Artykuły

Dwugłos w sprawie "Berlin Alexanderplatz" w Studio

"Berlin Alexanderplatz" Alfreda Döblina w reż. Natalii Korczakowskiej w STUDIO Teatrgalerii w Warszawie. Piszą Agnieszka Górnicka i Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Recenzje na cztery ręce, czyli jeden ZA, drugi PRZECIW

(bardziej) ZA - Agnieszka Górnicka

Kampowy Berlin

Spektakl "Berlin Alexanderplatz" w reżyserii Natalii Korczakowskiej wychodzi z krzykliwej i ekspresjonistycznej estetyki teatru postdramatycznego, hołdując tym samym teatrowi spod znaku Krzysztofa Warlikowskiego czy Mai Kleczewskiej. To teatr bezwstydny i drapieżny, który wciąga nas w niecodzienną historię Franza Biberkopfa (Bartosz Porczyk) - byłego więźnia, który w afekcie zamordował swoją narzeczoną. Po wyjściu na wolność próbuje odnaleźć się w bezpruderyjnym, rozwiązłym i pozbawionym zasad świecie międzywojennego Berlina. Berlina, który dobrze znamy z "Cabaretu" Boba Fosse'a czy "Zmierzchu Bogów" Luchino Viscontiego.

Powieść Alfreda Döblina z 1929 roku część widzów może pamiętać dzięki serialowej produkcji w reżyserii Rainera Wernera Fassbindera, okrzykniętej przez magazyn The Time jedną z najlepszych produkcji telewizyjnych w historii filmu. Serial utrzymany w klimacie kina noir ukazywał losy Franza na tle dochodzącego do władzy faszyzmu, kryzysu gospodarczego i społecznego rozbestwienia, które jak w lustrze odbijały się w zadymionych, kabaretowych knajpach, gdzie beztrosko wykrzykiwano hasła: "Życie to zabawa!".

Natalia Korczakowska, zarysowując tylko kontekst historyczny, umieszcza swoich bohaterów, jak sama wspominała w jednym z wywiadów, w przestrzeni abstrakcyjnej, znajdującej się gdzieś na granicy przeszłości i teraźniejszości. Scena Teatru Studio otoczona z dwóch stron widownią i czerwonymi kotarami przypomina wnętrze nocnego klubu, a może raczej jego mroczne zaplecze, niedostępne każdemu przybyszowi. Ten cyrkowy ring, w którym główną atrakcją staje się Franz Biberkopf, nosi znamiona moralitetowej otchłani, nad którą pieczę sprawują dwie figury dobra i zła. Katarzyna Warnke i Tomasz Nosinski wchodzą w rolę mistrzów ceremonii prowadzących narrację i komentujących przebieg wydarzeń. Ich wygląd i skórzane stroje przypominające kreacje haute couture rodem z wybiegów Alexandra McQuenna z lat 80', wyraźnie nawiązują do sadomasochistycznego stylu i erotycznego kontekstu. Postacie grane przez parę aktorów to ludzie z pogranicza świata żywych i umarłych, którzy nie biorą bezpośredniego udziału w akcji. Cytują jednak tytuły kolejnych rozdziałów powieści, zachowując w ten sposób jej porządek i kierunek. Wzbogacają również narrację wykonując utwory muzyczne. Katarzyna Warnke i jej wykonanie utworu Nicka Cave'a "Red right hand" to absolutne mistrzostwo rockowego i New Age'owego brzmienia, które rozbija świat przedwojennego Berlina na rzecz współczesności i świata bliższego naszym czasom.

Bartosz Porczyk kreujący główną rolę zagubionego Franza, który po wyjściu z więzienia składa przysięgę, że do końca życia będzie uczciwym i dobrym człowiekiem, balansuje na granicy postaci chorej psychicznie, naiwnej w swoim myśleniu o świecie, wręcz nieco dziecięcej. To bohater "złamany" przez pobyt w więzieniu. Człowiek, którego kręgosłup moralny rozpadł się, i powoli próbuje się zrosnąć. Cała naiwność i bezbronność Franza wobec czyhających wokół pokus kryje się wewnątrz zbroi, jaką jest jego idealnie wyrzeźbione ciało, silne i sprawne, nie skażone jakimkolwiek defektem czy niedostatkiem. Reżyserka bawi się fizycznością głównego bohatera, który wdzięcznie pręży się w świetle reflektorów i osypującego się brokatu, nie tylko w kierunku żeńskiej części publiczności. Franz stara się ze swojego ciała zrobić użytek. I częściowo mu się to udaje. Zostaje zauważony przez Pumsa (Halina Rasiakówna) i jego nierozgarniętą bandę współpracowników, którzy zarabiają na życie oszustwami. Sceny z Haliną Rasiakówną to ukłon w stronę filmowości, zabawa z konwencją gangsterskich filmów noir, w której doskonale odnaleźli się aktorzy z wrocławskiego Teatru Polskiego - Marcin Pempuś i Andrzej Szeremeta, także Marcin Bosak.

W trashowej i kampowej estetyce poprowadzona została narracja drugoplanowych bohaterów powieści - kochanek i prostytutek, które na swojej drodze spotyka Franz. Decyzja reżyserki aby rolę kobiecych dewiantek powierzyć Robertowi Wasiewiczowi zaowocowała szeregiem komicznych scen i humorystycznych sytuacji; w pewnym momencie osunęła się jednak w niezdrową tendencję i charakterystyczny zabieg przekraczania normatywności płciowej, wprowadzając na scenę nieco zużytą przez rodzimych reżyserów postać skąpo odzianego transwestyty z długą blond peruką.

Historia Franza Biberkopfa na scenie przybiera kształt koszmarnego snu, w którym do głosu dochodzą duchy i grzechy z przeszłości, zaciemniające chory i zmęczony umysł bohatera. Franz, choć pragnie czynić dobro, wikła się w zło skrywane pod maskami jego przyjaciół, które stopniowo doprowadza go do kolejnych tragedii. Spektakl Natalii Korczakowskiej to sprawnie opowiedziana historia upadku człowieka, który jak trzcina obraca się w kierunku ludzi, którym ufa się zbyt mocno. Ekspresywna estetyka, filmowe kadry, neonowe i stroboskopowe światła, głośna muzyka, taniec, senne wizje wyjęte z umysłu Franza mogą przyprawić o zawrót głowy. Jednak fundamentem spektaklu są silne aktorskie osobowości, z których każda oddzielnie daje popis swoich możliwości. To wspaniale widzieć na warszawskiej scenie rozrzuconych, niestety, po różnych teatrach aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu. Razem z aktorami Teatru Studio stworzyli oni błyskotliwe i wyjątkowe kreacje aktorskie. Korczakowska dała im duże pole do popisu, które w znacznej mierze zostało przez twórców wykorzystane.

***

(absolutnie) PRZECIW - Wiesław Kowalski

Berlin bez przeczuć, niedopowiedzeń, mroków

Po obejrzeniu wcześniejszego "Wyznawcy" i najnowszego spektaklu Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio, jednego mogę być pewien - na pewno patrzymy na rzeczywistość z zupełnie różnych pułapów. Podejrzewam, że nawet gdybyśmy patrzyli na świat z tej samej perspektywy widzielibyśmy coś diametralnie innego. I nie byłoby w tym stwierdzeniu niczego szczególnego, bo to teraz tendencja nie tylko w sztuce dominująca, gdybyśmy czasami na chwilę mogli spotkać się choćby w pół drogi i spojrzeć sobie w oczy. I tu pojawia się problem. Albowiem ja zwyczajnie na każdym poziomie narracji proponowanej przez Korczakowską rozmijam się ze wszystkimi scenicznymi ekwiwalentami, którymi reżyserka próbuje otwierać powieściowy świat bohaterów Alfreda Döblina.

"Berlin Alexanderplatz" w tak przegadanej i nastawionej na efekt inscenizacji (reżyserka podobno zna tekst powieści niemal na pamięć, szkoda zatem, że go w tak nieludzki sposób masakruje) nie jest "moim teatrem". Ten rodzaj bałaganiarskiego, chaotycznego inscenizowania, w którym poszczególne obrazy czy etiudy nie chcą się w natłoku używanych środków złożyć w jedną, logiczną całość, leży absolutnie poza zasięgiem tego, co w teatrze jest w stanie mnie dotknąć, co może spowodować przeżycie tyleż dotkliwe, co czysto estetyczne.

Wszystko co Korczakowska chce powiedzieć o Franzu Biberkopfie (Bartosz Porczyk od początku buduje tę postać poprzez wykorzystanie swojej cielesności - na dłuższą metę staje się to zwyczajnie nie do zniesienia - i pozbawione emocjonalności tony w głosie, które stają się niczym innym jak popisem jego technicznych umiejętności artykulacyjno-emisyjnych, tyle że od środka pustych i czysto zewnętrznych), głównym bohaterze "Berlin Alexanderplatz", o nieuchronności jego losu, o erotyce dającej tylko złudzenie bliskości, o mechaniczności, która degraduje możliwość pełnego spełnienia, zamienia się w bardzo ogólny, abstrakcyjny obrazek, rażący intelektualnymi konstrukcjami nie wolnymi od absolutyzacji, odpychający niepewnym, bo płaskim oniryzmem i udawaną drapieżnością, brakiem pokory wobec świata obiektywnego i mizernym poczuciem humoru. Trudno też mówić o czystości czy szlachetności innych ról w tym spektaklu, które zamykają się najczęściej w sekwencjach, które nie potęgują skali problemów, nie podbijają ani nie tłumią okrucieństwa, nie otwierają nowych perspektyw w próbach redukowania tragizmu, który tego typu konceptom jakoś nie chce się poddać. Owszem, mamy tutaj perełki aktorskie takie jak w wykonaniu Krzysztofa Zarzeckiego, Stanisława Brudnego czy Marcina Bosaka, ale toną one w dziwności narracyjno-montażowych konceptów i w sensach sprowadzanych do jednoznaczności zachowań, które gubią możliwość pokazania prawdziwego stosunku do człowieka. Są też i role zupełnie nie trafione, pozbawione gęstości, jak te w interpretacji Doroty Landowskiej czy Anny Paruszyńskiej - kreowanej nie wiedzieć czemu na nową gwiazdę teatru Studio. Póki co aktorka w każdym przedstawieniu eksponuje głównie dziewczęcą naiwność, która do konkretnych postaci scenicznych, wcale nie trzpiotowatych, ma się, jak pięść do nosa (proszę nie myśleć, że od razu nie doceniam jej roli w Imce - w "Beniowskim. Królu Madagaskaru" w reż. Pawła Świątka nie sposób było nie zwrócić na nią uwagi).

Oczywiście trudno - jak widać - w moim przypadku zachwycać się tym spektaklem, łatwiej jest się krzywić, co znowu grozi wpadnięciem w banały. Ale jeśli Ci, którzy już dziś okrzyknęli dzieło Korczakowskiej - z różnych zresztą względów - przełomowym, jednocześnie sugerując, by skrócić je o godzinę, to przestaję mieć skrupuły. A i linczu ze strony akolitów (jedna ze znanych aktorek z ambicjami, co nie znaczy, że stroniąca od celebryctwa, zaśmiewała się na premierze tak głośno, że powinna dostać dożywotni karnet do Kwadratu czy Komedii, gdzie najczęściej grają farsy i taki rodzaj reagowania jest w każdej chwili na miejscu) też się nie boję. Nie interesuje mnie w teatrze ani proste dobro, ani obrzydliwe zło, wiem też, że czysta brzydota i czyste piękno bywają zbyt oczywiste - w inscenizacji Teatru Studio, w jej krzykliwej estetyce, nie doszło jednak do intrygującej i nieustannie toczonej gry pomiędzy etyką i estetyką. I dlatego nie jestem w stanie tego spektaklu na żadnym poziomie realizacyjnym zaakceptować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji