Artykuły

"Figaro" w Dramatycznym

Świat jest głupi - zwraca się wprost do warszawskiej widowni Figaro jeszcze przed rozpoczęciem scenicznej akcji - lub szalony". A tak koń­czy Figaro swój krótki wstęp, tłumaczący niejako wystawianie lekkiej komedii w ciężkich cza­sach: "A więc śmiejmy się, bo nie wiadomo, czy ten świat po­trwa jeszcze dwa tygodnie". I do­piero teraz unosi w górę kurty­nę, a raczej stylowe, ażurowe ogrodzenie jasnego pałacyku hrabiego Almawiwy, jak gdyby w ten sposób chciał zaprezentować nam baśń. Niby to hiszpańską, rodem z Sewilli, a przecież każ­demu bliską, urokliwą, iskrzącą się finezyjnym dowcipem słow­nym. Ale jak na prawdziwą baj­kę przystało, wiele w niej współ­czesnego morału i trafnych ży­ciowych spostrzeżeń.

Tak w ogromnym skrócie moż­na by scharakteryzować "Wesele Figara", przygotowane - w reży­serii Witolda Skarucha i sceno­grafii Teresy Ponińskiej - co prawda wcześniej, ale przecież inaugurujące nową kadencję Ja­na Pawła Gawlika na zasłużonej scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. Premierę poprzedziły wydarzenia głośnym echem odbi­jające się w stołecznej i krajo­wej prasie, na sali sejmu, w za­ciszu naszych domów i kawiarni. Przez pewien czas niejasne bo­wiem były dalsze losy tej sceny, wreszcie - po zmianie dyrekcji - odeszło z Dramatycznego kil­ku wspaniałych aktorów, tworzących dotąd silną bazę tego zes­połu. Nic dziwnego, że nowa pre­miera wydaje się tak znacząca i że na jej podstawie próbujemy wysnuwać wnioski na przyszłość. Premiera "Wesela Figara" miała miejsce pod koniec września 1983, ale w związku z podwójną obsadą głównej roli Figara poka­zy prasowe odbyły się dopiero miesiąc później. Zgodnie z emplois obydwóch występujących w niej aktorów - otrzymaliśmy dwie zgoła odmienne propozycje. Obie interesujące i warte uwagi.

Figaro Janusza Gajosa jest oczywiście starszy, z wyraźnie przybraną postawą wesołka i lo­kaja. Charakterystyczny ton gło­su i przerysowany gest to mas­ka, pod którą kryje się osobliwy obserwator życia i filozof. Te partie sztuki, w których Figaro atakuje niesprawiedliwość i nie­równość społeczną czy konkret­ne wynaturzenia praw, łaska­wych dla uprzywilejowanych, a bezwzględnych dla maluczkich, wypowiada Gajos jak gdyby od siebie, wyraźnie odrzucając sce­niczną pozę. Dzięki temu potra­fi przekazać gorzką dojrzałość Figara i uprawdopodobnić wszy­stkie tyrady serio, tak wielką ro­lę odgrywające w tej komedii. W oglądanych dotąd przeze mnie inscenizacjach zazwyczaj trudno było reżyserom pogodzić te dwa odrębne nurty sztuki, ostatecznie jej refleksyjność, ograniczana za­zwyczaj do długiego monologu Figara, przegrywała w zestawie­niu z tonem ogólnej wesołości. Odwaga autora i rewolucyjność sztuki ginęły wśród miłosnych podbojów jej bohaterów.

A przecież królewski zakaz pierwszego wystawienia Wesela Figara i jego głośna po trzech latach paryska premiera (na koszt tegoż króla!) w r. 1784, wreszcie uwięzienie autora po premierowej wrzawie uczyniły tę sztukę głośną na cały świat. Nie na darmo zburzenie Bastylii, któ­re nastąpiło pięć lat później, zwykło się wiązać z tymi teatral­nymi wydarzeniami. I właśnie Gajos - tak inny od dotychczas widzianych przeze mnie aktorów, pokazując Figara bez jego przy­słowiowej lekkości i czaru, ale z pobłażliwym uśmiechem dla sza­leństw czy wynaturzeń świata - ostro zderzył przybraną pozę lo­kaja (może nawet chwilami nad­to ją przerysowując) z dłu­goletnim doświadczeniem i życio­wą mądrością Figara. Ten Figa­ro, nieco ociężały i leniwy, jest raczej opiekuńczy niż zdobywczy wobec Zuzanny, raczej partneruje niż służy swemu panu. Zmienne układy losu narzuciły mu kolejną maskę, ale jak zawsze ukrywa się pod nią człowiek samodziel­nie myślący.

Marek Kondrat jest oczywiście całkiem innym Figarem. Mło­dzieńczy, szybki, walczy nie tyle sprytem co osobistym urokiem i żywą inteligencją. Uwodzi kobie­ty i oczarowuje Hrabiego, wszę­dzie go pełno, narzuca tempo spektaklowi. Gajos ma za sobą sympatię widowni, która dorasta­ła wraz z Jankiem z filmu Czterej pancerni i pies i bawiła się kolejnymi perypetiami Tureckie­go z telewizyjnego kabaretu Olgi Lipińskiej. Widzowie świetnie pa­miętają poprzednie wcielenia aktora, obserwują jego sceniczną drogę od młodzieńczego idola do dojrzałego mężczyzny. Kondrat zdobywa publiczność szturmem. Jeden i drugi są przekonywający w swoich odmiennych wcieleniach, obydwaj otrzymują brawa podczas przedstawień.

Spektakl nie jest równy, szcze­gólnie pod względem aktorskim. Inkrustowany występami ulu­bieńców, których każdy kolejny gag przyjmowany jest entuzjas­tycznie przez widownię. W tych momentach przedstawienie ożywa i wraz z reakcją publiczności na­biera nowego tempa. Rozrastają się epizody: Wiesława Gołasa w roli podpitego Antonia, jąkające­go się sędziego Wojciecha Poko­ry czy farsowego Pedrilla Maria­na Glinki.

Na szczęście i autor, i reżyser zadbali o to, by każdy z głów­nych wykonawców miał swoją chwilę na scenie i brawa na wi­downi. Zbiera je pełna niekła­manego wdzięku i lekkości Marcelina Danuty Szaflarskiej (rzad­ko, niestety, oglądana ostatnio na scenie) i bezustannie wyprowa­dzany w pole Hrabia Marka Bargiełowskiego (ładnie i z taktem, trzeba przyznać, umiejący prze­grywać), i zagubiony w świecie dorosłych Cherubin Joanny Orzeszkowskiej-Kotarbińskiej, a także sprytna Zuzanna Iwony Głębickiej. Wspaniała uroda Jo­lanty Nowak wynagradza jej aktorskie niedostatki w roli Hra­biny, zdradzanej i walczącej o swoje prawa. Tempo spektaklu jest nierówne, może nadto ospałe w części pierwszej. Nie docierają do nas wszystkie zamierzone przez autora dowcipy, a każdego z nich szkoda. Mimo widomych braków tak pomyślany spektakl zaprezentował nam wszakże znanych i ulu­bionych aktorów, od lat z tą sce­ną związanych oraz jej nowy narybek, w tym dwie urodziwe tegoroczne absolwentki warszaw­skiej PWST: Małgorzatę Jóźwiak i Monikę Świtaj, i trzech ich kolegów: Sławomira Orzechowskie­go, Cezarego Switkowskiego i Stanisława Wronkę. Poza tą naj­młodszą piątką, do zespołu dołą­czyli: Iwona Głębicka oraz Józef Onyszkiewicz i Marek Wilk. Jak wiemy, z Dramatycznego odeszła ósemka aktorów grających dotąd główne role w teatrze. Nie przy­jęli proponowanych im gościn­nych występów, a reżyserzy nie zgodzili się na przygotowanie drugich obsad. Na tablicy ogło­szeń przeczytać można było list dyrektora Teatru z żalem powia­damiający autora "Dwóch głów ptaka" o tym, że w związku z ta­ką decyzją wykonawców sztuka musi zejść z afisza:

Jedynie Zbigniew Zapasiewicz, mimo przejścia do Teatru Powszechnego, utrzymał swoje wystę­py w "Księdzu Marku", dzięki cze­mu nadal można podziwiać na scenie Dramatycznego tę jego kreację. Również Maciej Prus zgodził się wprowadzić do "Ope­retki" Gombrowicza zastępstwa za odchodzących artystów, W rezul­tacie doprowadziło to do zmiany układu choreograficznego (obecny zawdzięczamy Ewie Wycichow­skiej z Teatru Wielkiego w Ło­dzi) i głębszego przemodelowania całego spektaklu. Tak więc w re­pertuarze teatru obok "Wesela Fi­gara" utrzymują się obecnie "Ksiądz Marek" i "Operetka" (od 27 X), a na małej scenie "Zabawa" Mrożka w reżyserii Waldemara Krygiera (od 22 X).

Trudny początek został zrobio­ny. Na "Weselu Figara" frekwencja dopisuje, przedstawienie przyj­mowane jest żywo i życzliwie, zwłaszcza przez młodą widownię. To dużo. Ale o tym, jak dalej ułożą się losy tej sceny, zadecydują kolejne premiery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji