Artykuły

Blisko sukcesu

Mieczysław Dondajewski, bardzo doświadczony dyrektor, w Polsce musiał po 14-letniej kadencji opuścić w środku sezonu Teatr Wielki w Po­znaniu, gdyż zażądała tego załoga, choć motywy buntu nie były jasne. Po kilkunastu miesiącach powrócił do dyrektorskiego gabinetu tym ra­zem we Wrocławiu, gdy zespół z do­tychczasowym szefem przebywał na tournee. Przeczekał dyskusje związa­ne z nominacją i przystąpił do two­rzenia teatru, jaki postanowił stwo­rzyć.

Na pierwszą premierę nowego dy­rektora zawsze patrzy się uważnie. Zapowiada ona przecież, w jakim kierunku pójdzie teatr przez niego prowadzony. W Operze Wrocław­skiej można więc liczyć na ambitny repertuar i dobrych śpiewaków. Nie oznacza to wszakże, że teatr łatwo dzięki temu osiągnie sukces.

"Samson i Dalila" Camille Saint-Saensa rzadko pojawia się w Polsce i to nie tylko dlatego, że trzeba wło­żyć dużo trudu, by ożywić tę monu­mentalną operę. Również jej strona muzyczna pozornie jest łatwa do zinterpretowania. Mieczysław Do­ndajewski przygotował spektakl sta­rannie i ma on rzeczywiście wiele pięknych momentów (sceny chóral­ne), ale z drugiej strony potknięcia zdarzają się w najmniej oczekiwa­nych miejscach, jak np. w najpopu­larniejszym fragmencie opery - du­ecie Samsona i Dalili.

Reżyser Robert Skolmowski także bliski był całkowitego sukcesu. Opowieści o Samsonie nie potraktował jako historii zaczerpniętej z Biblii, lecz starał się nadać jej walor uni­wersalny. Można go odczytać już w pierwszym, bardzo pięknym obrazie scenicznym. Zgromadzony na scenie lud żydowski symbolizuje wielowie­kową tułaczkę i martyrologię tego narodu szukającego swego miejsca na ziemi. Zaciera się czas i miejsce akcji, Fiilistyni uosabiają po prostu odwiecznych prześladowców Żydów. Ci zaś w Samsonie odnajdują swe nadzieje, bo przecież musi przyjść ktoś, kto ich uwolni od cierpień.

Dzięki takiej interpretacji opowie­ści o Samsonie spektakl staje się in­telektualnie i wizualnie atrakcyjny. Kłopot pojawia się z chwilą wejścia Dalili. Jeśli bowiem poruszamy się w kręgu symboli i metafor, jak zinter­pretować jej postać? Czy kobiety są wrogiem narodu żydowskiego? Czy miłość jest uczuciem zakazanym? Te­go typu pytania wydają się nietraf­ne, koncepcja reżyserska załamuje się i wracamy do konkretnej opowie­ści biblijnej.

Problem wynika również i z faktu, że Skolmowski chciał z Dalili uczy­nić kurtyzanę, Ewa Podleś gra jed­nak księżniczkę. Ta znakomita śpie­waczka, nieobecna na polskich sce­nach, powróciła w roli dla siebie nietypowej. Ma momenty bardzo piękne, chwilami jednak partia Da­lili sprawia jej trudności interpreta­cyjne. Głos Ewy Podleś nabrał mocy, ma piękny blask, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, iż artystka zmierzyła się z rolą dla niej nazbyt dramatyczną.

Reszta zespołu jest już miejscowa, reprezentując z reguły przyzwoity poziom (Maciej Krzysztyniak - Ar­cykapłan) lub nawet więcej (Rado­sław Żukowski - Starzec hebrajski). Samsona zaśpiewał młody tenor To­masz Madej. Mało udany występ na turnieju warszawskich tenorów nie rokował nadziei na to, iż ten śpie­wak może marzyć o takiej roli. Ma­dej, co prawda, z reguły nie wycho­dzi poza poprawność, ale jak na tak trudną rolę i na tak młodego artystę, to niemało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji