Książę i Żebrak czyli brawo dla Rusałki
CZWARTKOWA premiera widowiska (dla dzieci starszych) wg. książki Marka Twaina - "Książę i żebrak", stanowi poważny krok naprzód w dziejach szczecińskiego teatru lalek. Nareszcie po przedstawieniach "produkcyjniaków", zaczynamy dzieci karmić literaturą z prawdziwego zdarzenia.
Żywa i błyskotliwa interpretacja reżyserska widowiska p. Weli Lam zasługuje na całkowity aplauz. Szczególnie dobrze rozegrane są sceny zbiorowe w Pałacu Królewskim. Miniaturowe scenki taneczne do dźwięków oryginalnej "Pawany", scena koronacji - kapitalny przemarsz czterech kleryków z orszaku biskupa i rodzajowa scenka w "Melinie Gałganiarzy". Same lalki mają jednak zbyt mało wyrazu plastycznego. I to właśnie powoduje martwotę niektórych kukiełek, mimo dobrej gry i głosu animatora. Mam tutaj na myśli kukiełki głównych bohaterów "Księcia" i "Żebraka". Rola "Księcia" głosowo opanowana bardzo dobrze (Zofia Lipińska), "Żebrak" (Dagny Koczorowska) nieco przekrzyczany. Bardzo dobra jest kukiełka naiwnego "Lorda Marlowa", świetnie kreowana przez Romana Gwiazdę. Równie dobry jest szlachetny "Miles Mendon" (W. Dobromilski). Przemiły jest trick z efektem pirotechnicznym - w pojedynku na szpady sypią się iskry. Miła i prościutka jest scenografia Guido Recka. Na osobną pochwałę zasługują światła - Roman Gwiazda i bardzo dobre opracowanie muzyczne Waldemara Basiewicza, z wyjątkiem piosenki o "Dżeku" nieco zbyt "jazzowej" jak na renesans.
Trzeba przyznać, że 13-osobowy zespół animatorów dał z siebie bardzo dużo, zwłaszcza jeżeli się weźmie pod trwogę trudne warunki techniczne, w jakich pracuje. Ciasna scenka starej sali, brak miejsca za kulisami, brak zapadni, wyciągów itp. Dodajmy jeszcze - że w pracowni lalkarskiej p. Beata Furdel sama wykonać musiała aż 50 lalek, nic więc dziwnego, że nie wszystkie kukiełki są udane.