Los wdów z Vrindavan
"Strachu NIE MA" w reż. Łukasza Chotkowskiego, koprodukcja Teatru Powszechnego w Warszawie, Instytutu Adama Mickiewicza i Teatru Kasba Arghya z Kalkuty. Pisze Edyta Werpachowska w Teatrze dla Was.
Widzów wita półmrok i duszne opary egzotycznych kadzideł. Powoli podśpiewywać zaczyna sobowtór Janis Joplin - uosobienie hipisowskiego mitu o Indiach. Rozbrzmiewają monumentalne gongi wprawiające w drżenie wewnętrzne organy. W ich rytmie porusza się wygimnastykowany jogin - momentami wydaje się, że wpadł w taneczny trans. W rogu sceny tajemniczy Hindus kremuje ciało starszej kobiety, śpiewając przy tym pięknie brzmiące mantry. Na scenę stopniowo wchodzą kobiety w białych, żałobnych sukniach. Zakrywając twarze maskami przedstawiającymi hinduskie bóstwa opowiadają strzępki swoich tragicznych historii. Między wszystkimi postaciami przechadza się piękna Hinduska w tradycyjnym sari, dopowiadając co jakiś czas kilka zdań w hindi.
Ta sceneria tworzy tło przedstawienia "Strachu NIE MA" w reżyserii Łukasza Chotkowskiego, który na deski Teatru Powszechnego starał się przenieść wyniki warsztatów z wdowami z Vrindavan w Indiach, które prowadzone były przez twórców spektaklu. Vrindavan - miejscowość w stanie Uttar Pradesh - to miejsce kultu (ze względu na dzieciństwo, które przeżył tam Kryszna) oraz miasto-schronienie wdów, które przybywają tam z całego kraju. Wdowami, które często pozbawione są środków do życia opiekuje się m.in. organizacja pozarządowa "Maitri" - partner projektu.
Z prawdziwymi historiami wdów mieszkających w Vrindavan widzowie zapoznają się dzięki tekstom wyświetlanym na scenie podczas trwania spektaklu oraz monologom aktorek - wykrzykują one w stronę publiczności fragmenty swych przerażających historii. Przez wszystkie przeplata się ból, rozgoryczenie, cierpienie. Często bowiem po śmierci męża kobiety w Indiach nie tylko są pozbawiane środków do życia, ale też godności. Wyrzucane z domów, odarte z szacunku, nie mogą już prowadzić dotychczasowego życia. Skazane są na samotność i nędzę.
Spektakl "Strachu NIE MA" rozpoczyna się od pytania rzuconego w stronę żeńskiej części publiczności - "Czy Twoim przeznaczeniem było urodzić się tutaj?". To wokół tego pytania, a być może oskarżenia zbudowany jest cały spektakl. Wszystkie akcje sceniczne twórców zdają się podkreślać fakt, że hinduskie wdowy nie są winne sytuacji w jakiej się znajdują. To niesprawiedliwe zrządzenie losu sprawiło, że urodziły się na takiej, a nie innej szerokości geograficznej. Chotkowski mocno podkreśla mistykę Indii i zestawia ją z brutalnym wręcz sposobem, w jaki traktuje się tam wdowy. Temat podjęty przez reżysera jest niewątpliwie tematem wartym uwagi, jednak sposób jego podania mocno rozczarowuje. W "Strachu NIE MA" brakuje głębszego podejścia do problemu: próby zrozumienia jego genezy lub zgłębienia psychologii postaci. Spłycone zostały też same Indie - na scenie pokazane zostały wszystkie klisze kulturowe, które kojarzą się człowiekowi z Zachodu z tym właśnie krajem. Nawet jeśli to "upopkulturyzowanie" Indii było celowe - aby skontrastować wyobrażenia o kraju z realiami w nim panującymi, zabieg ten nie wypadł przekonująco. Wszystkie sceniczne "triki" wydają się nieco prymitywne. Mają szokować, a niestety jedynie nudzą. Autorom spektaklu zabrakło odwagi, świeżego spojrzenia na ten trudny temat. "Strachu NIE MA" odczytywać można jako reportaż, być może manifest, ale na pewno nie jako pełnowartościowy spektakl.