i wydarzenia dowiodły, że bezwzględnym warunkiem podjęcia dalszych rozmów i działań zmierzających do regulacji wynagrodzeń jest zakończenie przez KZ NSZZ Solidarność sporu zbiorowego.

***

Komentarz Jarosława Zalesińskiego:

O co chodzi w operze?

Pogubiłem się już w tym, o co może chodzić w sporze pracowników Opery Bałtyckiej z dyrekcją. Niby sprawy mają się tak: nowy dyrektor Warcisław Kunc chciał na progu swojego pierwszego sezonu pracownikom tu i tam uszczknąć oraz dołożyć obciążeń, bo system wynagradzania odziedziczony po poprzednim dyrektorze był mało dorzeczny. To, że na taki program zaciskania pasa załoga - i tak zarabiająca psie pieniądze - się zbuntowała, jest jeszcze zrozumiałe. Ale nie tłumaczy to obecnej fazy konfliktu. Dyrekcja bowiem chyba zrozumiała, że nie tędy droga i proponuje dziś załodze regulacje, które oznaczają z grubsza powrót do poziomu zarobków sprzed konfliktu. Może nie każdy wychodzi znów na to samo, niemniej - same te regulacje byłyby może do przyjęcia, gdyby nie to, że...

Że co? Że pracownicy nie mają do nowego dyrektora krzty zaufania. I chcieliby takich wybiegających w przyszłość rozwiązań, które nie pozwoliłyby wyciągnąć im z kieszeni tego, co wynegocjowali dzisiaj. Cóż, jeśli tak się sprawy mają, znaczyłoby to, że problem z operą nie polega dzisiaj na kryzysie pieniędzy, tylko na kryzysie zaufania.

Możliwe jest jednak jeszcze jedno wyjaśnienie. Pamiętajmy, że załoga ogłosiła wotum nieufności tak w stosunku do poprzedniego dyrektora, jak i obecnego. Może zatem celem protestów nie jest wynegocjowanie najlepszych dla siebie warunków pracy i płacy, tylko ostateczne wykurzenie dyrektora Kunca z teatru? Zadeklarować tego wprost nie można, bo tak jak ogon nie może kręcić psem, tak związki zawodowe nie mogą sobie wymieniać dyrektorów. Ale można w tym celu w nieskończoność przedłużać rozmowy, stawiać wciąż nowe warunki, w nadziei, że przełożony dyrektora Kunca, czyli marszałek województwa, nareszcie się zniecierpliwi i dyrektora pogoni.

Można się w tym pogubić. Sam już nie wiem, gdzie leży prawda. Ale jeśli żądania będą stawiane w nieskończoność, zacznę się chyba skłaniać ku tej ostatniej wersji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji