Artykuły

Kuroń karmiący

W nowym spektaklu warszawskiego Teatru Powszechnego społeczna pasja i miłość bliźniego Kuronia mają pożywić Polaków niczym rozdawana przez niego przed laty zupa - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Kiedy pięć lat temu reżyser Paweł Łysak i dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk pracowali w bydgoskim Teatrze Polskim nad spektaklem o księdzu Popiełuszce, premierę poprzedzały protesty lokalnych ugrupowań prawicowych. Terenowe Biuro Radia Maryja, ONR i Solidarni 2010 protestowały przeciw sztuce, która w ich przewidywaniach miała być bluźniercza, prowokacyjna i wypaczać pamięć. Przed zapowiadaną na 20 stycznia w warszawskim Teatrze Powszechnym premierą spektaklu "Kuroń. Pasja według świętego Jacka" protestów nie ma. Jest zaciekawienie. I są obawy. Bo biografia zmarłego w 2004 r. Jacka Kuronia to opowieść o Polsce od powojnia po dziś dzień, o jej i naszych sukcesach i porażkach, wzlotach i upadkach. Jak to wszystko zmieścić w jednym, najlepiej trzymającym w napięciu i zajmującym, przedstawieniu, co wyciąć, jaką przyjąć perspektywę?

Swego czasu do scenicznej adaptacji niemal 1000-stronicowej autobiografii Kuronia przymierzali się w krakowskim Starym Teatrze reżyser Jan Klata i dramaturg Sebastian Majewski. Nic z tego jednak nie wyszło. "W teatrze liczy się również forma. Bywa, że ją znaleźć najtrudniej" - tłumaczył reżyser.

Małgorzata Sikorska-Miszczuk lubi wyzwania. Oprócz sztuki o księdzu Popiełuszce ma na koncie m.in. operowe libretto oparte na "Czarodziejskiej górze" Thomasa Manna. Jednak 800-stronicowa, obrosła legendą, powieść Manna okazała się bułką z masłem w porównaniu z legendą i czynami Kuronia. - Kuroń to cała historia Polski, on bierze z Polską ślub, bez rozwodu, dopóki śmierć ich nie rozłączy - tłumaczy autorka. - Tworzenie czerwonego harcerstwa, działalność w partii i próby jej reformowania, rok '68, zakładanie KOR, potem Okrągły Stół, transformacja i budowa kapitalizmu, ministrowanie i nieudany start w wyborach prezydenckich. To temat, który pęcznieje, nigdy się nie kończy, największe wyzwanie w mojej karierze dramatopisarskiej - przyznaje.

O wyjście z bagażnika

Ale się nie poddaje, wzorem Kuronia, który zawsze wyznaczał sobie ambitne cele i nigdy się nie zrażał porażkami. Opublikowana niedawno w miesięczniku "Dialog" sztuka ciągle się zmienia, wciąż powstają nowe sceny, ewoluuje postać głównego bohatera, którego w spektaklu zagra najnowszy nabytek Powszechnego - młody i charyzmatyczny Julian Świeżewski, pamiętny narodowiec z "Wściekłości" w reż. Mai Kleczewskiej i samotny szukający miłości chłopiec, w którym wszyscy widzą jedynie obiekt seksualny, z "Good Night Cowboy" w reż. Kuby Kowalskiego (Teatr im. Szaniawskiego w Wałbrzychu). To będzie historia o wielkiej pasji, energii i działaniu, ale też o klęskach i poczuciu winy. - Czytam teraz komiks "Trójca": Superman, Batman i Wonder Woman, superbohaterowie z supermocami ratują świat - opowiada Sikorska-Miszczuk. - Kuroń nie był superbohaterem, nie był nieskalany, zresztą kult jednostki to słaba rzecz. Ale miał jedną supermoc - pasję. Żywa, bulgocząca, wchodziła w polski, państwowy krwiobieg. Gdy nie ma pasji, kraj jałowieje. Dlatego Kuroń wciąż może być wzorem - obywatela.

W sztuce Sikorskiej-Miszczuk dużo jest scen metaforycznych, symbolicznych, ale pozbawionych patosu. Droga Kuronia - jego rewolucyjność, opozycyjność i oddanie sprawie - przedstawione są w formie specyficznych, powtarzających się eksperymentów, tak okrutnych, że aż surrealistycznych. Bohater musi pokonywać długości basenu z ciężkim, wodoszczelnym workiem przytwierdzonym do szyi, a Funkcjonariusz mierzy mu czas do zatonięcia. Potem następuje reanimacja i wszystko zaczyna się od początku. Worek napełniła mu Ukochana, czyli narcystyczna, niedojrzała ojczyzna. Są w nim formujące Kuronia książki, m.in. "Jak hartowała się stal", "Krótki kurs WuKaPe(be)" - Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii bolszewików, "Poemat pedagogiczny" Makarenki, są gazety, zapałki, które sobie wbijał pod paznokcie, ćwicząc odporność na ból, żeby nie zmięknąć podczas przesłuchań, aresztowań i bicia, są też stare ulotki - obsikane przez jego malutkiego ojca w czasie rewolucji 1905 r., co uratowało rodzinę przed przeszukaniem dziecięcego wózeczka, w którym były ukryte, i przed niechybną egzekucją.

Metafory i brak patosu łączą "Kuronia" z "Popiełuszką", w tamtym spektaklu część akcji toczyła się w bagażniku esbeckiego fiata 125p. W swoją ostatnią drogę ksiądz Popiełuszko zabierał Antypolaka-współczesnego bohatera, symbol rodaków zbuntowanych wobec zawłaszczania polskości przez Kościół. Jadąc razem w ciasnej przestrzeni, musieli się ułożyć, w sensie dosłownym i w przenośni - dogadać. Bagażnik posłużył też księdzu do wytłumaczenia, czym była pierwsza Solidarność: "Wyobraź sobie - otwierają nasz bagażnik od fiata 125p i wychodzi z niego 10 milionów ludzi. Solidarność. Wychodzą, prostują się, mrużą oczy, rozglądają i mówią: jak mogliśmy tak żyć? Jak wytrzymywaliśmy w tym ciemnym, ciasnym, śmierdzącym bagażniku?". 13 grudnia 1981 r. zostają ponownie zapędzeni do bagażnika. Kapelan Solidarności walczy o wyjście z bagażnika już na zawsze. W finale sztuki, patrząc na widzów - obywateli wolnej Polski, mówił: "Nigdy nie było tak pięknych ludzi".

Kapuś też człowiek

Bydgoski "Popiełuszko" był spektaklem "na zgodę", mającym połączyć już wtedy silnie skłóconych Polaków. Dlatego Ksiądz Jerzy nie miał tam rysu katolickiego męczennika i nie wygłaszał, jak w rzeczywistości, natchnionych mów pełnych chrześcijańskiej retoryki. - Pracując nad spektaklem "Popiełuszko", myśleliśmy o zasypywaniu rowów, poszukiwaniu wartości wspólnych, takich prostych, jak dobro, prawda, miłość, wolność - jako przykład, że to się udawało w przeszłości i wciąż jest na wyciągnięcie ręki - wspomina Paweł Łysak. - Profesor Klemens Szaniawski, ateista, pisał wspólnie z Popiełuszką kazania, to przykład działania dla wspólnego dobra. Teraz jesteśmy, niestety, dużo dalej, te podziały się dużo bardziej pogłębiły.

Nową premierę ma otwierać scena, w której przez Warszawę idą dwie skandujące przeciwne hasła demonstracje. - To punkt wyjścia sztuki. Może podział to nieunikniony etap, do czegoś nam potrzebny jako Polsce? Może trzeba przestać z nim walczyć? - zastanawia się Sikorska-Miszczuk. Po czym jednak dodaje: - Może to naiwne, ale mimo wszystko, tak jak w "Popiełuszce", znów pokazujemy postać, która może ludzi ponownie połączyć, razem z ich różnicami. Łysak doprecyzowuje: - Wracamy do myśli, która była w "Popiełuszce": że trzeba ze sobą rozmawiać. Budowanie wspólnych frontów wokół rzeczy ważniejszych niż codzienne polityczne spory jest tym, przed czym nie uciekniemy, jeśli chcemy w ogóle mieć przyszłość.

Dlatego na bohatera sztuki wybrali Jacka Kuronia - uosobienie wiary w człowieka, w miłość, która jest ponad inne uczucia i wartości, w porozumienie i współdziałanie. Kuronia, który wierzy w siłę rad zakładowych, a potem spółdzielni, zamienia swoje mieszkanie w biuro interwencji, poświęca swoją prywatność, także prywatność i codzienność swojej rodziny. A skutki transformacji próbuje łagodzić rozdawaniem grochówki potrzebującym i zasiłkami dla bezrobotnych. Kuronia z nalepek i T-shirtów z hasłem "Nie palcie komitetów, zakładajcie własne", które wciąż można zobaczyć na ulicy.

- Całe życie Kuronia to rodzaj instruktażu, jak budować ruch społeczny - zauważa Łysak. - Nie był ideologiem, tylko animatorem, cały czas z ludźmi. Ważny był też jego rys, który można by nazwać ewangelicznym - miłuj swoich nieprzyjaciół. Dzisiaj wszystko, także w polityce, ustawione jest na konfrontację. Minister Gowin, zapytany dlaczego nie poszedł do Sejmu podzielić się opłatkiem z posłami opozycji, odrzekł, że tam są oszołomy. Mowa o Wigilii, wierzącym człowieku i ludziach, z których nikt nie wyrządził mu osobistej krzywdy. A Kuroń rozmawiał z tymi, którzy katowali jego i jego rodzinę.

W sztuce Sikorskiej-Miszczuk jest scena rozmowy, w której Funkcjonariusz zwraca uwagę Autorowi książki o Kuroniu, że jego bohater nie może kochać wrogów i nieprzyjaciół, widzieć w nich ludzi: "W kapusiach. Milicjantach. Prokuratorach. Złodziejach. Mordercach. Banderowcach. Niemcach. Rosjanach. Chłopach zajmujących mienie pożydowskie. Był gotów rozmawiać z każdym. Niech pan pomyśli: to niedopuszczalne". Autor: "Ale my właśnie ze sobą rozmawiamy? I widzimy w sobie ludzi?". Funkcjonariusz: "Ale nie można z tego zrobić zasady. Prawa moralnego". Może jednak można?

Przeprosić za błędy

Dla Pawła Łysaka, rocznik 1964, spektakl o Kuroniu ma wymiar osobisty. - Czasy Solidarności i myślenie Kuronia mnie uformowały, jego wiara w działanie i osobistą odpowiedzialność za swój los i swój kraj - opowiada. - Ponieważ w '89 roku skończyłem pierwsze studia, wziąłem ślub, urodziło mi się pierwsze dziecko, miałem takie głębokie poczucie, że to jest teraz mój czas. Że będzie tak, jak zrobisz. Ciągle mam to poczucie.

Łysak przypomina, że Kuroń potrafił wziąć odpowiedzialność także za błędy swoje i swojej formacji ideowej. W końcówce życia przepraszał za kształt transformacji ustrojowej. - Mówił, że mu się wydawało, że trzeba w Polsce najpierw zbudować kapitalizm, a potem kontrolę nad nim i opozycję wobec niego. A w rzeczywistości obie te rzeczy powinny były być budowane jednocześnie - przypomina Łysak. - Zaczął wspierać ruchy alterglobalistyczne, myślał o edukacji, wychowywaniu młodego pokolenia.

Teraz, gdy jesteśmy dalej i rozwarstwienie ekonomiczne i frustracja społeczna, które zawsze Kuronia bolały, są olbrzymie i skutkujące buntem mas przeciw elitom, populizmem, kryzysem demokracji, Łysak mówi o swoim rachunku sumienia. - Czy zrobiłem wszystko, co było można, jako obywatel? Byłem dyrektorem teatrów w Poznaniu, w Bydgoszczy, teraz w Warszawie, reżyserowałem, miałem swoją trybunę, żeby mówić do ludzi. Robiliśmy teatr, jak nam się wydawało, społeczny, podejmujący ważne tematy, ujmujący się za wykluczonymi. Mam poczucie, że na szerszą skalę to się nie udało, że jest schyłek pewnego projektu, pewne nasze idee zbankrutowały i to jest również moja wina. I trochę tak jak Kuroń mam ochotę przepraszać za to, co spieprzyłem.

Z taką myślą - w duchu rachunku sumienia i szukania sposobów budowy lepszej przyszłości - współorganizował niedawny Kongres Kultury w Warszawie. Kierowany przez niego Teatr Powszechny na warszawskiej Pradze stara się włączyć w życie dzielnicy: prowadzi wiele działań społecznych, animacyjnych, jak Ogród Powszechny czy Otwarta Ząbkowska; stara się poszerzać widownię o ludzi, którzy zwyczajowo do teatru nie chodzą. Szuka równowagi między spektaklami dla szerszej widowni a tymi trudniejszymi, ryzykownymi, które popychają sztukę do przodu. I realizuje przedstawienie o Jacku Kuroniu: obywatelu, państwowcu i bohaterze ludowym. Utopia?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji