Artykuły

"Niesmaczna piosenka (We are The World for sure?)"

"Głód" wg Martina Caparrósa w reż. Anety Groszyńskiej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Katarzyna Szatko w Teatrze dla Was.

"Spróbować jeszcze raz. Chybić jeszcze raz. Chybić lepiej". To nie przypadek, że słowa mistrza teatru absurdu stały się wprowadzeniem do książki "Głód" Martina Caparrósa. Wizja świata, zaproponowana przez Becketta, budzi niepokój i sprzeciw, a nadzieja, którą przynosi drugi akt "Czekając na Godota" w postaci "czterech, pięciu" listków na drzewie, okazuje się złudna, pozorna, nierealna. Patologiczna bierność, niemoc i przygnębienie bohaterów, które uniemożliwiają zmianę, skuteczność i postęp. To świat Becketta, w którym nikt nic nie może zmienić. My możemy, a wciąż stoimy w miejscu. Rodzi się pytanie: dlaczego?

To pytanie powraca nieustannie w spektaklu "Głód" w reżyserii Anety Groszyńskiej - autorem adaptacji i dramaturgii jest Jan Czapliński. Zainspirowani książką Caparrósa wraz z czwórką aktorów (Małgorzata Biela, Urszula Kiebzak, Katarzyna Krzanowska, Szymon Czacki) komponują piosenki o głodzie "trzeciego świata" i uśpionym sumieniu "zachodu". Na scenie przemawiają Ci, którzy cierpią głód i ubóstwo oraz Ci, których nadmiar i obfitość prowadzą do otyłości. Przedstawiciele organizacji zwalczających głód i niedostatek, gwiazdy śpiewające piosenki charytatywne, Matka Teresa z Kalkuty, reporter sprawozdający relacje z Afryki. Jak to możliwe, że w obliczu mnogości ludzi niosących pomoc i miliardów zgromadzonych na kontach banków żywności i fundacji dobroczynnych wciąż z powodu głodu co 5 sekund umiera dziecko? 25 tysięcy ludzi dziennie. "Półtora Holocaustu rocznie".

"Jak opowiedzieć o czymś tak innym, dalekim?". Jak opowiedzieć o problemie, którego wszyscy są świadomi, ale bezpiecznie pozostawiają go w sferze abstrakcji i danych statystycznych? Jak mówić o nędzy, nie popadając w patos i katastrofizm? Pytania te zrodziły pomysł na formę spektaklu. Choć inspiracją dla twórców był tekst reportażowy, Groszyńska i Czapliński rezygnują z realizmu i ilustracyjności. Zero mimesis, tylko czarny humor. Aktorzy występują w kolorowych bluzach z kapturem - choreografia jest prymitywna, dialogi często wulgarne, piosenki traktują o "trupach przy chałupach" w afrykańskich i azjatyckich wioskach. Jednak w tym zderzeniu treści i formy tkwi wstrząsająca widzem siła spektaklu. Aktorzy, karykaturalnie przedstawiając konsumpcjonizm i medialne zaangażowanie w walkę z nędzą, obnażają zachodnią redystrybucję dóbr i kapitalistyczne mechanizmy rynku. Musical z wulgaryzmami i prostymi rymami, slapstickiem i gagiem to ironiczne oskarżenie w stosunku do pustych gestów, którymi uspakajamy nasze sumienia. Wykonanie artystów USA for Africa "We are the world" ma blisko 71 milionów wyświetleń na youtubie. Tam, gdzie nie ma komputerów, ta liczba nie ma znaczenia.

Ktoś może zarzucić, że zrobienie spektaklu o głodzie jest działaniem równie bezskutecznym, jak zaśpiewanie o nim piosenki. Owszem. Ale twórcy krakowskiego spektaklu (podobnie jak Caparrós w swojej książce) nie uzurpują sobie prawa do bycia wybawicielami "trzeciego świata". Nie stwarzają pozorów niesienia pomocy. Nie oczekują wdzięczności, tak jak jedna z postaci - "bohater zachodu" przybywa do Afryki z batonikiem energetycznym i usilnie próbuje nakarmić nim tubylca, by samemu poczuć się lepiej. Wręcz przeciwnie. Rozkładają ręce w geście bezradności i śpiewają piosenki o globalnej niemocy. Prowadzą dialogi o niemożliwości zrozumienia człowieka, którego największym marzeniem jest krowa dająca mleko. Reporter z "zachodu" dziwi się: "Ale czarownik mógłby dać ci wszystko, o cokolwiek poprosisz". Kobieta z Afryki zmienia odpowiedź. "Dwie krowy".

Bezlitośnie nieprzyjemne dla naszego sumienia songi, monologi i dialogi bohaterów płyną z pomarańczowego kontenera, w którym występują aktorzy. W takich właśnie wielkich kontenerach oraz małych, domowych koszach na śmieci marnujemy tony żywności. Na tylnej ścianie widzimy mapę świata z odblaskowych karteczek samoprzylepnych, które na co dzień przypominają nam o ważnych sprawach. Oprócz tego na scenie znajdują się plastikowe opakowania żywności z fastfoodów i koszyk z hipermarketu wypełniony energetycznymi batonami. Scenograficznie dzieje się tutaj niewiele. Cała siła spektaklu jest zasługą tekstu Jana Czaplińskiego, który wybiera z potężnego reportażu kilka reprezentatywnych opowieści i zdarzeń, przywołuje drastyczne statystyki i ubiera wszystko w bezwzględnie ironiczną formę. Ta z kolei zostaje zrealizowana przez świetnych aktorów: Szymona Czackiego, który już w "Pawiu królowej" dał do zrozumienia, że dobrze odnajduje się w łatwych, lekkich i (nie)przyjemnych piosenkach, Katarzynie Krzanowskiej i Urszuli Kiebzak, pokazujących w tym spektaklu zupełnie nowe oblicze oraz debiutującej na deskach Starego Teatru Małgorzacie Bieli, która swoimi zdolnościami wokalno-dramatycznymi jeszcze niedawno zachwycała w krakowskiej szkole teatralnej.

Spektakl nie ma morału, instrukcji przeciwdziałania ubóstwu, recepty na sytość całej ludzkości. Jest raczej przykrą, ale prawdziwą syntezą sytuacji, w której bezradność zachodniej cywilizacji tryumfuje. Można zarzucić, że napisanie książki czy zrobienie spektaklu to działanie naiwne, bezskuteczne, bez realnego wpływu na rzeczywistość. Ale czy to powód do milczenia? Sam Caparrós przyznaje "ta książka to porażka". I dodaje "czasem jednak warto ponieść klęskę, chybić".

W zakresie problematyki głodu i w walce z nim jesteśmy wciąż bezradni jak bohaterowie Becketta.

"To co, idziemy?"

"Chodźmy"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji