Informacja - I co teraz?
"Proszę cię, powiedz" - tak rozpoczyna się sztuka Caryl Churchill, którą Monika Strzępka zdecydowała się wystawić ze studentami wrocławskiej PWST. Kilkadziesiąt postaci przedstawienia "Love & Information" wydaje się nie łączyć nic poza chęcią zdobycia lub przekazania informacji. W momencie jej uzyskania zdolni są jednak tylko - jak w pierwszej, otwierającej scenie - powtarzać bezradnie: "I co teraz? I co teraz? I co teraz?".
Od opisu badań laboratoryjnych na kurzych mózgach, przez rozszyfrowanie znaczeń kolorów, próby przetłumaczenia chińskiej poezji, po wspomnienia z dnia ślubu przywołane przez amatorskie wideo. Churchill nie daje odbiorcy chwili wytchnienia. "Love & Information" ponad siedemdziesięcioletniej autorki brytyjskiej, nieustannie eksperymentującej z formą, przypomina chwilami facebookowy wall, gdzie informacje istotne mieszają się z trywialnymi, rysunkowe żarty ze złotymi myślami rodem z książek Paola Coelho, a oszołomionemu użytkownikowi pozostaje jedynie bezmyślne przesuwanie kursora w dół strony bez szansy na jakąkolwiek głębszą refleksję. Kiedy jednak wczytamy się w "Love & Information", zaczyna się przed nami odsłaniać precyzyjna wewnętrzna struktura tekstu.
Churchill dzieli swój utwór na siedem części; każda z nich podejmuje inny aspekt tematu informacji. Od jej zdobywania, poprzez odrzucanie, choroby wynikające z przyjmowania nadmiernej ilości bodźców informacyjnych, pamięć, znaczenie, uczucia z nimi związane, po próbę ucieczki ze świata informacji. Każda z części składa się z siedmiu dłuższych lub zaledwie kilkuzdaniowych scenek opatrzonych tytułami, które stanowią jedyną wskazówkę odautorską. Poza nimi brak jakichkolwiek didaskaliów, pojawiające się postacie nie są w żaden sposób scharakteryzowane, w ich wypowiedziach chwilami brakuje znaków interpunkcyjnych, chwilami pojawiają się, ale bez ustalonej reguły. Wyjątek stanowi ostatnia część pod tytułem "Ruchomości", pozostawiona do dowolnego wykorzystania przez interpretatorów (poza fragmentem "Depresja", która, jak zaznacza autorka: "jest konieczną częścią sztuki. Inne ruchome fragmenty są opcjonalne"). Po bliższym przyjrzeniu się, tekst Churchill okazuje się szeroko rozpiętą sieciową mapą, zakodowaną w charakterystycznym języku internautów, swoim pozornym chaosem odzwierciedlającą codzienny proces surfowania w sieci, gdy jednym kliknięciem można przenieść się w świat odległy od otaczającej nas rzeczywistości, a jednocześnie chwilami bliższy nam niż otoczenie.
"Oferta informacyjna znacznie przewyższa ludzką zdolność do przyswajania i zapamiętywania: według niektórych szacunków jedno wydanie codziennej gazety zawiera taką ilość bitów informacji, na jaką człowiek w epoce renesansu był narażony w ciągu całego swojego życia"1 - pisał w książce "Społeczeństwo w stanie oblężenia" Zygmunt Bauman. Churchill, a za nią Strzępka portretują ludzi, dla których oferta informacyjna, procesy zdobywania, odbioru i przekazywania informacji stały się podstawą życia i funkcjonowania. Zastąpiły relacje międzyludzkie, emocje, wiedzę i pamięć. Nie wiesz - sprawdź w Wikipedii lub Google. Czujesz się samotny - wejdź na portal dla singli lub do Facebooka, właśnie tak jak jedna z postaci w przedstawieniu Strzępki, która cierpi na bezsenność i nie wystarcza jej rozmowa z leżącym obok partnerem. Momentem prawdziwej grozy staje się brak dostępu do internetu w scenie pod symptomatycznym tytułem "Zadupie". "Wziąłem laptopa. Nie żebym potrzebował. Nie ma zasięgu?" - wpada natychmiast w panikę mężczyzna wrzucony w nagłą ciszę i pustkę. Nieistotne jest dla otoczenie, którego chaos w przedstawieniu odzwierciedla scenografia Mateusza Stępniaka. Po jednej stronie sceny stoi rozpięty niewielki namiot, obok niego pianino. Po drugiej stronie - stos kartonowych pudeł, w które, na wzór Hanki Mostowiak z serialu "M jak miłość", wpadnie w desperacji jeden z bohaterów; jest też wanna, zdezelowany stół i krzesła. Każdy z tych elementów potwierdza tylko fragmentaryczność realności, którą z powodzeniem zastępuje wirtualna sieć powiązań. Bohaterowie spektaklu Strzępki funkcjonują w prowizorycznym, bałaganiarskim świecie, trochę jak nomadzi, niezwracający uwagi na otoczenie - ważniejsza jest dla nich przestrzeń, którą mogą wedle własnego upodobania wykreować w sieci.
Wolne wspólnoty, tak często przywoływane w teoriach dotyczących społeczeństwa informacyjnego, tworzone w wyniku dobrowolnych wyborów jednostek uczestniczących w wysiłkach podejmowanych na rzecz tworzenia tego społeczeństwa, w przedstawieniu Strzępki okazują się fikcją. Zapowiada to już dynamicznie rozegrany początek, kiedy z ciemności i oparów sztucznej mgły reflektor punktowy wyłapuje kolejne postacie, zatrzymuje ich na chwilę w stopklatce niczym migawka aparatu, a na ekranie w tle wyświetlane są nazwiska młodych aktorów. Mimo nieustannych interakcji, przerzucania między postaciami dialogów w tempie karabinu maszynowego, każde z nich funkcjonuje osobno, w zamkniętym, zindywidualizowanym świecie, który uniemożliwia mu nawiązanie głębszego kontaktu z drugim człowiekiem. Istotna jest szybkość przekazu, jej lapidarność, celność i efektywność.
Gdzie w tym wszystkim miejsce na pierwszy człon tytułu sztuki Churchill: "Love"? W scenie zatytułowanej "Wirtualnie" wysłuchujemy pochwały pięknej, idealnej, cierpliwej i wyrozumiałej kobiety... wirtualnej. Na myśl ponownie przychodzi Bauman i opisana przez niego w książce "To nie jest dziennik" japońska gra Love+:
W przeciwieństwie do zwykłych pasażerów na trasie Tokio - Atami młodzi ludzie, którzy wysiedli z autobusu, nie zwrócili uwagi na skąpo ubrane "figlujące na piasku dziewczęta". Ściskając w dłoniach swoje smartfony uzbrojone w aplikacje pozwalające zanurzyć się w tak zwanej rzeczywistości rozszerzonej, popędzili prosto do swoich prawdziwych obiektów pożądania: do wirtualnych dziewczyn zaklętych w niewielkim kodzie kreskowym przyklejonym do cokołu rzeźby przedstawiającej zakochaną parę. Znajdujące się w smartfonach oprogramowanie pozwala chłopcom "odczarować" z kodu kreskowego tę jedną jedyną dziewczynę z ich wirtualnych snów2.
Postaciom z "Love & Information" uczuciowe podpórki, które mają udowodnić istnienie jakichkolwiek jeszcze emocji, zastępują realne związki. Dwaj transseksualiści będą więc histerycznie (i wywołując histeryczny śmiech) przerzucać się faktami z życia idola, udowadniając tym samym głębię uczuć do obiektu uwielbienia.
Tej obsesji wyliczania, gromadzenia faktów i rzeczy dorównuje chyba tylko obsesja pamiętania i powielania. Zalewające internet zdjęcia i filmy dokumentujące każdy element naszego życia. Cała czwarta część spektaklu rozwija w kolejnych scenach ten motyw. Grupa znajomych zasiada na widowni i oglądając film ze ślubu, marzy o posiadaniu nagrań wideo każdego, "kto w ogóle kiedyś żył [...] aż tam, gdzie byliśmy sobie w jaskini neandertalczykami". "Tylko kto by obsługiwał kamerę wtedy?" - zauważa jedna z osób w przebłysku olśnienia. Bohater sceny "Autystyczny" z chorobliwą drobiazgowością odtwarza jeden dzień ze swojej przeszłości. Tworzący barierę między ludźmi indywidualizm boleśnie uzmysławia scena "Ex", rozgrywająca się między parą dawnych kochanków, którzy nie są w stanie przywołać równocześnie tych samych wspomnień, ważnych chwil swojego związku. W scenie "Memory House" dwoje bohaterów ćwiczy pamięć, odtwarzając ustawienie przedmiotów w domu swojego dzieciństwa. Wszystkie te pozornie śmieszne działania stają się sygnałem narastającego lęku przez utratą pamięci indywidualnej, rozmytej przez szum informacyjny.
Ten informacyjny chaos przelewa się w filmowym, tarantinowskim tempie, z kilkoma planami, dynamicznymi zmianami nastroju, szybkim montażem, wykorzystując nie tylko scenę, ale i widownię teatralną. Strzępka stosuje zaskakujące rozwiązania, jak w "Wysypce", kiedy przebiera studentów za gigantyczne jądra, z niepokojem omawiające przypadłość, która dotknęła penis. Nie brakuje polskich akcentów. Matka Boska, w błękitnej szacie jak z przydrożnych kapliczek, wypomina bezdusznemu menedżerowi, że zwalniał pracowników drogą mailową, aby uniknąć starcia z ich emocjami. Scenę kłótni małżeńskiej brawurowo rozgrywa w gwarze śląskiej, a jedna z twittujących postaci "gotuje spaghetti i jest rozbita wiadomościami z Dramatycznego", nawiązując do krytycznej opinii środowiska wobec połączenia warszawskiego Teatru Dramatycznego, Teatru Na Woli i Sceny Przodownik pod kierownictwem Tadeusza Słobodzianka.
Od początku jednak Strzępka stawia sprawę jasno, wyraźnie powściągając tym razem swój publicystyczny temperament: tu na pierwszym planie są studenci, ich umiejętności i możliwość prezentacji w co najmniej kilku rolach. Reżyserka postawiła przed nimi zadanie karkołomne: wpisania w przezroczysty tekst Churchill konkretu, odczytania go przez własną wrażliwość, dopowiedzenia tego, co poza słowami. Aktorzy znakomicie sobie z tym poradzili. Choć portretują społeczeństwo rozbite i zindywidualizowane, to warto odnotować na prawach paradoksu, że Agata Bykowska, Michał Czaderna, Karolina Gibki, Agata Grobel, Sonia Roszczuk, Dawid Czupryński, Dariusz Dudzik, Łukasz Kaczmarek, Michał Kosela, Tomasz Kocuj, Dawid Lipiński, Adam Pietrzak, Radomir Rospondek i Jacek L. Zawada stworzyli po prostu znakomitą kreację zespołową.
1 Z. Bauman, Społeczeństwo w stanie oblężenia, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2002, s. 189.
2 Tegoż, To nie jest dziennik, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 20.