Artykuły

Przytulajmy się i bawmy

"Triumf woli" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Depresyjny Paweł Demirski postanowił napisać sztukę optymistyczną. Optymizm i dobra energia jednak wydobywają się tu na powierzchnię z trudem - jak w życiu.

Ostatnio w Starym Teatrze - w "nie-boskiej komedii" - Demirski i Strzępka wydobyli na powierzchnię lęki, złe sny i przeczucia, strach przed niewiadomym, przed chwilą, kiedy nic z dotychczasowego życia się nie przyda i nic nie zdoła się ocalić. A gdy w finale zagrzmiała chóralna suplikacja "Święty Boże", przygnębienie sięgnęło szczytu (albo raczej dna).

Czas na pocieszenie

Dwa lata po "nie-boskiej" przyszedł czas na pocieszenie, nie pierwsze zresztą w karierze Demirskiego i Strzępki. W 2012 r. w wałbrzyskim teatrze odbyła się premiera ich spektaklu "O dobru", w którym co prawda dążono do dobra i empatii jak po grudzie, ale w końcu jakoś do nich docierano.

Najbardziej przekonująco na poziomie najprostszym - wzajemnego obejmowania się aktorów i widzów, wspólnego śpiewania przy ognisku.

Akcja "O dobru" częściowo rozgrywała się w przyszłości - w roku 2016. Może nadejście tej daty skłoniło twórców do powrotu do tematu? Udało się rzutem na taśmę - w sylwestra. Nie był to zły pomysł, bo sylwestrowi widzowie nastrojeni byli życzliwie, gotowi na zmagania z optymizmem i happy endami. Zmagania, bo nikt chyba nie sądził, że "psychiczne kocyki", które obiecuje Demirski w wywiadzie zamieszczonym w programie, dostaniemy w tym teatrze od razu i bezproblemowo.

Po katastrofie

Na widownię wchodzimy przez piszczącą bramkę. Za chwilę bramkę sforsuje Szekspir (Krzysztof Zawadzki) i wskoczy na scenę, która będzie wyspą Prospera z jego "Burzy", miniaturą świata - ale tego pomysłu twórcy nie trzymają się kurczowo. Miejsce akcji, podobnie jak tożsamości postaci, jest płynne i zmienne.

Może wszystko rozgrywa się w wyobraźni Szekspira, a może w zbiorowej wyobraźni poddawanych terapii dobrem bohaterów. Wysypana piaskiem scena, porozstawiane na niej zdezelowane samolotowe fotele i skrzynie przywołują obraz katastrofy lotniczej (Szekspirowską burzę morską Strzępka też widowiskowo zainscenizowała), po kątach stoją stoły z jedzeniem, bo ma się odbyć wspólna kolacja.

Towarzystwo, które przeżyło katastrofę, jest różnorodne i najeżone; ludzie nie są dla siebie mili, przeciwnie - patrzą na siebie wilkiem albo z obrzydzeniem, ironizują, kasują naiwne próby wprawienia w pozytywny nastrój, doprowadzają się nawzajem do płaczu. Gdzie ten optymizm, który nam obiecano, skoro wydaje się, że za chwilę bohaterowie skoczą sobie do gardeł, a tasak dzierżony przez Adama Nawojczyka spłynie krwią?

Ale wzajemna agresja, siła napędowa wielu spektakli Strzępki i Demirskiego, powoli jest wirusowana historiami o zwycięstwie ducha nad materią, solidarności nad zawiścią, uczuć pozytywnych nad negatywnymi.

Maratonka, górnicy, pingwin, wróżka...

Trzeba powiedzieć, że Demirski wynalazł atrakcyjne historie. Oglądamy Kathrine Switzer (Dorota Segda), pierwszą kobietę, która przebiegła maraton, choć straszono ją, że grozi to wypadnięciem macicy. Reprezentację Samoa w piłce nożnej (Małgorzata Zawadzka z pomocą Moniki Frajczyk i Radosława Krzyżowskiego), zdobywającą jedyną bramkę w swojej historii.

Strajk walijskich górników (Juliusz Chrząstowski i Michał Majnicz) wspierany przez organizacje LGTB (Krystian Durman). Indyjskiego wieśniaka (Radosław Krzyżowski) przez 22 lata wykuwającego tunel w górze, żeby jego wioska miała łatwiejszy dostęp do szpitala. Mongolskiego chłopca (Marta Nieradkiewicz) zwyciężającego w wyścigu konnym (w roli konia Krystian Durman).

Polskiego górnika (Michał Majnicz) objeżdżającego świat za odprawę z kopalni, pomagającego koledze (Juliusz Chrząstowski) dotrzeć do pingwina, z którym ten się przyjaźni i spotyka co rok. Ekolożkę Rachel Carson (Dorota Pomykała), dzięki której stosujemy mniej pestycydów.

A także przemianę zołzy (Anna Radwan) w różową dobrą wróżkę, wynalezienie ognia i koła (wbrew sceptycyzmowi otoczenia), szalone tańce-połamańce Jogi Śmiechu (Monika Frajczyk) i jeszcze inne historie - prawdziwe, prawdopodobne i nieprawdopodobne.

Dobro zwycięża

Im bliżej końca, tym bardziej historie się zagęszczają i spiętrzają do absurdu, na scenie pojawiają się Święty Mikołaj, biały miś, pingwin (dla równowagi - zły pingwin z "Batmana").

Dobro coraz częściej wydobywa się na powierzchnię, nie bez problemów, bo każdy z bohaterów - a podejrzewam, że i autor - musi przezwyciężyć wstyd i zażenowanie; dobro jest przecież obciachowe, łatwiej ukryć się za narzekaniem i ironią, których zresztą w spektaklu sporo.

Karykaturalnie testosteronowi faceci najpierw przeszkadzają Kathrine Switzer w maratonie, aż nagle i nieoczekiwanie umożliwiają jej dalszy bieg (świetna sekwencja w zwolnionym tempie). Walijscy górnicy w galowych strojach (polskich) solidarnie wspomagają gejów. Wuj McDonald (Adam Nawojczyk) godzi się z siostrzeńcami (Marcin Czarnik i Krystian Durman), którzy sprzeniewierzyli się rodzinnym tradycjom gastronomicznym. Dochodzi nawet do nieśmiałej próby przytulenia się płynących do pingwina Chrząstowskiego i Majnicza.

Komedianci

"Triumf woli" nie jest może najlepszym tekstem Demirskiego. Przydałoby się też trochę pracy nad rozwleczoną i statyczną pierwszą częścią, a także nad postacią Szekspira, pomyślaną jako nośnik chaosu, co w praktyce sprowadza się do pijackiego szastania się po scenie.

Ale przyjemność oglądania tego spektaklu tkwi w czymś innym: na scenie mamy świetnych aktorów, którzy nie gwiazdorzą, ale pod przewodnictwem Moniki Strzępki tworzą trupę komediantów (w dobrym tego staroświeckiego słowa znaczeniu). Potrafią zagrać wszystko, są zabawni i drapieżni, nie boją się grubych chwytów, śmieszności, obnażenia nieidealnych ciał.

Śpiewają, grają na instrumentach, tańczą, błyskawicznie przechodzą od postaci do postaci, od nastroju do nastroju. To ich energia, poczucie humoru i gotowość na wszystko niosą spektakl. I przenoszą się na widzów, którzy w finale (muzycznym, bisowanym) zgotowali długą owację. Śmiejmy się więc i wzruszajmy, kto wie, jak długo jeszcze potrwa świat.

* Stary Teatr. Paweł Demirski "Triumf woli", reżyseria: Monika Strzępka, scenografia: Martyna Solecka, kostiumy: Arek Ślesiński, muzyka: Stefan Wesołowski, ruch sceniczny: Jarosław Staniek, wideo: Robert Mleczko. Premiera 31 grudnia 2016

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji