Artykuły

Pan Ripley pod ziemią, czyli kłamstwo za pieniądze

"Ripley pod ziemią" Patricii Highsmith w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Misiewicz w Odrze.

W kinie jest ciemność, bo człowiek obcuje z wyobraźnię - twierdzi Marcin Bosak obsadzony w tytułowej roli sztuki Pan Ripley pod ziemia. Kłopot w tym, że tekst książki napisanej niemal pół wieku temu przeniesiono na deski warszawskiego Teatru Studio, widz musi więc bardziej wysilić swą wyobraźnię, by pojąć choć część zamysłu reżyserskiego. Patricia Highsmith (1921-1995) to autorka poczytnych kryminałów, spośród których kilka zekranizowano. Ale sztuka w reżyserii oraz według scenariusza Radosława Rychcika ewidentnie nie mieści się w gorsecie archaicznej formuły pisarskiej. Pewnie dlatego spektakl poprzedzono długą inwokacją w wykonaniu Bosaka, który wcielając się w Marlona Brando, tłumaczy rozliczne aspekty i niuanse świata filmu. Przydługi ten wstęp (dość powiedzieć, że kolejna z postaci przedstawienia pojawia się dopiero w czterdziestej minucie dramatu) ma bodaj uzasadnić celowość wzięcia na warsztat materiału, który dobrze się sprawdza podczas lektury czy na ekranie.

Tytułowy Ripley wyjaśnia, dlaczego tak łatwo wchodzi w kolejne wcielenia, manipulując swoim otoczeniem. Gdy grunt do zrozumienia motywów, jakie powodują bohaterem sztuki, zostanie przygotowany, reżyser kieruje akcję na zupełnie inne, odległe od awizowanych tory. Znajdujemy się ni stąd ni zowąd w samym centrum kryminalnej intrygi, jakiej pojąć bez znajomości literackiego pierwowzoru nie podobna. Oto Pan Ripley "fałszerz malarstwa, kolekcjoner falsyfikatów" czyni zadość potrzebie zysku i okpie-nia tych, którzy stają mu na drodze. Trzymająca w napięciu i pełna zwrotów akcji fabuła wprowadza w świat highlife'u, wypełnionego ekskluzywnymi podróżami po Europie, towarzyskimi spotkaniami i rozmowami o współczesnej sztuce. Świat, w którym obraca się Tom Ripley, przypomina teatralny spektakl, w którym wszystko zostało wystawione na pokaz - czytamy w folderze reklamowym Teatru Studio. Groteskowo jednak brzmią te zapewnienia, zważywszy iż spektakl trwa bite cztery godziny, podczas których największe zwroty akcji dokonują się podczas dwóch pauz. Wtedy wybudzeni z dość monotonnej narracji widzowie pospiesznie przemierzają korytarze w poszukiwaniu bufetów. Tych ostatnich na szczęście nie brakuje.

Owszem, zdarzają się momenty, kiedy na scenę wkracza życie. Trudno jednak dopatrzeć się logicznej koncepcji w fakcie, że tabuny halabardników przetoczą się estradą w bliżej niesprecyzowanym celu. Reżyser założył zresztą, że do obszernej materii, jaką pozostawiła w schedzie Highsmith, dorzuci symbolikę daleko wykraczającą poza horyzont życiorysu uznanej pisarki. Z tego tytułu będziemy świadkami odniesień do śmierci księżnej Diany, terrorystycznych zamachów londyńskich z lipca 2005 czy nawet Brexitu. Iście stachanowski zamysł - Rychcikowy epos wręcz pęcznieje od wątków. Każdy pomysł wydaje się reżyserowi godny przytoczenia, choć konia z rzędem temu, kto trafnie uzasadni celowość mnożenia chybionych point i wątpliwych skojarzeń. Symptomatyczne, że widowisko takie serwuje teatr, którego patronem jest Stanisław Ignacy Witkiewicz, a na jego deskach wystawiali swe spektakle Józef Szajna czy Jerzy Grotowski. Tymczasem reżyser bierze na warsztat dzieło par excellence komercyjne.

Zdziwienie jednak szybko minie, kiedy widz uświadomi sobie, iż Radosław Rychcik z dość prostego tekstu czyni poligon do eksperymentów zgoła ryzykownych, a wręcz ocierających się o źle pojętą brawurę. Zasadniczą jednak pozostaje wątpliwość: po co wystawiać utwór, który doskonale sprawdził się w formacie filmowym? Sama intencja realizacji teatralnego kryminału wydaje się więc mocno nieprzemyślana. Wzięty ostatnimi laty Marcin Bosak dźwiga kulawe pomysły reżysera z gracją akwizytora krawatów. A przecież w skromnych warunkach teatralnych aktor nie ma szans sprostać kreacji Matta Damona, który jako Ripley brylował w filmie Anthony'ego Minghelli. Co najdziwniejsze jednak, to już kolejna adaptacja książki Highsmith na tej scenie, po mającym swoją premierę rok temu Utalentowanym panu Ripley'u, który mimo słabych recenzji wystawiany jest do dzisiaj. Aktorstwo to kłamstwo za pieniądze - orzeka w swojej kwestii "Marlon Brando". Pytanie tylko, dlaczego muszą to być pieniądze wyrzucone w błoto?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji