Artykuły

Skrzypek na dachu

TEMPERATURA powietrza w ten czerwcowy wieczór nie przekraczała chyba dziesięciu stopni. Widzowie w najcieplejszych ubraniach dodatko­wo owijali się kocami; młoda dziewczyna paradująca w czasie przerwy w autentycznym kożuchu i botkach budziła zazdrość u innych pań. Znajomy dziennikarz, lekkomyślnie odziany tyko w koszulę usiłował okryć się i ogrzać... Impregnowanym płaszczem swojej sąsiadki; znany lekarz ratując się fufajką przytulał się do pani Krysi. Kilkoro dzieci (zupełnie nie wiem co one miały do roboty przed północą w Operze Leś­nej), biegało wzdłuż kanału orkiestrowego. Było nas, tych śmiałków, którzy odważyli się wybrać w ostatni, czerwcowy wieczór anno Domini 1984 do sopockiej opery niewielu, bardzo niewielu; chwilami nawet zdawało się, zwłaszcza po drugiej przerwie, że jest nas mniej, niż występujących artystów.

Smutne to, tym bardziej że łódzki Teatr Muzyczny przywiózł na Bałtyckie Spotkania Oper i Teatrów Mu­zycznych polską prapremierę sławnego "SKRZYPKA NA DACHU" Jerry'ego BOCKA.

Właśnie mija dwadzieścia lat od nowojorskiej premiery dzieła Bocka, Steina i Harnicka, dwadzieścia lat jego triumfalnego pochodu przez naj­większe światowe sceny. W ciągu tej niespotykanej wprost kariery "Skrzypek" dziewięć lat nie schodził ze sceny na Broadwayu, stał się ogromnym sukcesem Felsensteina w berlińskiej Komische Oper, wreszcie został sfilmo­wany przez Normana Jewsona z Chaimem Topolem w roli Tewiego. W Polsce, po łódzkiej prapremierze zagrał "Skrzypka" Teatr Wieki w Poznaniu i te właśnie dwa przedstawienia zapoczątkowały, mam nadzieję, następne realizacje tego zupełnie wyjątkowego dzieła.

Dlaczego wyjątkowego i czym zyskującego tak ogrom­ne powodzenie?

Wyjątkowego przez swoją treść, przez umieszczenie akcji w środowisku biedoty żydowskiej, i zamieszkującej, na początku naszego stulecia, małe, zapomniane przez Bo­ga i ludzi, ukraińskie mia­steczko Anatewkę.

Sam temat, także miejsce i czas akcji ograniczyły za­sadniczo wykorzystanie typowych, musicalowych środków wyrazu. Nie ma więc możliwości zatańczenia kankana, nie ma przysłowiowych schodów i iluminacji świetlnej, nie ma rajerów i piór, gorsetów, falban, nie ma gwiazd. Jest natomiast tytułowy, chagallowski "Skrzypek", no­stalgiczną rzewną muzyką towarzyszący rodzince Mleczarza i jego przyjaciołom w codziennych radościach i smutkach. W niespeł­nionych marzeniach, tęsknotach, w przeciwstawianiu się złemu losowi.

Do Anatewki trafiają prze­cież odgłosy wielkiego świata, burz dziejowych, odbijają się one w życiu jej mieszkań­ców. Ale oni rządzą się włas­nymi prawami, nie poddają się. Tewie rozmawia na temat czekającego ich losu nawet z samym Panem Bogiem, konferuje z nim jak z równym, przedstawia swoje racje, za­klina o pomoc. Jest w tym wszystkim bardzo ludzki, bar­dzo ciepły i bardzo zwyczaj­ny. Pracuje, kocha, śpiewa, buntuje się i marzy, by być bogatym (If I Were a Rich Man).

Losy Tewiego mają charakter i wymiar uniwersalny, znajdują zrozumienie w każ­dym środowisku, niezależnie od narodowości, wyznania czy światopoglądu. Nie ma bowiem podziałów i nikną bariery gdy chodzi o stoso­wanie w życiu odwiecznych, niezniszczalnych praw - uczciwości, mądrości życiowej, dobroci. Ich nosicielem jest właśnie Tewie, uginający się niejednokrotnie pod cięża­rem klęsk, ale podnoszący się znów, by dalej ciągnąć ten swój życiowy wózek, by nie dać się pokonać.

Mieszkańcy Anatewki muszą w końcu ulec przemocy, ale rzetelność ich charakterów, prawość każą mieć nadzieję, że odnajdą swoje miejsce na ziemi, że znów zaśpiewają "Tradition", że posłuchają jeszcze nieraz swego skrzyp­ka, grającego na dachu...

Do sukcesu tego musicalu przyczyniła się oczywiście, oprócz głęboko humanistycz­nego przesłania, przede wszystkim muzyka Jerry'ego Bocka. Łącząca w sobie współczesne środki wyrazu, rytmiczność z tęskną melodią rosyjskiego romansu, z folklorem żydowskim. To niezwykłe połączenie daje znakomite efekty w postaci spektaklu, pełnego temperamentu, zróżnicowanego muzycznie, przy­noszącego co najmniej dwa szlagiery na miarę sukcesu światowego (wspomniany "Gdybym był bogaczem" i "Iść tam, gdzie każe los", a także chyba pieśń o przemijaniu czasu "To świt, to zmrok"). Całość spina rzewna nuta skrzypiec, w zaska­kujący sposób bliska współ­czesnemu słuchaczowi.

Naturalna sceneria Opery Leśnej jest wymarzonym tłem dla "Skrzypka"; w niej dekoracje Mariana Stańczaka sta­nowiły trafne uzupełnienie całości. Ale bohaterem nr 1 sobotniego wieczoru była nie muzyka, nie tytułowy "Skrzy­pek", ale Bernard Ładysz w roli Tewiego. Za pomysł za­proszenia go do gościnnych występów należą się łódzkie­mu teatrowi (a może samej Marii Fołtyn, reżyserce przed stawienia?) ogromne brawa.

"Skrzypek" stoi bowiem przede wszystkim rolą Mleczarza i od jego aktorskich umiejęt­ności, od jego głosu i osobowości zależy powodzenie przedsięwzięcia.

Bernard Ładysz spełnia wszystkie te warunki w stop­niu doskonałym. Jakim dys­ponuje głosem - wiemy wszyscy, a na dowód, że jest wspaniałym aktorem wystar­czy przypomnieć niezapom­nianego Suzina z "Lalki" - filmu W. Hasa.

Tewie Łodysza jest ogrom­nie wzruszający; niemłody, zmęczony życiem, dobry człowiek, przywiązany do trady­cji, nie pozbawiony poczucia humoru, szczególnie w osobliwych dyskusjach z Panem Bogiem. Uczciwy, po ludzku prosty, zwyczajny Ładysz zdaje się nie grać swego boha­tera, on po prostu nim jest; utożsamia się z postacią, z rolą, słowami roli mówi o so­bie, do nas, do każdego z nas.

A przy tym wspaniały, stale jeszcze potężny głos i dy­kcja, wyróżniająca go spo­śród wszystkich innych wy­konawców spektaklu.

Przedstawienie od strony reżyserskiej przygotowała Maria Fołtyn; czuje się w nim jej żelazną rękę od samego początku - nie ma więc tak denerwującego, podziału na chór, balet i solistów. Cały zespół zorganizowany został pomysłowo do uczestniczenia w akcji scenicznej. Każdy ma swoje miejsce, swój epizod; tworząc zróżnicowane typy potrafiła reżyserka zbudować zwartą całość, zwartką ak­cją, z dobrym aktorstwem.

Złagodziła też, tak częste w operetkach - dysonanse między śpiewem a tekstem mówionym. Gdyby tylko jeszcze dykcja łódzkich artystów była wyrazistsza i bardziej zrozumiała! Wtedy, mimo przeraźliwego chłodu, ciepło bijące ze sceny potrafiłoby nas ogrzać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji