Artykuły

Opowieść mityczna na planie koła

"Żniwa" w reż. Igora Gorzkowskiego w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

"Żniwa" można oglądać jako piękne obrazy wypełnione zmysłowością, można szukać ludowych i historycznych kontekstów, można się też słusznie czepiać. Najnowsza premiera Polskiego Teatru Tańca odbyła się w sobotę w CK Zamek.

Premiera inaugurująca Rok Guślarzy w Polskim Teatrze Tańca - a jednocześnie dyrekcję w nim Iwony Pasińskiej - w jest wydarzeniem symbolicznym. "Żniwa" nawiązują do idei założyciela PTT, Conrada Drzewieckiego - widać dużo inspiracji i motywów związanych z polską obrzędowością. Erotyczna zmysłowość choreografii oraz odgłosy natury wplecione w kompozycje muzyczne przypominają inną sławną premierę, która symbolicznie rozpoczęła nowy rozdział w historii tańca - "Święto wiosny" Igora Strawińskiego z choreografią Wacława Niżyńskiego.

"Żniwa" rozpoczyna Adam Strug - znany muzyk, kompozytor i wokalista, który zajmuje się tradycyjnymi polskimi pieśniami przekazywanymi ustnie. Oświetlony punktowym reflektorem śpiewa pieśń "Tam na polu". Chwilę później powoli wchodzą na scenę tancerze - z dwóch stron sceny, osobno kobiety i mężczyźni. Krążą dookoła siebie, subtelnie uwodzą się nawzajem. Potem złączą się w jednej grupie, wymachując rękami, tak jak gdyby siali ziarna. Scenografii brak, tancerze mają na sobie kostiumy z juty - kobiety sukienki, mężczyźni jedynie spodnie.

Dosyć szybko tematyka agrarna zostaje zastąpiona przez reinterpretację mitu o Odysie. Początkowo widzimy taniec zalotników dookoła Penelopy, której partię tańczy Kornelia Lech - absolutne odkrycie tego przedstawienia.

Choreografia Iwony Pasińskiej, współtworzona razem z tancerzami, odbywa się głównie w parterze, blisko ziemi. Ruchy - choć precyzyjne, są wykonywane powoli, niemal leniwie. Lech siedzi w centrum z rozłożonymi nogami (to poza nawiązująca do obrazu "Pochodzenie świata" Couberta, podkreślająca jednocześnie erotyczny jak i matczyny charakter postaci), dookoła niej w kręgu

siedzą tancerze. Każdy z nich podchodzi i próbuje uwieść Penelopę, jednak ta zawsze w ostatniej chwili się wymyka, wyślizguje się z ich rąk.

Lech jest niezwykła w tej roli - nie tylko z dużą lekkością wykonuje choreografię, ale jednocześnie udaje jej się przekonująco zagrać ból, samotność, tęsknotę, nienasycenie i gniew. Piękna jest scena, w której Telemach (występujący gościnnie Maciej Cymorek), zatrzymany przez zalotników próbuje dosięgnąć swojej matki, ona zaś tańczy - znów po kole, w rytm wybijanych kolejnych godzin.

Warto wspomnieć, że twórcy przedstawienia wykorzystują kompozycje Eugeniusza Rudnika, w których słychać śpiew ptaków, mechaniczne szelesty i rytmiczne uderzenia. Muzyka milknie, gdy wraca Odys (Marcin Motyl), który szybko zdejmuje wojskowy płaszcz i wysokie buty. Jego powitanie z synem i żoną odbywa się w ciszy, przerywanej jedynie pieśnią Struga. Odys, jak u Wyspiańskiego, wraca z wojny i gniewny szał bitwy wnosi ze sobą do domu - rozpoczyna się dynamiczna sekwencja przywodząca na myśl gwałt i rzeź, przerywana delikatnymi momentami muzyki fortepianowej, gdy tancerze, niczym manekiny, delikatnie tańczą.

"Żniwa" można oglądać jako piękne obrazy, wypełnione zmysłowością i dużą ilością wdzięku. Można szukać kontekstów - a to związanych z polską ludowością, a to z historią teatru i tańca (np. "Powrotu Odysa" Tadeusza Kantora czy wspominanych spektakli Drzewieckiego).

Można się także słusznie czepiać - bo gdy się wchodzi w ludowość i motywy agrarne, to siłą rzeczy wpada się w jakiś rodzaj konserwatyzmu. Wyraźnie tutaj widać podział ról płciowych: kobiety jako te czekające na mężczyzn, popadające bez nich w szaleństwo, zaś mężczyźni to tutaj wojownicy, panowie i władcy. To absolutnie nie rezonuje ze współczesną wrażliwością i dzisiejszymi czasami - ale też chyba nie o to tu chodzi. Pasińska razem z reżyserem Igorem Gorzkowskim przywołują przede wszystkim mit o Odysie, przefiltrowany przez Wyspiańskiego, dlatego najistotniejszymi tematem jest tutaj nie stereotypowe traktowanie płci, lecz powtarzalność historii - szczególnie tych wojennych. Nie bez przyczyny tak wiele układów w tej choreografii rozgrywa się na planie koła. Kompozycja scen w spektaklu również ma taką strukturę - ostatnia scena łączy się z pierwszą, zwiastując nowy początek.

Chociaż uważam, że z tezami o powtarzalnych mechanizmach historii, o uniwersalności wojny i wspólnych korzeniach należy być ostrożnym, to jednak "Żniwa" traktuję przede wszystkim jako opowieść mityczną. A z mitów, które już w starożytnej Grecji można było dowolnie aktualizować, każdy bierze co chce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji