Artykuły

Żniwa w styczniu, czyli trzeci etap Polskiego Teatru Tańca

"Żniwa" w reż. Igora Gorzkowskiego w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Ładny gest. ale twórcy spektaklu za bardzo skomplikowali sytuację, dopisując jej sensy, których nie można zobaczyć na scenie.

W 1973 roku Conrad Drzewiecki wystawił "Epitafium dla Don Juana". To była pierwsza premiera zrealizowana pod tym szyldem. Ścieżkę dźwiękową stanowiła hiszpańska muzyka gitarowa zmontowana i spreparowana przez Eugeniusza Rudnika. Iwona Pasińska, otwierając nowy etap historii zespołu, sięgnęła po muzykę Rudnika i dodała Adama Struga.

Ładny gest. Nowy szef, nowe idee, nowa estetyka... Jednak "Żniwa" w styczniu to dość karkołomne przedsięwzięcie.

Zaczyna się prawie jak u Władysława Syrokomli lub Szymona Zimorowica: dwie grupy męska i żeńska spotykają się na umownym polu (świetne kostiumy Adriany Cygankiewicz). Kilka minut ciekawej kompozycji choreograficznej rozpisanej na zespół, sporo intrygujących fraz ruchowych... Potem interesująca scena nawiązująca może do "Święta Wiosny", podczas której żniwiarze "używają" sobie z Dziewczyną (bardzo dobra aktorsko i ruchowo Kornelia Lech)...

Dalej zaczynają się schody. A wszystko dlatego, że twórcy powiedzieli przed premierą, iż odwołują się do "Odysei" Homera i "Powrotu Odysa" Wyspiańskiego. Widz automatycznie próbuje zobaczyć te inspiracje na scenie...

Zdaje się, że twórcy spektaklu nie znają wywiadu, jakiego Conrad Drzewiecki udzielił Rafałowi Augustynowi ("Odra", 1976 nr 3): "Idee filozoficzne wyłożone językiem tańca muszą być z konieczności uproszczone, jeśli już ktoś bardzo upiera się tańczyć filozofię. To tak jak w tym starym powiedzeniu, że można zatańczyć: ja ciebie kocham, ty jesteś moim bratem, nasza rodzina nienawidzi sąsiadów, natomiast nie można zatańczyć sytuacji: ja jestem szwagrem kochanki mojego przyjaciela".

Za bardzo skomplikowali sytuację, dopisując jej sensy, których nie można zobaczyć na scenie. Może trzeba było zaufać i pozwolić widzowi, aby po swojemu odczytał te opowieści.

Żniwa musiały się zakończyć dożynkami. W wydaniu Gorzkowskiego i Pasińskiej zakończyły się bijatyką albo - by pozostać przy słownictwie rolniczym - młócką. Jeśli może się ona literacko z czymś kojarzyć, to raczej z Mrożkiem ("Zabawa") niźli Wyspiańskim. Tymczasem z offu słyszymy podniosłe słowa Wyspiańskiego i robi się wieczornica. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji