Czeski błąd obywatela Wałaszka
Co to jest "czeski humor"? Ano to jest takie coś, kiedy ludzie śmieją się jak głupi i wszyscy wiedzą dlaczego, choć tego wypowiedzieć nie potrafią. Czy Jan Drda napisał "Igraszki z diabłem" z czeskim poczuciem humoru? Nie, czego dowiodła ostatnia telewizyjna realizacja tej komedii. Żeby się zatem z nią zmierzyć potrzeba czegoś więcej niż wyczucia przewrotnej natury czeskiego humoru - potrzeba reżyserskiej "ryby" albo dobrego zaplecza aktorów, scenografa, kompozytora, etc. Niestety niczego takiego nie da się zauważyć w "Igraszkach"... wystawionych ostatnio na scenie tarnowskiego teatru. Bo tak: aktorzy - wciąż ci sami, reżyser - nijaki Marek Wałaszek, dekoracje Jerzego Pitery - sklepowe (nieważne, czy z założenia, czy tylko tak im wyszło), Niebo - niebieskie, Piekło - czerwone, ufff. I na dodatek młodzież "z własnej nieprzymuszonej woli" wręcza bukiety kwiatów popychana przez teatralne bileterki, no ruszże się! na koniec premierowego przedstawienia, a jakżeby nie, standing ovation. Bankowo.
Nie byłem na premierze, wpuszczono mnie na spektakl przedpołudniowy i już od jakieś jego połowy pytałem siebie, kpina to, czy nie uregulowane długi realizatorów? Co popchnęły ich do wykreowania tej szmiry? Tarnów, czy Dębica?. I czyimi się tu panie, pieniędzmi igra?
Chciałem tarnowskie "Igraszki z diabłem" zrecenzować, by stało się zadość obietnicom danym redaktorowi naszego tygodnika. Talentu by może i stało, ale cierpliwości brak. Ręce też opadają, kiedy reżyser wali w programie mądrość, której sam nie doświadczył. Walka dobra ze złem - zagaduje skubaniec - to odwieczny, uniwersalny motyw w dziejach świata, sztuki i ludzkości. I jeszcze mu się marzy, że mimo wszystko dobro zwycięża, a ludzie - również bywają piękni. Może bywają, ale nie u Pana, panie Wałaszek. Może i zwycięża, ale nie na tarnowskiej scenie, bo tam pachnie tanim szmalem, grepserą i wiszącą w powietrzu kłótnią kto ważniejszy.