Artykuły

Polska do sześcianu, czyli "Trans-Atlantyk" w Teatrze Dramatycznym

"Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Katarzyna Sawicka-Mierzyńska w Kurierze Porannym.

Kiedy grający (znakomicie zresztą) Gombrowicza Andrzej Kłak mówi, stojąc tyłem do publiczności, na pustej scenie, rytmiczną, wibrującą frazą, że jest "coś niedobrze i coś niedobrze chyba, oj niedobrze (...). Wojna dziś, jutro wybuchnąć musi, nie ma rady!", zbiorowe ciało widowni przechodzi dreszcz. Podobne emocje powrócą podczas tego spektaklu kilkakrotnie.

Od czasu pierwszego wydania "Trans-Atlantyku" minęły 63 lata, utwór Witolda Gombrowicza nie traci jednak na aktualności nie tylko ze względu na swe uniwersalne walory (problemy z "gębą" i formą są tak stare, jak historia międzyludzkich relacji), ale jako wnikliwa diagnoza naszych zmagań z polskością. Nie przypadkiem zapewne sięga po niego Jacek Jabrzyk właśnie dziś, gdy ścierają się ze sobą wykluczające się narracje dotyczące naszej zbiorowej tożsamości, a efekty ich konfrontacji możemy oglądać na ulicach. Dostajemy zatem zaproszenie do teatru, który nie boi się uwikłania w dookolną rzeczywistość, przeciwnie - chce na nią reagować.

Oczywiście ogromny atut przedstawienia to sam tekst, umiejętnie przez Jabrzyka adaptowany - narracja jest na tyle spójna, że nawet ktoś, kto nie czytał "Trans-Atlantyku", będzie w stanie odtworzyć fabułę, zidentyfikować postaci i relacje między nimi. Gombrowiczowska fraza - melodyjna, inteligentna, gorzka i prześmiewcza zarazem, skrząca się stylizacjami, zdaje się sama nieść aktorów, zwłaszcza iż wielu z nich gra role zgodne z ich emploi: Krzysztof Ławniczak (Poseł/Minister Kosiubidzki) - w kuluarach dało się słyszeć życzliwe żarty, że wystarczy mundur, nie ważne jakiej armii, żeby dodać mu aktorskich skrzydeł - Marek Tyszkiewicz (Gonzalo), znany m.in. z kreacji homoseksualisty w monodramie "Spragniony", Sławomir Popławski (Ciumkała), Patryk Ołdziejewski (Ignaś).

Zważywszy na to, że Jabrzyk współpracował już z białostockim zespołem przy spektaklu "Rewizor", można potraktować te obsadowe decyzje jako kolejny element gry formą, swoiste "mrugnięcie okiem" w stronę publiczności (potwierdzałby to moment rozbicia scenicznej iluzji, gdy aktorzy dialogują ze sobą na temat spektaklu).

Bardzo dobrze lub dobrze grają tu wszyscy (cieszy obecność znanego wcześniej z Teatru Wierszalin Miłosza Pietruskiego), nawet jeśli nie mają wiele do powiedzenia, tak jak umiejętnie zaprzęgnięte do przedstawienia panie: Katarzyna Siergiej, Justyna Godlewska-Kruczkowska, Ewa Palińska, Monika Zaborska-Wróblewska, które okraszają scenę barwnymi, ludowymi strojami i patriotycznymi przyśpiewkami. Najbardziej magnetyzująca jest jednak - także z racji eksponowanej roli - postać Gombrowicza (wspomniany Andrzej Kłak), niezwykle poruszająca w swej wrażliwości, przenikliwości, ale też - bezradności, niczym ożywiona metafora kondycji artysty.

Dzięki świetnej, minimalistycznej i monumentalnej zarazem scenografii (Bartholomaus Martin Kleppek) patrzymy na świat nie tyle oczyma Gombrowicza, co niejako z wnętrza jego głowy, do którego wdzierają się różne persony. Perłowoszary, otwarty od strony widowni (co oczywiste), sięgający sufitu sześcian, podzielony na mniejsze okienka-kwadraty, które odmykają się w różnych niespodziewanych miejscach, do tego dwa ruchome kubiki, (wnętrze jednego z nich wyścielone zostało reprodukcją "Bitwy pod Grunwaldem"), zapadnia (z niej wychyną nagie torsy członków Bractwa Ostrogi) - oto całe wyposażenie sceny, występujące nie tylko w roli dekoracji, ale też stymulujące i rytmizujące działania aktorów. Na ascetycznym tle dodatkowe atuty zyskują kostiumy (również projektu scenografa), przydające, zwłaszcza postaciom homoseksualistów, nieco kampowy walor. Zresztą tożsamość seksualna wszystkich bohaterów mieści się tu raczej w zakresie tytułowego "trans" - jedna z bardziej przejmujących scen to zbiorowy gwałt na Ignacu i moment, gdy ojciec (w roli Tomasza Franciszek Utko) ubiera go, nagiego, sponiewieranego, w wojskowy mundur.

Warto też wspomnieć o muzyce (nowoczesne brzmienia autorstwa Jakuba Orłowskiego) i choreografii (Mikołaj Mikołajczyk). I tu trochę zabrakło precyzji, być może na poziomie samego wykonania, nie koncepcji. Za punkt odniesienia (by ograniczyć się do spektakli z roku 2016 z polskością w tle) obiorę "Dziady" Eimuntasa Nekrośiusa, reżysera uchodzącego za mistrza scen zbiorowych, gdzie każdy gest, ruch, mimika poszczególnych postaci układają się w malarską wręcz kompozycję. W "Trans-Atlantyku" sceny zbiorowe, choć dobrze pomyślane, przypominały czasem... no właśnie, "gombrowiczowską kupę". Wychodząc z teatru miałam też poczucie, że trochę za dużo tu farsy, a za mało serio (farsa dodaje reżyserowi odwagi - skomentowała jedna z osób, które widziały przedstawienie). Ale może zbyt duża doza powagi byłaby nieco wbrew Gombrowiczowi, który w przedmowie do książki pisał: "I utwór ten doradza wam abyście wybuchem śmiechu wykpili wszelkie najbardziej dramatyczne wasze antynomie: jeśli potraficie śmiać się z siebie, bawić się i cieszyć się sobą, choćbyście w najgorszych znajdowali się opałach, będziecie zbawieni". Jabrzyk kpi zatem, choć więcej w tym goryczy niż śmiechu. Warto pójść do teatru, by poczuć ten dreszcz sprzecznych emocji na własnej skórze.

"TRANS-ATLANTYK" TO PROPOZYCJA TEATRU DRAMATYCZNEGO NA SYLWESTRA. NA WIDZÓW BĘDZIE CZEKAŁA LAMPKA SZAMPANA ORAZ DODATKOWE NIESPODZIANKI. W OSTATNI WIECZÓR 2016 ROKU SPEKTAKL WYSTAWIANY BĘDZIE O GODZ. 19. BILETY KOSZTUJĄ 120 ZŁ 1100 ZŁ. NASTĘPNIE SZTUKĘ MOŻNA BĘDZIE OBEJRZEĆ W WEEKENDY 13-15 STYCZNIA ORAZ 3-5 LUTEGO.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji