Mały Orfeusz w wielkim biurze świata
DOPRAWDY, drogi Orfeuszu, w mitologii to było znacznie prostsze... Parę przeszkód - a potem od razu łódź milczącego Charona - i już byłeś w Hadesie, trzymając w ramionach stęsknioną Eurydykę. Mówisz: przeszkody były poważne? Nawet straszne? Powiadasz, żeś musiał wydobywać z czarodziejskiego instrumentu najpiękniejsze tony, nim dzieła dokonałeś?
Wybacz, ale śmieszysz mnie, miły grajku. Twoje ogniem ziejące, potwory, wielogłowe hydry, piekielne rzeki - czymże one są wobec potęgi ukrytej w białości urzędowego papierka. A jeszcze z podpisem. Z pieczęcią! Oto mój bohaterze, heroizm godny naszych czasów: nie w wielkim porywie, lecz stopniowo i na codzień przedzierać się przez zapory obitych skórą drzwi, szturmować barykady biurek i uchodzić z cennym trofeum zaświadczenia lub zezwolenia! Oto place naszych bojów - chłodnawe korytarze, zaciszne sekretariaty i wytworne poczekalnie! Hojny gest budowniczego, pomnego na splendor urzędu, umieścił w nich pod sufitem gipsowe głowy - czy poznajesz swych mitologicznych braci, o bogom podobny? Popatrz: w ich oczach widać iskierkę drwiny, gdy tak spoglądają z góry na nas dobijających się - nie o swoje Eurydyki przecież! O sprawy zazwyczaj znacznie mniej poważne - a równie trudno dostępne.
Nie miej więc Orfeuszu pretensji do pana Gałczyńskiego za to, że twoją historię otrzepał z szacownego pyłu dziejów, a wziąwszy na swój stół, drewniany i sławny, nadał jej nową i ucieszną formę. Miło
jest bowiem popatrzeć jak w rytm melodii starego Jakuba Offenbacha walczyć musisz o swoją Eurydykę w sposób właściwy naszemu wiekowi, molestując frywolne sekretareczki i gnąc kark przed rozpostartymi za biurkiem wielmożami. Zaiste, wszechobecną i nieśmiertelną być musi biurokracja! Gdy opuściłeś ziemię spotykasz ją na nektarem płynącym Olimpie. Po przekroczeniu styksowych fal dopadnie cię i u wrót piekieł.
Dowcipnie też postanowił pan Mikulski oprawić twój los w należyty kształt sceniczny - umieszczając w każdej odsłonie symboliczne biurko. Tam zaś gdzie przychodzisz do urzędu domagając się zaświadczenia - kazał temu biurku być zarazem i sprzętem, i urzędem - interesanci wyskakiwali i wskakiwali w szufladki i drzwiczki. Ów dziwo-mebel, choć wymyślony w sławnym Krakowie miał i tą jeszcze zaletę, że - zwieńczony u góry girlandkami i świecznikami - kojarzył nam się nieodparcie ze stołecznym MDM-em. Patrząc więc jak się męczysz, a zarazem mając go przed oczami czuliśmy się swojsko, i znajomo.
Czuliśmy się poza tym wesoło i radzi byliśmy krakowskiej "Grotesce" za wieczór j lekki i przyjemny. Co prawda w środkowej części, gdy olimpijska czeladka molestuje Jowiszą o zorganizowanie mitologicznego kawopoju - rzecz się nieco dłuży - ale to już sprawa tekstu. Nie jest on równy - Gałczyńskiemu zdarzało się w rzeczach dłuższych tracić oddech; widzieliśmy to już w "Babci i wnuczku".
Za sprawą sali wdzięczne głosy sopranowe były niekiedy trudno słyszalne. Pozatem zaś rzecz szła sprawnie i dowcipnie; nie bez uciechy patrzyliśmy na urocze starożytne kociaki jak otaczając Jowisza machają "końskimi ogonami". Trudno by nam też było winić ojca bogów i ludzi za to, że nie był i tym sprawom olimpijsko obojętny. Był tam i mecz bokserski między Jowiszem a Plutonem - tak dane nam było
dowiedzieć się jak wyglądały niedzisiejsze olimpiady. A poza tym zobaczyliśmy jeszcze dużo dobrych pomysłów; za co dzięki tym co spektakl reżyserowali, co zaprojektowali dowcipne lalki i dekoracje.
A także tym, co niewidoczni, głosem i ruchem sprawnie władając, tchnęli w spektakl życie. Pokłońmy się im, Orfeuszu, choć nie mają twarzy tylko nazwiska i nikt nie obejrzy się za nimi na ulicy, szepcąc - To on! Popatrz prawie jak na scenie!" To dzięki nim nie byłeś tylko śmiesznym kadłubkiem okrytym kolorowymi szmatkami - ale cząstką każdego z nas. Powołaliśmy cię bowiem do życia dokonując wesołego oszustwa na mamie-naturze: bez jej pomocy stworzyliśmy człowieka.
A człowiekowi nie łatwo jest walczyć z mitami. I dlatego, kiedy na zakończenie odjeżdżasz z Eurydyką i wołasz rad z siebie: "Do diabła z całą mitologią" - wówczas, o jakże bardzo zazdrościmy ci, Orfeuszu, i - śmiejąc się - przyznajemy rację.