Artykuły

"Ten lud, widzę, cały chory"

"Ksiądz Marek" Słowackiego w Teatrze Dramatycznym. Sztuka z 1843 roku, bardzo dziwna, którą współcześni Słowackiemu uważali za prawie czyste wariactwo, a nam współcześni za natchnione materii pomieszanie, splot wzlo­tów niepohamowanego mistycyzmu z wysiłkiem widzenia realistycznego, po­rządku szaleństwa z historiozofią pogrążonego już w emigracyjnym samotnictwie i emigracyjnych aberracjach genialnego poety. Nie szukajmy historii w tym poemacie historycznym, związanym z Konfedera­cją Barską, z jej całym niezdarnym, roztrzęsionym bagażem ideowym i militar­nym, zagubionym politycznie, a wojskowo nieudolnym i przegranym od samego początku. Konfederaci błąkali się, obijali od patriotyzmu do obskurantyzmu, od wybuchów najczystszego bohaterstwa do postępków tchórzliwych, dwuznacz­nych i szalbierczych. Nieobfici w talenty i rozumy, przyspieszyli obce interwen­cje, to sprawy znane. Słowacki na tle obrony i poddania dawnej twierdzy Bar wydumał wspaniały dramat wizyjny, w którym z wątpliwej świętości karmelity Marka Jondołowicza uczynił swojego Księdza Piotra (zawsze Mickiewicz...), a z Judyty, córki rabina, jedną z najdziwniejszych postaci w polskiej literaturze. Podejmować się w naszych czasach inscenizacji "Księdza Marka" - piękna odwaga. Bo wizje Słowackiego nie mogą się nie wydać wezbraniem poezji, ale myślowo narwane. Sztuka ma jednak role, do których najtężsi aktorzy gotowi się przymierzać, brać z nimi za bary, to jest także Słowacki - mistrz napięć dramatycznych.

Młody reżyser Krzysztof Zaleski ujrzał w "Księdzu Marku" zwarty, bardzo sceniczny dramat, którym chyba warto raz jeszcze umistycznić widownię - w sensie "ognia i upiorów", które przecie naród "wszędy widzi", jak sam Słowacki powiada. Tym bardziej, że miał do dyspozycji tak świetnego wyko­nawcę tytułowej roli jak Zbigniewa Zapasiewicza. Starannie opracował tekst, ścinając barokowy nadmiar porównań, przenośni, a Krzysztof Baumiller i Wie­sław Olko zbudowali syntetyczne dekoracje, dobrze dopasowane do reżyser­skiej koncepcji. Tę koncepcję zaś oparł Zaleski na "chwycie rapsodycznym", sceny raz po raz zastygały w żywy obraz. Zgoda, tutaj ten sposób był całkiem na miejscu, ułatwiał przyciszenia, łagodził tyrady. Zapasiewicz nie zawiódł nadziei. Zagrał karmelitę-człowieka, a nie mękom poddawanego świątka. Końcowy monolog-improwizację-modlitwę mówi Zapa­siewicz - jako natchniony męką i do reszty odrealniony ksiądz Marek -cudownie po ludzku i przez to wywołuje tym większe wrażenie. Monolog końcowy? A tak, bowiem reżyser odszedł od Słowackiego i poprzestał na wątku mistycznym. A Słowacki to jednak był taki mistyk, do którego nieraz wracało poczucie rzeczywistości. I do zakończenia "Księdza Marka" wprowadził Kazi­mierza Pułaskiego, przydzielając mu końcowe wersy, otwarte słowami: "Ten lud, widzę, cały chory"...

W sztuce nad świętość księdza Marka górę bierze, pod względem siły dramatycznego wyrazu, mistyczne opętanie i szaleństwo Judyty, a zarazem mroczne zbrodnie Kosakowskiego, W przedstawieniu Zaleskiego Judytę gra aktorka tej miary co Jadwiga Jankowska-Cieślak. Jest dramatyczna, przejmują­ca, dzika - a jednak to nie Judyta z "Księdza Marka". Aktorka tonuje bowiem wściekłe wybuchy Judyty, jej ekstazy i furie, co może Judytę uczłowiecza i przybliża nam, współczesnym, ale po części odbiera jej mistyczną siłę. To prawda, lecz niezbędna jest i następna refleksja: że gdyby jednak aktorka poszła za wolą poety,za jego nadromantycznym widzeniem Judyty, czy by nie przegięła sztuki w stronę mimowolnej groteski, co przecież nieraz grozi poema­tom dramatycznym Słowackiego? Takie to "bywają pułapki z klasykami, nawet największymi (i Szekspir nie jest przecież od nich wolny).

Prosta jest za to sprawa z Kosakowskim. Młody Krzysztof Gosztyła jest na pewno aktorem utalentowanym, i wierzę, że w teatrze będzie mieć sporo do powiedzenia. Ale nie w roli Kosakowskiego: na nią ma za mało i siły, i postawy, i wzięcia, i pasji. Bojwił Mariana Glinki miał przy nim więcej rozmachu, żywiołowości. I jeszcze jedną rolę trzeba wspomnieć: Zygmunta Kęstowicza jako Kreczetnikowa. Coraz to rzadszy u nas w teatrze pokaz gry sumiennej, wyrazistej, solidnej, pewnie trochę tradycyjnej, ale za to na swoim miejscu i która roli nie położy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji