Janosik z Tarnowa
Bardzo ciężko jest dzisiaj grać Ernesta Brylla "Janosika czyli na szkle malowane" z muzyką Katarzyny Gaertner. Na wszelkich możliwych zabawach tanecznych, ba! w lokalach rozrywkowych gra się niezliczoną ilość fragmentów ballad-nie-ballad, zbójnickich-nie-zbójnickich. Więc premiera tarnowska od razu natrafiła na olbrzymią przeszkodę popularności. Z "Janosikiem" - Brylla-Gaertner stało się właściwie tak, jak z pieśnią i słowami do niej, uznanymi przez górali za ich własność - "Hej idem w las", które powstało pod piórem zawodowego pisarza. Już niedługo i "Na sianeczku sianie" zaczną grać różne zespoły beskidzko-podhalańsko-gorczańskie.
Z tą przeszkodą tarnowianie dali sobie radę bez specjalnych trudności. Reżyser widowiska Henryk Duda zrobił dużo - chociaż nie wszystko - by wysoko postawioną poprzeczkę popularności wziąć z marszu. A raczej - z tańca. Układy taneczne prezentują wyraźnie rękę fachowca dużej klasy, który zna się na rzeczy i idealnie potrafi przedstawić tekst zarówno w pląsach, jak w żywej gestykulacji. Scenografia Marii Adamskiej ten zamysł walnie wspiera, szczególnie piękne są "zastawki'' - kompozycje z masy papierowej, powiększające ornamentykę ściśle podhalańską.
Wracajmy do Dudy. Jestem mu wdzięczny za to, że w teatrze dramatycznym tak wyraziście posłużył on się planem pantomimicznym. Przez to zarówno tańce stylizowane w końcu, ale bardzo zbliżone do autentyków, gestyczno-ruchowa gra zbójników (Janusz Andrzejewski, Zenon Jakubiec, Wojciech Droszczyński, Zygmunt Bałut) i żandarmów (Włodzimierz Górny, Zbigniew Kłopocki, Jerzy Przewłocki, Jarosław Pilarski) stanowiły świetnie zarysowane tło obyczajowe i kulturalne dla sprawy głównej.
Właśnie na scenie tarnowskiej tragedia człowiecza, miłość i zdrada uzyskały niejako drugi plan, nazwałbym go planem sensu stricto dramatycznym.
Spotkało się tutaj doświadczenie reżysera i choreografa Henryka Dudy, scenografki Marii Adamskiej z bardzo własnym, powiedziałbym - odrębnym, autonomicznym widzeniem sprawy przez Andrzeja Grabowskiego w roli Janosika, Wawrzyńca Szuszkiewicza w roli Anioła, Anny Tomaszewskiej w roli Diabła.
Drugą przeszkodą była walka o prawo do samoistnego życia legendy Janosika - właśnie legendy - nie zaś autentycznego zbója. Słowacy mają do nas pretensje o to, że zabieramy się do
nie swoich tematów. Dawno już przebrzmiały argumenty o wyłączności tego wątku literatury mówionej, pieśni, podań, gadek, bajan. Słowacy mogą być dumni z faktu rozpowszechnienia postaci, którą uwzniośla się w stosunku do pierwowzoru bardzo prozaicznego w końcu i niewiele mającej wspólnego z walką o wolność. I Słowacy, i Polacy, i Czesi, i Ukraińcy wykorzystując motyw Janosika - mściciela ludzkich krzywd stwarzają wartości nowe i samodzielne: ponadto własne, bo ubrane w kostium narodowy, w sensie metaforycznym, oczywiście, nie dosłownym.
Dzięki poważnemu potraktowaniu wątku fabularnej przed widownią rodzą się głębokie, mądre pytania: czy człowiek zawsze jest sam wtedy, gdy podejmuje walkę przeciwko złym mocom silniejszym od niego, czy prawo do miłości, najdosłowniej pojętej nie może stać się również zasadą naprawy moralnej człowieka? Najpiękniejsze chóry i najśmieszniejsze chwyty sceniczne nie przysłonią tych treści, które stanowią właśnie w tekście "Janosika" powtarzający się motyw.
Ową dramatyczną zawartość pięknie, idealnie, wzniosie zagrał przede wszystkim Andrzej Grabowski. Miałem zaszczyt widzieć wielu aktorów w tej roli - większość krzyczała tam swoje kwestie, wywrzaskiwała swą jurność, chciała narysować olbrzymią karykaturę niczym niezrównany Andrzej Stopka, któremu przed laty strasznie dokuczał pewien pisarz za zaprojektowanie stylizowanych kostiumów bodaj do "Halki". Tutaj stylizacja nie wystarcza. Gdyby się to miało zatrzymać na wydziwianiach, wtedy cała muzyka w przedstawieniu również wyciekłaby niczym krew ze zdrowego, żywego ciała. Żywe ciało sceniczne jest w sztuce Brylla - Gaertner zespoleniem wielu elementów.
Grabowskiemu zawdzięczamy wielką rzecz: uratował on warstwę fabularną przedstawienia. Gra oszczędnie. To znaczy, że jeśli machał ciupagą, to pokazywał przez ten gest jakiś stan przeżyć bohatera. Jeśli śpiewał jakąś tam balladę o obrażonej dumie zbójnika, czuło się za tymi słowami i za tą melodią coś więcej, niż cheć pustej zabawy. Andrzej Grabowski to bardzo utalentowany aktor, trzeba mu oddać sprawiedliwość: swoją rolą Janosika rozbija oczekiwania i nie spełnia tęsknot całej widowni. Ta odwaga też się liczy.
Znakomicie zagrał swą rolę Anioła Wawrzyniec Szuszkiewicz. Bardzo bliski był postaciom scenicznym z "Historyi o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Mikołaja z Wilkowiecka w reżyserii Kazimierza Dejmka (w spektaklach łódzkim i krakowskim). Był śmieszny, ale nie drwił. Był wesoły, ale jak nakazuje cała obyczajna godność opowieści ludowej - nie wulgarny. Gestycznie toporny, ale nie nieporadny. Kontrastową postacią był Diabeł Anny Tomaszewskiej. Niezwykle ruchliwa, sprawna to aktorka, świetnie znająca warsztat. Ta para zapisała tego "Janosika" w formule Tetmajerowskiej ze słynnego opowiadania o kłótni o duszę zbójnika.
Witold Gruszecki i Tomasz Poźniak jako Opowiadacz i Dopowiadacz mieli bardzo piękne momenty w prezentowaniu, ,,nadzorowaniu" akcji scenicznej i muzycznej. Może tego wieczoru byli mniej dynamiczni, no, ale dojrzałość Gruszeckiego zrobiła tu swoje. Bez żadnych "grepsowań", mrugania do publiczności i temu podobnych chwytów. Wspomnę jeszcze Maję Wiśniowską, bardzo piękną Dziewczynę I, Lidię Holik-Gubernat w roli Dziewczyny II, pozostałą grupę dziewczyn góralskich - bez żadnych przerysowań choreograficznych wykonujących swe numery taneczne. Anna Chudzikiewicz dopełniła wątek dramatyczny dobrym zagraniem sceny przekomarzań z Janosikiem. Prosiłbym bardzo Teresę Stokowską-Gajdę, aby w następnych przedstawieniach dopilnowała nieco emisji niektórych chórów w drugiej części spektaklu. Bo przecież w pierwszej części cała ekspozycja muzyczna, łącznie z nagraniami taśmowymi, była znakomita. Po cóż więc osłabiać efekt dobrych zamysłów?