Artykuły

Kompromitacja formy

"Plastiki" Mariusa von Mayenburga w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Katarzyna Szatko w Teatrze dla Was.

Do wad tworzyw polimerowych (potocznie zwanych plastikami) zalicza się bardzo długi czas rozkładu, małą tolerancję na wysokie temperatury i mniejsze (w stosunku do innych materiałów) właściwości mechaniczne, jak twardość czy odporność na zniszczenia. W dramacie "Plastiki" Mariusa von Mayenburga w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego prawie wszystko się zgadza, za wyjątkiem czasu rozkładu. W bardzo szybkim tempie obserwujemy destrukcję mieszczańskiej sztuczności; "plastiku", który pęka pod wpływem najmniejszych bodźców.

Z podobną historią mieliśmy do czynienia u Gombrowicza. Młoda, nieurodziwa i milcząca Iwona pojawia się na dworze królewskim, dla którego milczenie dziewczyny okazuje się narzędziem skutecznej kompromitacji fałszu i pozorów. Mayenburg zastępuje dwór dobrze sytuowaną rodziną "dwa plus jeden", której obłuda zostaje zdemaskowana przez oszczędną w słowa, uprzejmą i bezpretensjonalną służącą Jessikę. Już sama jej obecność, pojawienie się "innego", budzi uśpione konflikty, prowokuje intymne zwierzenia, obnaża słabości bohaterów. Światy stworzone przez obu twórców są groteskowe, śmieszne, a zarazem tragiczne. Gombrowicz napisze - "żeby poznać swą lepszość, trzeba wynaleźć sobie kogoś gorszego". W "Plastikach" ten gorszy okazuje się lepszy, a jego teoretyczna "gorszość" doprowadza do autodestrukcji pozorną "lepszość".

Lepsi wydają się (sami sobie) Ulrike i Michael, niemieckie małżeństwo z klasy średniej. Tęskniąca za bezpowrotną przeszłością Urlike (Dominika Bednarczyk) jest niespełnioną artystką, asystentką upokarzającego ją, egzaltowanego, pogrążonego w depresji artysty Haulupy (Jerzy Światłoń). Mąż Urlike, Michael (Grzegorz Łukawski), zmęczony rutyną życia rodzinnego lekarz, planuje wyjazd do Afryki wraz z organizacją niosącą pomoc humanitarną. Nie kryje jednak swych prawdziwych intencji pod pozorem utylitaryzmu i dobroczynności. Wyjazd z "Lekarzami bez granic" to jego osobista ucieczka, ale również ochrona jednorodnego, europejskiego świata przed tymi, którzy będą szukać w nim pomocy, jeśli nie znajdą jej w swoim kraju. Zarówno w obliczu niemieckiej historii, jak i aktualnej sytuacji politycznej, słowa te brzmią niezwykle gorzko.

Zblazowani i egocentryczni rodzice nie poświęcają uwagi swojemu synowi, Vincentowi (Krzysztof Piątkowski), który w okresie dojrzewania i poszukiwania tożsamości (jak się okaże - również płciowej) szczególnie ich potrzebuje. Skazany sam na siebie, największą przyjemność odnajduje w rejestrowaniu świata kamerą. Pomoc w prowadzeniu domu i wychowaniu syna ma przynieść Jessica (Marta Waldera), która najbardziej pomocna okazuje się jednak w ujawnianiu prawdziwej tożsamości swoich pracodawców. W codziennych sytuacjach jej naturalność i prostota stopniowo kompromitują skrywane kompleksy bohaterów, poczucie wyższości i niespełnione ambicje.

Cała siła spektaklu Wiśniewskiego tkwi w zderzeniu różnych porządków, które nie świadczą o niespójności, ale nadają wielopoziomowy wymiar inscenizacji. Ta na pozór realistyczna, mieszczańska tragikomedia, rozegrana w iluzorycznej, sterylnej przestrzeni z tworzysz sztucznych, wynosi spektakl do rangi uniwersalnej metafory o mechanizmach tworzenia i obnażania ludzkiej tożsamości. Mocny psychologizm i niezwykła emocjonalność postaci (szczególnie dobra rola Dominiki Bednarczyk jako Urlike) zostają zestawione z ironią i groteską. Konwencje te Wiśniewski umieszcza w abstrakcyjnej przestrzeni Mirka Kaczmarka, która nie naśladuje rzeczywistości w sposób iluzoryczny", a mimo to precyzyjnie oddaje samotność, pustkę i melancholię bohaterów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji