Poznaniacy we Wrocławiu
Takiej premiery nie pamiętamy od czasu dyrekcji Satanowskiego - mówili wrocławscy melomani poznaniakom, którzy w sporej liczbie zjawili się w tamtejszej Operze, by wspólnie oklaskiwać "Samsona i Dalilę", prawie nieznane w Polsce (poza jedną arią) dzieło Camille Saint-Saensa.
Mieczysław Dondajewski, myśląc o jego wystawieniu jeszcze w Poznaniu, otworzył nim swoją kadencję dyrektorską w stolicy Dolnego Śląska. Do ról tytułowych zaprosił, omal debiutującego tenora, Tomasza Madeja i jedną z największych polskich śpiewaczek Ewę Podleś.
"Samsona i Dalilę" zainscenizował i wyreżyserował Robert Skolmowski, scenografię przygotował Andrzej Sadowski a choreografię Teresa Kujawa. Chciałoby się powiedzieć: komplet artystów, którzy w naszym Teatrze Wielkim niejednokrotnie odnosili sukcesy naprawdę ogromne.
O ich wrocławskim dziele szeroka publiczność wypowiedziała się owacją na stojąco. Co wytrawniejsi melomani i znawcy tematu biblijnego - trochę się sprzeczali, lecz to najlepszy dowód na to, iż przedstawienie nie jest przeciętne.
Już omal w nocy - na zasadzie kontrapunktu - w cudownej Leopoldinie, wpadliśmy w zupełnie inny nastrój, za sprawą Telemannowskiego Pimpinone i jego służącej, narzeczonej, żony i utracjuszki w jednej osobie sprytnej Vespetty. Józef Frakstein i znów poznanianka Agnieszka Dondajewska rozbawili nas do łez. Doskonale znane - także spod Pegaza - przedstawienie, reżyser Jan Kulma rozbudował przede wszystkim aktorsko, a Andrzej Sadowski zdecydował się użyczyć kostiumów, zaprojektowanych kiedyś przez swą żonę. "Skrzydlaty świat" niezapomnianej Zofii Wierchowicz jeszcze raz ożył...