Artykuły

Łucja, Lukrecja i inne

- Opera się zmienia, estetyka się zmienia. Coraz więcej reżyserów zwraca uwagę na możliwości aktorskie. Śpiewa się z większą prostotą, nie ma już popisów wokalnych, w których orkiestra musi godzinami czekać na śpiewaka - mówi JOANNA WOŚ, solistka Teatru Wielkiego w Łodzi.

Znakomita sopranistka Joanna Woś debiutowała na scenie łódzkiego Teatru Wielkiego 20 lat temu tytułową rolą w "Łucji z Lammermooru" Gaetano Donizettiego. W sobotę [18 marca] o godz. 19 po raz kolejny wystąpi jako Łucja. Teatr wznawia przedstawienie specjalnie dla niej.

Czy jest jeszcze jakaś rola, o której Pani marzy?

- Jest ich wiele. Nie wiem, czy zdążę wszystkie zaśpiewać, zwłaszcza, że to opery mało popularne. Ostatnio marzy mi się Kleopatra w "Juliuszu Cezarze" Haendla. Dopasowuję role do swoich możliwości wokalnych, ciągle trzymam się repertuaru koloraturowo-lirycznego.

Ma Pani za sobą kilka inscenizacji "Łucji z Lammermoou". Czy to pomaga zgłębić rolę?

- Do tej pory wszystkie realizacje "Łucji...", w jakich brałam udział, były tradycyjne. Przy każdej okazji staram się coś nowego odkryć. Jestem szczęśliwa, gdy pomaga mi w tym reżyser.

Kilka lat temu mówiła Pani, że jej ulubione partie to Łucja Donizettiego i Traviata Verdiego. Czy coś się w tej hierarchii zmieniło?

- Dodałabym Lukrecję Borgię, którą śpiewałam w zeszłym sezonie. Praca nad tą operą była dla mnie niezwykle ciekawa i owocna w skutkach: w zeszłym roku wystąpiłam w niej na festiwalu w St. Moritz, a w tym roku jadę do Bazylei.

Kiedy zdecydowała się Pani zostać śpiewaczką?

- Muzyczną edukację zaczynałam od skrzypiec, ale jestem niecierpliwa, więc brakowało mi zapału do regularnych ćwiczeń. Zawsze lubiłam śpiewać, przyszło mi więc do głowy, że można by połączyć śpiewanie z aktorstwem. Przez jeden sezon występowałam w operowym chórze. Traktowałam to jako przygodę: przebieranie się w długie suknie z trenami, nakładanie peruki, charakteryzacja twarzy... To mnie zafascynowało.

A gdyby Pani wtedy wiedziała, z czym się ta praca naprawdę wiąże?

- Wtedy bym się zastanowiła. Nieraz trzeba wiele znieść. Najgorsze jest to, że robię się coraz mniej tolerancyjna i nie lubię iść na kompromis, zwłaszcza pod względem artystycznym.

Jak od Pani debiutu zmieniła się opera?

- Opera się zmienia, estetyka się zmienia. Dobry przykład to "Życie z idiotą" Alfreda Schnittkego, przedstawienie, w którym brałam udział w Nowosybirsku. W tej inscenizacji nie było bohaterów ważniejszych i mniej ważnych. Wszyscy wykonawcy stanowili jeden zespół, a spektakl oglądało się niemal jak film. W Polsce rzadziej porywamy się na eksperymenty, ale zmiany są. Idą w kierunku teatru dramatyczno-operowego. Coraz więcej reżyserów zwraca uwagę na możliwości aktorskie. Śpiewa się z większą prostotą, nie ma już popisów wokalnych, w których orkiestra musi godzinami czekać na śpiewaka. Ozdobniki traktuje się jak sposób wyrażania emocji, a nie tylko trudność techniczną. Dzięki temu całość jest bardziej zwięzła.

Często zdarzają się tak ciekawe propozycje, jak ta z Nowosybirska?

- Ten kontrakt był wyjątkowy pod każdym względem. Dzięki niemu pierwszy raz znalazłam się w Rosji. Wszyscy ciągną na Zachód, a ja jestem oczarowana Wschodem. Tam jest kult artysty. Rosjanie uwielbiają muzykę, teatr, balet. Są znawcami. Na każdym przedstawieniu jest pełna widownia. Spektakl z Nowosybirska dwa lata temu otrzymał tamtejszą Złotą Maskę za najlepsze przedstawienie roku w Rosji, co pozwoliło mi zaśpiewać w Deutsche Oper na festiwalu muzyki rosyjskiej.

Czy o zagraniczne kontrakty musi Pani zabiegać, czy propozycje spływają same?

- Różnie: zaproszenia, przypadek, a czasem po prostu biorę udział w przesłuchaniach. Ostatnio zostałam wybrana do roli Łucji w "Łucji z Lammermooru" w Wirtzburgu w Niemczech.

Wiele osób zastanawia się, co Panią trzyma w Łodzi...

- Lubię to miasto. Jest wyjątkowo piękne architektonicznie. Co prawda zaniedbane, ale to też ma swój urok. Poza tym jestem osobą, która unika gwałtownych zmian w życiu. Mam tu spokój, przyjaciół, wierną publiczność i piękne mieszkanie. Po co miałabym się przenosić np. do Warszawy, skoro mogę pojechać tam i wrócić.

Stereotypowo śpiewaczka kojarzy się z postawną, niemal potężną sylwetką. Pani jest drobna i szczupła.

- Tak mi się na szczęście przytrafiło. Faktycznie do śpiewania potrzebna jest siła, bo to praca w pewnym stopniu fizyczna.

Inny stereotyp mówi, że wokaliści przesadnie dbają o zdrowie.

- Ja raczej nie dbam o siebie. Owszem, noszę szaliki, bo każdy nosi, jak jest mróz. Oszczędzam się tylko w czasie prób generalnych i przedstawień: wtedy dużo śpię i staram się mało mówić, a za to koncentrować na spektaklu.

A jakiej muzyki słucha w domu operowa solistka?

- Oper słucham wtedy, gdy się czegoś uczę. Na co dzień wolę co innego: symfonie, koncerty fortepianowe. Ostatnio kupiłam płyty z muzyką rosyjską: Chaczaturiana, Musorgskiego, Skriabina, i tego właśnie z moją córką słuchamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji