Artykuły

Najpiękniejszy Polak ubiegłego roku

Z teatru PAWEŁ MAŁASZYŃSKI nie zrezygnuje, ogromnie bowiem ważny jest dla niego kontakt z publicznością. Chciałby się na scenie sprawdzać w różnych rolach komediowych i dramatycznych, bo - jak mówi - w każdej postaci, którą się kreuje, trzeba znaleźć coś interesującego.

Do Szczecina wpadł na dwa wieczory i trzy spektakle. Razem z zespołem Teatru Kwadrat bawił widownię Opery na Zaniku komedią "Sługa dwóch panów" Goldoniego. Ze szczególną niecierpliwością wypatrywały go na scenie miłośniczki telewizyjnych seriali "Oficer" i "Magda M.", które Pawła Małaszyńskiego uczyniły bardzo popularnym w kraju aktorem. I jeszcze ten tytuł najpiękniejszego Polaka roku 2005...

Trzy razy zdawał do szkoły teatralnej. Uważał, że jak się o czymś marzy, to należy próbować, żeby potem nie żałować. Do trzech razy sztuka. I przyjęli. Chłopak z białostockiego blokowiska, które wspomina z ogromnym sentymentem, stał się gwiazdą. Dzięki telewizji.

- Ma ogromną siłę rażenia - przyznaje.

Z teatru Paweł Małaszyński nie zrezygnuje, ogromnie bowiem ważny jest dla niego kontakt z publicznością. Chciałby się na scenie sprawdzać w różnych rolach komediowych i dramatycznych, bo - jak mówi - w każdej postaci, którą się kreuje, trzeba znaleźć coś interesującego. W przerwach między spektaklami, na co pozwala mu życzliwy szef, staje przed kamerą...

- Kończę teraz zdjęcia do "Magdy M." i jednocześnie zacząłem do "Twierdzy szyfrów", 13-odcinkowego serialu, kręconego na podstawie książki Bogusława Wołoszańskiego. Z końcem marca znowu mamy zdjęcia do "Oficera", a później, może kino? - pyta.

Jak przyjął tytuł najpiękniejszego Polaka 2005 roku?

- Byłem bardzo skrępowany, czułem się dziwnie i dalej się tak czuję. Nie jestem przyzwyczajony do aż takich komplementów, chociaż z drugiej strony to jest bardzo miłe, bo wyboru dokonywała nie komisja, tylko publiczność, telewidzowie. Nigdy nie uważałem się za pięknego, za jakiś symbol seksu...

Mówi, że wielbicielki nie wystają pod jego domem, jak wypisuje plotkarska prasa, specjalnie nawet nie zauważył, kiedy wyszedł z tego cienia anonimowości i stał się popularny, chociaż owszem, czasami ktoś poprosi o autograf albo wspólne zdjęcie. Dlaczego nie?

- To miłe momenty - uśmiecha się - ale nie ma czegoś takiego jak na koncertach Beatlesów.

Towarzysko niespecjalnie się udziela, dlatego na zdjęciach z różnych imprez z okazji i bez okazji, bankietów, premier itd., od których roi się w kolorowych gazetach, jakoś go nie widać. Do Małaszyńskiego zaproszenia nie przychodzą?

- Zdarza się, ale dlatego - zdarza - bo wiedzą, że ja nie chodzę na takie imprezy. Nawet, gdy jest zaproszenie na coś ciekawego, to akurat pracuję, a poza tym, wolę z rodziną spędzać czas, niż krążyć po bankietach...

W jednej z kobiecych gazet powiedział: "Chciałbym, żeby mój syn tak bardzo mnie kochał, jak ja kocham mojego ojca..". Bardzo się to spodobało czytelniczkom. Oczywiście, potwierdza. Chociaż, jak większość swoich rówieśników, przeżywał czas młodzieńczego buntu przeciwko dorosłym.

- Jak człowiek dojrzewa i kształtuje mu się kręgosłup, to wszystko weryfikuje i przyznaje rodzicom rację. Ja wiem, że mój syn przez to samo będzie przechodził i staram się z nim mieć jak najlepszy kontakt - mówi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji