Artykuły

Arnold Szyfman. Wspomnienie

"Kiedy przekroczyłem bramę "labiryntu zwanego teatrem", dość szybko zgubiłem drogę i od tej chwili innego świata już nie widziałem". 11 stycznia minęło 50 lat od śmierci Arnolda Szyfmana - pomysłodawcy, budowniczego i wieloletniego dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie, który dziś nosi jego imię.

Ci, którzy znali Szyfmana, zawsze podkreślali, że nie spotkali nigdy człowieka, który plan na całe życie nakreśliłby sobie we wczesnej młodości, a następnie - dzięki uporowi - plan ten realizował, odnosząc przy tym niemałe sukcesy. Szyfmanowi nie przeszkadzały w osiąganiu celu żadne trudności. Nie było przeszkód, których nie mógłby ominąć, nie było okoliczności, których by nie przezwyciężył, nie było drzwi, do których by nie zapukał, chcąc utrzymać swój teatr. Zazdroszczono mu "głowy na karku" i chętnie zaglądano do dyrektorskiego portfela. Nazywano go "teatralnym plantatorem", "dyletantem", "kapitalistą", "mistrzem koniunktury", ale też "cudownym furiatem", "Szyfmanem Słupnikiem" i "pierwszorzędną siłą organizacyjną". Drwiono, że gdyby obiekt jego westchnień - aktorka Maria Przybyłko-Potocka - pasjonował się robótkami ręcznymi, to Szyfman założyłby i poprowadziłby fabrykę włóczki. Z upodobaniem wytykano mu obce nazwisko i żydowskie korzenie. A on upokorzenia przekuwał w siłę i zasłużył się polskiej kulturze najlepiej, jak potrafił - dał jej Teatr Polski w Warszawie.

Młody krakowianin, początkujący literat bez kapitału i stosunków towarzyskich, ale za to z ogromnymi ambicjami, w kilka lat pozyskał warszawskich przemysłowców, bankierów, prezesów, hrabiów i książęta dla swego szalonego pomysłu założenia prywatnego teatru narodowego.

Zdobył wielki kapitał, a potem w dziesięć miesięcy wzniósł z architektem Czesławem Przybylskim olśniewający rozmachem prywatny teatr - polski teatr, który w czasach zaborów wolny był od obcej administracji i obcych wpływów. Jako inauguracyjne przedstawienie daje nie kabaret, nie widowisko muzyczne z "girlsami", strusimi piórami i schodami, ale "Irydiona" Zygmunta Krasińskiego w monumentalnej oprawie plastycznej Karola Frycza. Nie pozwalając Warszawie otrząsnąć się z zaskoczenia, idzie za ciosem i w pierwszym sezonie wprowadza na afisz trzynaście ambitnych premier. Jeden z recenzentów pisze: "Teatr Polski może być ze wszech miar dumny, (...) zaspaną, zazwyczaj głupawo-bezmyślną publiczność zmusił do odbierania wrażeń i do ich manifestowania".

Teatr Szyfmana miał okresy pomyślności i niezaprzeczalnej potęgi, miewał również chwile trudne, kryzysowe, w których dyrektor ratował budżet spółkami, reorganizacjami czy nowymi scenami z lżejszym repertuarem. Zawsze jednak starał się podnosić aspiracje teatrów stolicy, wprowadził, jak mawiał, "artystyczne współzawodnictwo", dzięki właściwemu doborowi kadry stworzył scenę, która była dobrą szkołą aktorów, reżyserów, dekoratorów. Teatr Szyfmana był oknem na świat i przez lata polską wizytówką teatru europejskiego.

Arnold Szyfman zawsze chciał mieć to, co najlepsze. Bywał surowy, aktorów dobierał do zespołu niczym karty do pokera, znał wartość i znaczenie pieniądza, strzegł zazdrośnie swego czasu, nie ze wszystkimi dobrze żył, ale -jak wspominali jego współpracownicy - umiał szanować innych i jeśli ktoś dołączył do "jego zespołu", zazwyczaj tego nie żałował. Szyfman posiadał zrozumienie dla wartości pracy, cenił sumienność i lojalność, potrafił też doceniać sukcesy, nawet jeśli odnosili je jego wrogowie.

Odpowiadając na pytanie: "Jaki być winien idealny kierownik teatru?", Szyfman powiedział: "Winien być człowiekiem, który musi stać mocno nogami na ziemi, a rękami dosięgać niebios". W tym stwierdzeniu najpełniej ujawnia się Szyfmanowskie dążenie do zespolenia idealizmu sztuki z materialnymi potrzebami codzienności. Przemówił tu i "mistrz koniunktury", i "cudowny furiat". Osobliwość tej odpowiedzi zadziwia, jeśli uświadomimy sobie, że udzielił jej dyrektor teatru - przedsiębiorstwa, które musiało być wówczas na własnym utrzymaniu. Zadziwia też konsekwencja i upór Szyfmana, szczególnie z perspektywy naszych czasów, kiedy roszczeniowość, kult sukcesu bez afirmacji pracy i zrażanie się najmniejszymi przeszkodami są zjawiskiem tak powszechnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji