Artykuły

Skrzypek na dachu

"Jedynym pięknem w sztuce jest życie ludzkie" - pisał Shaw i pewnie się nie mylił. Gdyby szukać potwierdzenia tej prawdy efektownym dowo­dem byłby "Skrzypek na da­chu" Jerry'ego Bocka, z libret­tem Josepha Steina. Prawie 20-letnia wielka sceniczna kariera tego musicalu przyniosła dosta­tecznie wiele wiadomości o utworze, a więc nawet ci dla których ten rodzaj sztuki ozna­cza wspaniały wystrój sceny - pióra i schody - z ochotą i za­ciekawieniem przyjrzeć się chcieli Anatewce, małemu ukraińskiemu miasteczku i jego mieszkańcom żyjącym tam w początkach minionego wieku, zwłaszcza zaś Tewiemu mlecza­rzowi jego żonie i pięciu cór­kom. Cała prosta życiowa mą­drość głównego bohatera, jego wyrozumiałość i dobroć, reflek­sje przepojone przysłowiową ży­dowską przekorą, arcyłatwo skłaniają widza do bacznego śledzenia wszystkich niuansów tekstów, reagowania na pana Tewiego dywagacje, kierowane choćby do Boga: "Stworzyłeś wielu, bardzo wielu biednych ludzi. Oczywiście, to żaden wstyd być biednym, ale żeby to był zaszczyt to także nie powiem. Wiec co by się stało strasznego - gdybym ja miał - powiedzmy - niewielki mająteczek"

Tytułowy Skrzypek jakby ak­centował te wszystkie przekorne życiowe mądrości ostrym wyrazistym tonem muzyki, podkre­ślając racje Tewiego. Tomasz Bartosiak w swoich skrzypco­wych popisach solowych bardzo mocno i pięknie zaznacza obec­ność Tewiego przynosząc swoi­stą muzyczną wykładnię emocji, siły ocen starego biedaka.

Jest w tym musicalu i miłość i moc przywiązania ułatwiającego ludzką egzystencję, radość odkrywania małego ludzkiego szczęścia i nadziei. Jest również szacunek i siła tradycji której racje weryfikuje życie. Jest też nuta żalu za tym co mija. Pozostawiając widzowi możliwość odkrywania fabuły chcę zatrzy­mać się przy inscenizacji jaką przygotował Teatr Muzyczny.

Polska prapremiera "Skrzyn­ka na dachu" była ogromnym przedsięwzięciem. Widowisko angażuje na scenie dziesiątki wykonawców - niemal, wszyst­kich pracowników teatru, a na­wet sporą gromadę dzieci artystów. Podejrzewam, że scena Teatru Muzycznego nigdy dotąd nie była zapełniona aż tyloma ludźmi. Już więc z widowni prowadzą (bardzo skrzypiące) ulice Anatewki, a już w foyer ustawiono drogowskaz do mia­steczka. Słowem publiczność jest jakby wpisana w środek zda­rzeń (autorem udanej sceno­grafii jest Marian Stańczak). Z pewnością scenografowi chodziło o efekt artystyczny, ale także o powiększenie sceny. Cóż, in­scenizacja "Skrzypka" mimo widocznych zabiegów dowiodła, że Teatr Muzyczny nie należy do nazbyt dobrze wyposażonych, zwłaszcza zaś obszernych. Niemniej za sprawą pomysłowego wykorzystania sceny i prosce­nium akcja mogła się rozgrywać symultanicznie.

Musical Bocka z polskim tek­stem Antoniego Marianowicza przynosi kilkanaście interesują­cych postaci, choć pozostawia przede wszystkim pole do dzia­łania jednemu: Tewiemu - mleczarzowi. Od pierwszej sceny występujący w tej roli gościn­nie Bernard Ładysz przekonuje, że dla niego rola to iście ży­ciowa. A zagrać ją mógł przede wszystkim dobry aktor. Trzeba ogromnego zrozumienia prostej życiowej filozofii klarownego powiązania dramatu i komedii oraz dużej sprawności w pre­zentowaniu niuansów nastroju właściwego człowiekowi, speł­niającemu godnie swoje z dnia na dzień, by stworzyć tę postać. Bez dysonansów i "zgrywania się" splótł Ładysz przebiegłość z bezsilnością, przywiązanie do skutków minionych przeżyć z wyrozumiałością dla wszyst­kiego co nowe. Świetnie zagra­na i w sposób bardzo charak­terystyczny zinterpretowana me­lodia ze słowami "Gdybym był bogaty" udokumentowała słusz­ność powierzenia roli Tewiego właśnie jemu.

Dzieło które jak "Skrzynek" obrosło legendą, prowokuje wi­dza do szczególnie krytycznej oceny. Płytowe nagrania muzyki Bocka, filmowa wersja musicalu zrealizowana przez N. Jewisona którą ten i ów podczas zagrani­cznych wojaży obejrzał skłania ją do wysokiego ustawienia po­przeczki oczekiwań i choć z pe­wnością łódzka wersja "Skrzyp­ka" jest interesującym widowiskiem starannie przygotowanym przez reż. Marię Fołtyn (wraz z M. Stańczakiem także współinscenizatorkę) to jednak może na­zbyt jednowymiarowa jest np. bardzo piękna scena w karczmie. Dopiero w końcowej części przynosi bowiem zderzenie dwu kul­tur - rosyjskiej i żydowskiej choć trudno nie odnotować efek­townego wejścia wokalnego jakie mieliśmy okazję oklaskiwać w wydaniu Ireneusza Jakubowskiego w roli młodego Rosjanina Fiedki. Może też mniej dosłowne "opowiadanie" snu Tewiego słu­żyłoby zwartości inscenizacji. Ale jak zaznaczyłam poprawki pod­powiada legenda "Skrzynka". Na scenie Teatru Muzycznego oglądamy więc skrupulatnie przenie­sione libretto, które wymaga przecież niezwykłej dramaturgi­cznej spójności i aktorskiej sprawności. Na szczęście artystom tej sceny udało się wyzbyć ma­niery właściwej operetce. Powstał spektakl o którym nie zapomina się zaraz po wyjściu z teatru. Lista wykonawców jest na tyle długa że trudno przedstawić ją w całości. Odnotujmy więc że rolę Gołdy żony Tewiego zagra­ła Grażyna Krajewska z dużym wyczuciem przedstawiając wady i zalety swojej bohaterki - zrzę­dliwej żony i czułej matki. Cór­kami były urocze miłe i bardzo stanowcze panie Małgorzata Wilk, Hanna Matyskiewicz, Teresa Mulawa oraz Halina Pitry Ptaszek i Hanna Klimczak. Rolę nieśmia­łego narzeczonego biednego kraw­ca zabrał Jerzy Czapliński. Studentem filozofem umiejącym przekonywać do swych ideałów i siły uczuć był Adam Koziołek. Jako stara swatka wystąpiła Anna Gę­bicka - jak można sądzić świet­nie czująca się w charakterystycznej roli. Niech mi wybaczą pozostali wykonawcy że przemil­czam ich nazwiska choć z powodzeniem zaznaczyli swoją obecność w tym przedstawieniu two­rząc bogaty w charaktery i typy ludzkie wizerunek małego mia­steczka. Efektownym ozdobnikiem była strona choreograficzna wi­dowiska przygotowana przez Kry­stynę Gruszkównę a zaprezentowana z werwą przez tancerzy Teatru Muzycznego. Swoje zada­nie aktorsko wokalne spełnił także chór przygotowany przez Ro­mana Paniutę.

Czas przedstawić rolę muzyki. Dla bywalców tego teatru zaskoczeniem był widok Rajmunda Ambroziaka za pulpitem dyrygen­ckim. Po nadzwyczaj udanym popisie fortepianowym jaki mieliśmy okazję usłyszeć w jego wykonaniu na premierze lirycalu H. Czyża teraz w rękach dyrektora Teatru Muzycznego spoczęła strona muzyczna całego przedstawienia. Przyznam że nie całkiem przekonuje mnie koncepcja którą wybrał. Orkiestra zanadto została sprowadzona do roli akompaniatora. Nie przebija tekstu, za rzadko zjawia się na pierwszym planie musicalowej akcji. Pomaga to w tworzeniu atmosfery zadumy i nostalgii ale warto by choć czasem oddać pole tylko jej. Za mało gdy dzieje się to niemal wyłącznie wtedy gdy głos zabierze tytułowy skrzypek muzyka biegnąca wprost ze sceny. Niezbyt skromnie zaprezentował więc dyrygent swoją dobrą orkiestrę.

Rezygnując z przymiarek do płytowych nagrań i filmowych porównań uważam że widzowie otrzymali ciekawy spektakl z bardzo piękną rolą Bernarda Ładysza i całego zespołu Teatru Muzycznego. Dodajmy że w roli Tewiego będzie także występował Zbigniew Macias.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji