Artykuły

Piasek w filiżankach

"Pustynia" w reż. Łukasza Witta-Michałowskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Łukasz Grabuś w Didaskaliach.

W Paryżu, w domu pani de Bondy, od pokoleń nie otwiera się okiennic. Tradycja rodzinna głosi, iż dawno temu pani domu rzuciła się z okna. Od tamtej pory na wszelki wypadek nie wpuszcza się tu dziennego światła. Tymczasem w salonie z dzbanka do filiżanek przesypuje się piasek. Piasek wysypuje się z kieszeni marynarek. Rozsypany na podłodze rozdeptują goście pani de Bondy. Spod uporządkowanej rzeczywistości salonowego konwenansu, flirtu, gry wyłania się. a właściwe wysypuje, ślad innej rzeczywistości - pustyni. Mimo okiennic.

W spektaklu Witta-Michałowskiego pustynia to nie tyle przestrzeń, ile doświadczenie. Doświadczenie przekraczające możliwość porządkowania i racjonalizacji, także możliwość wyśmiania, cynizmu, gry. Pustynia jest rzeczywistością ekstremalnego spotkania z ogromem, pustką, absolutem, z nicością i śmiercią... Pustynia jest tym. co niewyrażalne. To rzeczywistość, która sąsiaduje, a czasem wyłania się spoza świata (światka) stosunków towarzyskich, garnizonowej nudy i państwowej mitomanii. Światka, którego bohaterem jest - według słów Hectora - Charles de Foucauld (Adam Cywka) - arystokrata, dandys, zdymisjonowany oficer, który kpi ze wszystkiego i ze wszystkich. Przekracza standardy gry, demaskuje błazeństwo świata opartego na konwenansie, a jednocześnie fascynuje. Jest ekstremalny, więc zostaje bohaterem tego świata bez treści ograniczonego do formy. Charles jednak przede wszystkim się nudzi i - z nudów - bawi.

Na środku sceny stoi prosty stół i dwa krzesła. Trapez podłogi zamykają szeregi prostych kulis - drewniane stelaże owinięte bawełnianymi bandażami - trochę jakby niedokończony opatrunek, który w jasnym, ciepłym świetle sugestywnie przywołuje duszną atmosferę kolonii. To kwatera barona de Foucauld, który, półnagi, ustawia na stole w patetycznych pozach rozkoszną Mimi (brawurowa rola Anny llczuk). W garnizonowej mieścinie, gdzieś na francuskiej Saharze. Charles chce przebrać swoją paryską kurewkę za świętą Joannę d'Arc, by podczas państwowej uroczystości wykpić tak zwane "towarzystwo" i "nasze damy". Za ten kolejny wybryk i demonstracyjną niesubordynację zostaje wyrzucony z armii. Rozweselony psikusem, bynajmniej się tym nie martwi. Adam Cywka gra w tych scenach niemal farsowo. świetnie bawiąc się szerokością teatralnych gestów i słów. całą tą garnizonową operetką. Nie słyszy głosów. Nie dostrzega ludzi pustyni, postaci zamkniętych w fałdach wyblakłych kostiumów, worków. Za przejrzystym ekranem rozwieszonym pomiędzy tylnymi kulisami, na drugim planie, co jakiś czas rozświetlanym rozproszonym światłem, ludzie pustyni wiją się w tajemniczym tańcu -jakby próbowali wydostać się ze spłowiałych kokonów kostiumów. De Foucauld nie zauważy ich nawet wtedy, gdy, rozsypując piasek, wyniosą stół i krzesła - przeniosą nas wraz z bohaterem na ulicę. Pochłonięty grą, zmusi spotkanego tam żebraka nie tylko do zamiany ubrań, ale i ról - żebrak powtórzy gest barona, przydeptując dłoń sięgającą po wyrzucony niedopałek.

W Paryżu, w salonie pani de Bondy Charles każe otworzyć okiennice. Marie (Ewa Skibińska), jego kuzynka i kochanka, postanawia otruć męża. Po lewej stronie sceny - stół nakryty czarnym, długim obrusem, trzy czarne gięte krzesła z białą tapicerką. Na stole stoi biały dzbanek i trzy filiżanki. Marie w czerwonej sukni stoi w świetle otwartego za kulisami okna. Bawi się strzępem czerwonej nici, zaczepionej gdzieś u góry nieoheblowanej kulisy. Hector (Mariusz Kilian), jej mąż. świadomy związku żony z gościem, zabawia kuzynów anegdotami z gabinetu ministra, nieodłącznym, pieniącym się esprit. Charles wypija z filiżanki Hectora piasek z trucizną. Marie zrywa czerwoną nić. Tyle że nie było żadnej trucizny. Marie odgrywa tylko rolę niewiernej żony. skrytobójczyni, Parki. Dla Charlesa jednak scena ta jest realnym doświadczeniem śmierci. Doświadczeniem, które pozwala dostrzec pustynię.

W pierwszej scenie spektaklu, na falującej, spłowiałej płachcie materiału, wypełniającej całą przestrzeń, leży nagi de Foucauld. z białą przepaską na biodrach. Tajemnicza postać celuje do niego z pistoletu, a on wie. że musi umrzeć. Po scenie w salonie pani de Bondy uświadamia to sobie ponownie. Nawraca się na katolicyzm. Pokutuje w obecności wiejskiego proboszcza. Wreszcie wyrusza na pustynię, by żyć jak eremita. Niczego nie naucza, nikogo nie nawraca, mieszka wśród muzułmańskich Tuaregów w większym niż oni ubóstwie i pracuje nad słownikiem tuaregsko-francuskim. Dramat Tankreda Dorsta. a za nim spektakl Witta-Michałowskiego. nie opowiada tylko życiorysu wyniesionego niedawno na rzymskokatolickie ołtarze brata de Foucaulda. założyciela zgromadzenia zakonnego i męczennika. Porusza także temat niemożności przekazania realnego doświadczenia, podzielenia się nim.

Po scenie w salonie pani de Bondy. w historię Charlesa de Foucauld wmontowane zostają historie współczesnych wędrowców udających się na pustynię w poszukiwaniu przygody, doświadczenia, materiału do zdjęć. Ewa Skibińska w dresie i adidasach czyta z pomiętego zeszytu na poły nieczytelne notatki kobiety, która razem z mężem i dzieckiem zginęła na pustyni. Czyta, nie rozumiejąc. Kobieta wyznaje, że choć jej dziecko umarło z pragnienia, nie żałuje wyprawy, zdecydowałaby się na nią ponownie. Bulwersujące. Kolejne postacie (bohaterowie opowieści o baronie de Foucauld przemienieni w turystów), w słonecznych okularach, szortach i sandałach, opowiadają o motywacjach swoich wypraw. W końcu słyszymy głosy grupy przyjaciół, omawiających planowaną podróż. Opowieści stają się coraz bardziej zrozumiałe, zabawne, znajome. Stanowią swoisty klucz do tajemnicy pustyni, która przemienia człowieka, podobnie jak doświadczenie śmierci.

Niezrozumiały staje się natomiast Charles. Marie, znajomi z wojska i pozostali nie wiedzą, czy żarliwe nawrócenie, asceza i stała pokuta to kolejny wygłup dandysa, którego znali, czy niebezpieczne szaleństwo, fanatyzm. Rola Adama Cywki traci wyrazistość i swobodę. Gesty i słowa są coraz bardziej powściągliwe, rażą sztucznym skupieniem. Dla pozostałych postaci, ale także dla widzów, de Foucauld-pustelnik, to źle zagrana rola - niesmaczna i krępująca. Niewiarygodna.

Coraz częściej na scenie pojawiają się ludzie pustyni, wyłaniają się z fałd materiału niczym z falujących piaskowych wydm. Charles w białym habicie przyjmuje w swojej pustelni ekspedycję biskupią. Na małym stole siedzą, opierając się o siebie plecami, biskup, były dowódca de Foucaulda, jego przyjaciel oficer i inżynier elegant. Przybyli, by zbadać powołanie brata Charlesa i jego posłuszeństwo wobec Kościoła. Gospodarz słyszy głosy pustyni, ale ciągła gadanina gości nie pozwala mu ich zrozumieć. Biskup domaga się tłumaczenia. Charles jednak już wcześniej, gdy ze swym uczniem odwiedził Marie, wyznał, że zapomina eleganckich konstrukcji gramatycznych, że zapomina słów, a co więcej, że przestał wierzyć w ich wartość. Swego ucznia nie nauczył prawie niczego, poza paroma prostymi słowami po francusku. Od niego natomiast nauczył się milczenia i ciszy. Głos pustyni przetłumaczony przez pustelnika dla biskupa brzmi więc dość banalną przypowieścią, w dodatku urwaną w połowie - bo głos ten mówi do milczących w ciszy, a nie do czekających na bon mot gentelmenów. Pułkownik twierdzi jednak, że pobyt Charlesa wśród Tuaregów jest cennym źródłem informacji dla wojska, a w Europie właśnie wybuchła wojna...

W pierwszej scenie spektaklu do Charlesa de Foucauld strzela Ouksem (Wojciech Mecwaldowski), młody Tuareg. W czarnej chuście na głowie, enigmatyczny i milczący zostanie później jego uczniem i odwiedzi z nim Marie. Pani de Bondy. przerażona zbliżającą się starością i samotnością, rozpaczliwie będzie poszukiwać w Charlesie byłego kochanka, uroczego kuzyna. Odtworzy starą płytę, na której zapisano głos Charlesa śpiewającego ckliwą piosenkę. Ouksem zrozumie z niej tylko pojedyncze słowa: le coeur lamour... W ostatniej scenie przyjaciel pustelnika będzie włóczył po pustyni jego martwe ciało, przywiązane do starego śmigła niczym do krzyża, w poszukiwaniu mordercy. Znajdzie Ouksema. który dotknie piersi swego nauczyciela i poleje się z niej krew. Kim jest Ouksem? Głosem pustyni? Przeznaczeniem? Milczeniem? Śmiercią?

Na historię Charlesa de Foucauld stale patrzymy cudzymi oczyma, które nie dowierzają, które bezskutecznie próbują rozpoznać, co jest na serio, a co - wygłupem i kpiną, które w pokucie doszukują się wyniosłej pychy, w prostocie - przesadnego wyrafinowania. Przemianę dandysa w pustelnika, jego duchowy rozwój poznajemy - identycznie jak jego wcześniejsze życie - poprzez deklarowane decyzje i konsternację zaskoczonych obserwatorów. Niestety, ograniczenie perspektywy sprawia, że rytm spektaklu jest monotonny. Z czasem coraz dotkliwiej nużący. Znając de Foucaulda tylko z widzenia i cudzych opinii, nie tyle trudno mi uwierzyć w cud wypływającej z jego martwego ciała krwi. ile jest mi on obojętny. A szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji