Artykuły

Perwersje zawsze na czasie

"Zemsta nietoperza" Johanna Straussa w reż. Krzysztofa Cicheńskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Marek Bochniarz w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Poznaniacy znają go z ekscentrycznego teatru Automaton. W Teatrze Wielkim realizował już dwa spektakle. Jednak "Zemsta nietoperza" to operowe tour de force młodego reżysera Krzysztofa Cicheńskiego

Krzysztof Cicheński dwa lata temu wyreżyserował w Teatrze Wielkim operę "Pajace" Rugera Leoncavalla. W "Zemście nietoperza" Johanna Straussa idzie dalej tropem swojej interpretacji tamtego spektaklu, czyli stawia na kreatywne uwspółcześnianie klasyki. Wykorzystuje doświadczenie pracy z aktorem nabyte w niezależnym Teatrze Automaton i łączy je z działaniem nie wbrew, a według reguł operowych. Przepych i scenograficzno-choreograficzna orgia pozostają pod ścisłą kontrolą.

Z siebie się śmiejecie

Przeniesienie akcji z dziewiętnastowiecznego Wiednia na pokład współczesnego liniowca działa odświeżająco na fabułę operetki. Trochę dziś już niezrozumiałe, hierarchiczne relacje dawnej burżuazji przekształcone zostają w dobrze nam znany, sztuczny porządek świata zorganizowanych zabaw all inclusive i VIP lounge'ów.

Cicheński konstruuje wizję szalonych mieszczańskich zabaw, ale nasyca ją ironią, bazując na wciąż skrzącym się humorem wirtuozerskim przekładzie Juliana Tuwima. Publiczność, poza podziwianiem scenograficznego cacka, wciąż może się gromko i szczerze śmiać. Podgląda solistów, a zarazem jest przez nich obserwowana - choćby za pomocą lornetek. Poznańska "Zemsta nietoperza" to jednak tylko pozornie lekka i bajkowa produkcja. Rozpasanie symultanicznie rozgrywających się akcji na statku na przemian bawi, dezorientuje i żenuje (nie spektaklem, a ich charakterem).

W I akcie obserwujemy rozrywki tych, którzy przepędzają dzień na pokładzie na głupich damsko-męskich zabawach, śledząc zarazem buduarowe perypetie w kajutach.

Te równoczesne akcje nasycone są od początku erotyką, która również i dalej rozwija się w najlepsze. Interpretacja Cicheńskiego przesytem i "frywolnością" trochę przypomina "Cosi fan tutte" Grzegorza Jarzyny, słynną produkcję Teatru Wielkiego sprzed lat. Ale w "Zemście nietoperza" o wiele więcej kontroli i umiaru w mnożeniu planów akcji, a seksualne wątki podane są nie wprost, obuchem w twarz, lecz w pewnym niedopowiedzeniu.

Błyskotliwa interpretacja klasyki

W II akcie zachwyca zmanierowany przepych balu na przemian z ariami. Podczas popisowego numeru Adeli fani kina mogą sobie przypomnieć, jak tę arię zmasakrowała niegdyś Florence Foster Jenkins, o czym przypomniał film "Florence" - dziwnie zbieżny z interpretacją Cicheńskiego (oba dzieła są satyrą na bogaczy). Temat erotyczny przekształca się tu już we wręcz pornograficzny, bo główny bohater - Gabriel von Eisenstein zaczyna postrzegać swoją zamaskowaną małżonkę jako pyszną, atrakcyjną kobietę dojrzałą, odtrącając z pogardą młodą i piękną pokojówkę, którą przez chwilę podrywał.

W III akcie trafiamy do najniższych kwater liniowca, czyli aresztu, jednym okiem śledząc jeszcze ostatnie podrygi pasażerów w night clubie. Nasza wędrówka po statku zostaje zakończona.

Operetkowa superprodukcja Teatru Wielkiego, wsparta przez błękitny wideomapping z nietoperzami na fasadzie budynku, czy czekoladki i maski rozdawane publiczności przez panie we frakach, to świetna propozycja na sylwestrową zabawę. I właśnie dzień przed sylwestrem miała swoją premierę.

Ale podszyta szczyptą autoironii i dystansu do luksusowych rozrywek "Zemsta nietoperza" broni się też po prostu jako błyskotliwa, współczesna interpretacja klasyki, która traktuje pierwowzór z podstawową dozą szacunku i dzięki temu nie przekształca go w bełkot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji