Trzy niedźwiadki
Sztuka czeskiego autora Miroslava Dismana "Trzy niedźwiadki" - to widowisko lalkowe dla dzieci młodszych. Od razu na wstępie chciałbym wyrazić żal pod adresem inscenizatorów, że nie dokonali skrótów w przekładzie Jadwigi Bułakowskiej. Akty II i III aż proszą o skreślenie przydługich, rozgadanych scen, w których właściwie nic się nie dzieje. Nie jest to krytyka jedynie ze
stanowiska dorosłego, znudzonego "dziecinną" sztuczką. Byłem niedawno na "Locie w nieznane" Grzesika i świetnie się bawiłem razem z całą dziecięcą widownią. Na sztuce Grzesika dzieci znajdowały się w nieustannej ekscytacji, okrzykami i piskami dawały wyraz swym emocjom. Na "Trzech niedźwiadkach" tylko pierwszy i - częściowo - ostatni akt zdobywają uwagę małych widzów. W czasie dwóch długich środkowych aktów dzieci siedzą osowiałe, zrezygnowane, na widowni panuje przerywana westchnieniami cisza.
A przecież w pierwszym akcie bardzo dobry w charakteryzacji i geście Grzegorz Splitt jako niedźwiednik potrafił z powodzeniem nawiązać kontakt z dziecięcą publicznością. Obserwowanie reakcji widowni było dla mnie świetną poglądową lekcją psychologii dzieci. Taki np. kapitalny moment: niedźwiadki usłyszawszy, że cyrk w którym występują znajduje się w pobliżu gór skąd zostały złapane, postanawiają uciec. Na scenę wpada niedźwiednik: - ,,Czy nie widziałyście gdzieś moich niedźwiadków? - zwraca się do widowni. - "Nie!" - odpowiadają chórem malcy, doskonale przecież wiedzący, co się stało z trzema misiami. Ale ich nie wydadzą! Niech misie zaznają wreszcie wolność! To jedno dziecięce "nie" zwróciło mi nieco zachwianą wiarę w przewagę elementów dobra w ludzkiej naturze. Prostracje dzieci w II ii III akcie powiększał jeszcze fakt niezbyt wyraźnego podawania "kwestii" przez aktorów. Dowiedziałem się w czasie przerwy od Ali Bunscha, że jest to wina ciasnoty, panującej za sceną Teatru "Miniatura". Stłoczone dekoracje i kotary działają na głos aktora jak tłumiki. Ma to zniknąć po planowanej obecnie przebudowie - a raczej rozbudowie sceny. Zgoda. Ale wydaje mi się, że nawet i teraz, w obecnych warunkach, umiejętna reżyseria może wiele pomóc.
Przypominam sobie np. scenę, gdy pod pniem drzewa stoją trzy niedźwiadki i rozmawiają z lisicą. Przyznam się że mimo wielkich wysiłków nie udało mi się dojść, kto w danej chwili i do kogo mówi. Przy błyskawicznym tempie pytań i odpowiedzi grupka zwierzaków stała prawie nieruchomo - a biedne dzieciaki głowiły się, czy zdrajcą jest lis, czy też tak niecnie przemawia sympatyczny niedźwiadek Brzuś. - "Kto to mówi? - zawołał w pewnym momencie mój sąsiad, mały Juleczek, mający już dość nieartykułowanego hałasu, dochodzącego ze sceny. A przecież umiejętne rozstawienie przez reżysera aktorów, mocniejsze zaakcentowanie gestu właśnie odzywającej się lalki pomogłoby dzieciom w odbiorze tych partii sztuki.
Trzema niedźwiadkami byli Edmund Burczyk, Zbigniew Umiński i Urszula Dreżewaka. Głupawego wilka dobrze oddał głosowo Grzegorz Splitt. Podobał mi się bardzo głos Zofii Kuczyńskiej jako lisicy. Potrafiła ona swym timbre`m pokonać dekoracyjne "zagłuszania". Słychać ją było wyraźnie, czysto. Liskiem był Ryszard Jaśniewicz, wiewiórkami - Janina Gliszewska i Teresa Siemaszko, mamą niedźwiedzicą - Wanda Ziółkowska. Dekoracje Ali Bunscha znakomite. Ogromnie miła, nastrojowa i łatwo wpadająca w ucho była melodia kołysanki.