Artykuły

My, komunardzi?

"Komuna Paryska" Agnieszki Jakimiak i Weroniki Szczawińskiej w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Szymon Spichalski w Teatrze dla Was.

Ostatni wielki zryw romantyczny - tak część historyków wciąż mówi o paryskim powstaniu z 1871 roku. Od marca do maja na terenie francuskiej stolicy istniało mini-państwo, wzorowane na średniowiecznych komunach miejskich. Komuna Paryska stała się żywym mitem. Miała wielki wpływ na rozwój ruchu robotniczego. Odwoływali się do niej rewolucjoniści rosyjscy, w trakcie hiszpańskiej wojny domowej jedna z brygad republikańskich obrała ją sobie za patronkę. Na ulicznych barykadach walczyli także Polacy, w tym słynny Jarosław Dąbrowski. Po latach panegiryk na jej cześć napisał Władysław Broniewski Utopiona we krwi i wewnętrznych sporach do dzisiaj budzi zainteresowanie.

Do tej legendy odnosi się najnowsze przedstawienie bydgoskiego Teatru Polskiego. Historia Komuny stała się materiałem, z którego Weronika Szczawińska razem z zespołem TPB uszyła nowy kostium. "Komuna Paryska" nie jest bowiem wierną rekonstrukcją tamtych wydarzeń. Twórcy nie mieli zamiaru tworzyć scenicznego dokumentu. Nie znaczy to, że z niektórych historycznych elementów nie omieszkali skorzystać. Z tyłu sceny umieszczono olbrzymią makietę przedstawiającą fasadę budynku podobnego do Luwru, na której gzymsach wypisano hasła pochodzące jeszcze z Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wokoło rozmieszczone są instrumenty oraz sprzęt elektroniczny. Z przodu wisi zaś wielki transparent: "Głód, pragnienie, krzyki, taniec, taniec, taniec". Całość przypomina scenę przygotowaną na muzyczny koncert.

Ta stylizacja jest nieprzypadkowa. Aktorzy TPB przedstawiają się jako członkowie fikcyjnego zespołu pod nazwą Komuna Paryska, który gra dla swoich fanów od 1871 roku. Mają nawet własne logo - dwie skrzyżowane gitary z napisem "Le Commune de Paris", a użyte czcionki nawiązują estetyką do okładek płyt z lat sześćdziesiątych. Tym razem prezentują songi z albumu "Szczury Bakunina". Stroje "muzyków" zawierają elementy mód z kilku dziesięcioleci: czerwone mundury i kamizelki, hipisowskie luźne ubrania, lśniące brokatem stylizacje z epoki disco. To odwołanie do historycznego - nomen omen - kostiumu ma podkreślić trwałość idei powstania z 1871 roku w wielu późniejszych wydarzeniach w dziejach świata. Komuna Paryska jawi się u Szczawińskiej niczym ostry gitarowy riff, który porywa kolejne pokolenia buntowników.

Spektakl składa się z piosenek przeplatanych z "osobistymi" opowieściami członków zespołu. W mit Komuny twórcy wpisują współczesne hasła obrony wolności. Kiedy grany jest song o Gustawie Courbecie, nad sceną zawisa transparent "Pochodzenie świata", przedstawiający rysunek zaciśniętej pięści wysuwającej się z waginy (pomysłowe nawiązanie do słynnego obrazu francuskiego malarza). W innej sekwencji oczom widzów ukazują się zapasy żywności w worku z logiem Carrefoura. Twórcy nawiązują także do Związku Artystów działających w czasie Komuny, który nawoływał do demokratyzacji sztuki. Stąd scena z szewcem - "artystą butów".

Króciutkie nagrania z Piotrem Wawrem juniorem, Małgorzatą Trofimiuk czy Mirosławem Guzowskim pokazują skomplikowane "biografie" muzyków, którzy znajdowali się w stanie śpiączki czy wypuszczali własne kolekcje obuwia. Tej autoironii jest zresztą o wiele więcej. Jedna z aktorek przedstawia się jako performerka, która w proteście przeciwko ubojowi trzody chlewnej przetoczyła sobie krew maciory stając się "kobietą-świnią". Widać, że aktorzy mieli niezłą zabawę w trakcie tworzenia przedstawienia - "Komuna" jest zresztą efektem kreacji zbiorowej. Szczawińska razem ze współpracownikami podśmiewa się delikatnie z niektórych dzisiejszych "buntowniczych" postaw, ale nie jest to rodzaj wyszydzającej kpiny.

O ile twórcy śmieją się z samych siebie, o tyle do konkretnych zagadnień mają podejście jak najbardziej poważne. Nie miejsce tu, by wchodzić we wszystkie historyczne niuanse. Ale W pewnym momencie na scenie pojawia się tablica ze słowami Lissagaray'a: "Ten, kto tworzy dla ludu kłamliwe legendy rewolucyjne, kto zwodzi zmyślonymi historiami, jest w równym stopniu przestępcą, co geograf sporządzający fałszywe mapy dla żeglarzy". Słowa francuskiego historyka miały być przestrogą dla tych, którzy w jakiś sposób zniekształcają mit Komuny. Czy i ten zabieg Szczawińskiej należy traktować autoironicznie?

Twórcy "Komuny Paryskiej" traktują zryw z 1871 roku jako kulturowy wzorzec współczesnych ruchów wolnościowych, zupełnie nie rozumiejąc specyfiki tamtego powstania. Kompletnym absurdem jest jedna z piosenek mówiąca o "religii będącej prywatną sprawą". Akurat Komuna Paryska była już nawet nie areligijna, tylko wręcz antyreligijna. Dowodem tego ograbianie i profanowanie kościołów czy mord na arcybiskupie Darboy. O paryskim zrywie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że może promować ideał tolerancji religijnej. Co do internacjonalizmu jej członków - czołowi komunardzi chętnie odwoływali się do takich ideałów, ale szeregowi bojownicy działali m.in. z poczucia upokarzającej klęski Francji w wojnie z Niemcami. Cóż, historia nie znosi szablonów.

Kluczowa jest ostatnia scena, w której obalona zostaje kolumna Vendôme - symbol napoleońskiej potęgi. W spektaklu jej atrybutem jest wielki nadmuchiwany manekin, jaki stoi nieraz przy stacjach benzynowych. Czy według twórców współcześni komunardzi mogą walczyć już tylko z plastikowym Wersalem? W takim razie po co odwoływać się do i tak zniekształconych haseł Komuny? Spektakl jest niedopracowany pod względem realizacyjnym. Świetna jest muzyka tworzona przez Cezarego Kołodzieja i Łukasza Macieja Szymborskiego. Po macoszemu jest potraktowany ruch sceniczny - widać to zwłaszcza w chwilach, kiedy aktorzy wydają się zagubieni w trakcie oczekiwania na swój akompaniament. Co więcej, mikroporty bezlitośnie podkreślają wokalne braki warsztatowe u znacznej części zespołu. Nie pomagają teksty piosenek stylizowane na biały wiersz (zwłaszcza w kontraście do wykorzystanego "Paryż się budzi" Rimbauda). Skoro taki band miałby rzekomo porwać tysiące słuchaczy, to nie dziwi, że Komuna upadła po dwóch miesiącach

Zgoda - jest to "społeczna fantazja", ale korzystanie z określonych znaków scenicznych wymaga konsekwencji. Czy ruch z 1871 roku można traktować dziś jako poważny wzorzec do tworzenia nowej struktury społecznej? To, co Komuna Paryska próbowała w skali mikro, pewien kraj po 1917 roku zrealizował w skali makro. Każdy wie, z jakim skutkiem. Artystyczna wizja przeważa w bydgoskim spektaklu nad historią. Chce się powiedzieć: jacy komunardzi, taka rewolucja. Z XIX-wiecznego radykalizmu pozostało chyba tylko tyle, ile w postaciach z "Marzycieli" Bertolucciego. I naprawdę nie jestem przekonany, czy o taką wymowę chodziło reżyserce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji