Artykuły

Uśmiech

O książce Hanny Karolak "Duśka, opowieść o Darii Trafankowskiej" pisze Andrzej Rostocki w Dzienniku Łódzkim.

Paradoksy życia społecznego sprawiają, że zbiorowa pamięć znacznie sprawniej przechowuje informacje o jednostkach złych i niegodziwych niż dobrych i uczciwych. Zapewne po to, by przekazać część użytecznej wiedzy następnym pokoleniem. Może chociaż im uda się uniknąć masowych nieszczęść. Ludzie dobrzy za to żyją długo w sercach tych, którzy im coś zawdzięczają. Jest to jednak zasadniczo inny rodzaj społecznego trwania niż zła pamięć o kłamcach i hipokrytach, jednostki, które nadwyżkę swojego uczucia potrafią w sposób konstruktywny przekazać otoczeniu, stają się środowiskowymi "świętymi". Być może dlatego, że w czasach egoizmu, którego symbolem staje się słowo "Ja" rozdęte do niebotycznych rozmiarów, taki rodzaj szlachetnego altruizmu jest darem coraz rzadszym. Takim człowiekiem, przez całe swoje krótkie życie oddającym siebie w nadmiarze innym była zmarła niedawno aktorka - Daria

Trafankowska. Mam przed sobą książkę "Duśka, opowieść o Darii Trafankowskiej". Z zielonej okładki patrzy na nas uśmiechnięta twarz młodej kobiety. Ten uśmiech jest ufny i szczery, i szkoda, że czarnobiałe zdjęcie nie oddaje do końca tajemnicy pięknych, zielonych oczu.

Wspomnienia o aktorce, która nie czuła się zawodowo spełniona, chociaż nigdy się na to nie skarżyła, napisała Hanna Karolak. Książkę zaczęła pisać w czasie, kiedy nikt jeszcze nie wiedział o śmiertelnej chorobie, która wkrótce dała o sobie znać. Miała ona być wyrazem hołdu okazanym osobie, której dobroć okazywana innym stała się środowiskową legendą. Nikt nie sądził, że te piękne wspomnienia o sobie Daria Trafankowska przeczyta i zaakceptuje przed wydaniem, już śmiertelnie chora.

A są one wyjątkowo rzetelne. W książce opisane jest nie tytko dzieciństwo, które dostarcza wielu kluczy do późniejszych, altriustycznych zachowań, lecz także nieco szaloną i ciekawą, już warszawską, młodość, po przeniesieniu się rodziny z Poznania do Warszawy, studia aktorskie w Łodzi, małżeństwo z Waldemarem Dzikim i lata późniejsze, po jego rozpadzie. Przede wszystkim jednak w tym tomie z zieloną, dającą nadzieję okładką, wspominający ją przyjaciele zdołali uchwycić niezwykłość osobowości, polegającą na umiejętności okazywania wsparcia tym, którzy tego potrzebowali. Te ciepłe obrazy stają się świadectwem duchowego

piękna, które ciągle trwa, mimo iż Daria Trafankowska odeszła. Przyjaciele nazywali ja żartobliwie "Matka Boska Trafankowska" i to określenie najlepiej oddaje siłę dobrych emocji, które inni jej zawdzięczali. Czasami można odnieść przygnębiające i być może nazbyt pesymistyczne wrażenie, że ludzie dobrzy zbyt wcześnie odchodzą z tego świata, pozostawiając coraz więcej przestrzeni niegodziwcom. Niestety, lektura tej książki w takim wrażeniu nas utwierdza. Dojmująco odczuwamy niesprawiedliwość nieznanych, odwiecznych praw, które

zabierają ludzi umiejących budować wspólnoty oparte na prawdzie i szczerości. A my zostajemy skazani na coraz gorsze życie wśród obłudników.

Hanna Karolak "Duśka, opowieść o Darii Trafankowskiej" (Kowalska/Stiasny) Warszawa 2004

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji