Artykuły

Myślami jestem już w Rzymie, który zawsze jest fascynujący

- Opera jest dla mnie trudnym gatunkiem, bo chyba za słabo znam nuty. Na szczęście, gdy jest to opera włoska, jak "Don Pasquale" Dionizettiego, to dobrze orientuję się w tekście, bo rzecz idzie po włosku. Więc może zostają mi tylko włoskie opery do ewentualnych realizacji? Włoskich oper na szczęście jest sporo - więc będę myślał - mówi Marii Malatyńskiej aktor i reżyser Jerzy Stuhr.

Jeszcze nie wybrzmiał finał "Don Pasquale", jeszcze nie zdążył Pan nacieszyć się tym swoim, świetnym debiutem, a już leci Pan do Rzymu na kolejną realizację włoskiego filmu z Pańskim udziałem. Czy to znaczy, że "koniec z operami"? Zamyka Pan "rozdział" i pędzi dalej?

- Kto wie? Opera jest dla mnie trudnym gatunkiem, bo chyba za słabo znam nuty. Na szczęście, gdy jest to opera włoska, jak "Don Pasquale" Dionizettiego, to dobrze orientuję się w tekście, bo rzecz idzie po włosku. Więc może zostają mi tylko włoskie opery do ewentualnych realizacji? Włoskich oper na szczęście jest sporo - więc będę myślał. No i zostają mi jeszcze polskie opery, takie jak na przykład "Halka"! Orientację mam poprzez tekst. Mój asystent siedzi obok mnie cały czas z partyturą na kolanach, a ja patrzę na tekst, na ruch, na tempo, na charaktery. Jest więc... dużo do patrzenia!

A "Don Pasquale" to opera komiczna, co zawsze jest dla mnie interesujące.

Szukanie rozwiązań scenicznych na "humor", na "dowcip" jest dla mnie bardzo inspirujące.

A zdziwienie? Mam jedno: że ta nasza krakowska opera tak mało ma swoich śpiewaków.

Występują tu głównie ludzie "pożyczeni": z Wrocławia, Bydgoszczy, Łodzi, Białegostoku. Nawet Norina - gra ją Alexandra Flood - pochodzi aż z Australii, choć już od dość dawna mieszka i śpiewa w Monachium.

Wszyscy świetnie śpiewają. Ale też są "rozrywani" na świecie. Pamiętam, jak przyszedł na casting pewien Koreańczyk: jeszcze nie zdążył cokolwiek zaśpiewać, tylko przyszedł się przywitać, bo zaledwie dzień wcześniej śpiewał w "Carmen" w Lizbonie. Oni takie życie prowadzą!

Ale ja, rzeczywiście, już myślami jestem w Rzymie. Bo sercem - jestem tam zawsze. A teraz pędzę tam, bo włoscy twórcy czekali na mnie - z realizacją filmu - specjalnie do dnia premiery krakowskiej opery.

Bardzo fajna jest ta moja ekipa, młodzi ludzie... Mam jakieś szczęście do młodych. A przecież niejedną ekipę filmową znam i wiem, że bywa różnie z tak zwaną miłą atmosferą.

Cieszę się bardzo na ten mój Rzym! A ponieważ mam tylko jeden dzień zdjęciowy w świetle dnia, bo reszta moich zdjęć dzieje się w nocy, to biorę Basię, żebyśmy w ciągu dnia spokojnie chodzili sobie po Rzymie.

Parę nowych tras ostatnio nawet wymyśliłem!

Zaczniemy od grobu świętej Cecylii, bo tam jest wielka niezwykłość: jej kościół wybudowano w tym miejscu, gdzie ją zakatowano na śmierć. Odnaleziono jej ciało w takiej pozie, w jakiej jest teraz rzeźba, bo artysta tak chciał ją upamiętnić. Tak, jak ją znaleźli.

A więc najpierw św. Cecylia, potem Willa Borghese - chciałem sobie odnowić wrażenia, zwiedzałem te parki, świątynie, ruiny i inne cudowności chyba wtedy, gdy byłem w Rzymie pierwszy raz.

Zresztą Rzym jest dobry i fascynujący zawsze - podpisuję się pod wszystkim, co na temat tego swojego ukochanego miasta mawiał sławny reżyser Federico Fellini.

Dla mnie jest to bliskie miasto w jego szczęściu i nieszczęściu.

Byłem tam też niedawno, gdy było trzęsienie ziemi. Akurat byłem na ulicy Via Condotti, od Via del Corso szedłem w stronę Schodów Hiszpańskich. Był wieczór, około godziny dziewiętnastej. Hałas na ulicy, a ja szedłem i byłem akurat blisko Cafe Greco, gdzie miałem mieć spotkanie z producentem. Ten producent zaprosił mnie tam na kolację. I nagle z kawiarni, z barów, których tam jest sporo, wszyscy naraz wybiegli. Co jest, myślę, czy jakieś święto się szykuje?

Tłum się zrobił na ulicy. Przyszedłem na kolację, a producent mówi: przed chwilą było trzęsienie ziemi, nie czułeś? Lampy się huśtały, wszyscy wybiegli, metro zatrzymali na chwilę...

Włosi mają już takie wpojone zachowanie, że podczas trzęsienia ziemi nie należy siedzieć w lokalach, domach, w ogóle we wnętrzach, że trzeba natychmiast opuścić budynki. I rzeczywiście, coraz mniej jest ofiar śmiertelnych. Jeszcze jak było trzęsienie w Amatrice, w marcu tego roku, to ofiar było sporo, 280 osób było zabitych. A tu ani jednej. Bo wszyscy byli już na zewnątrz.

Ale system systemem, a serce się kraje, jak np. bazylika świętego Bernarda, z czternastego wieku, pada tak łatwo. I w ogóle, że nieszczęście to dotyka kraju, który ma tak piękne zabytki i jest ich tak dużo...

Żeby to jakaś pustynia była, a tu samo piękno, wieczny zachwyt, cała cywilizacja.

Bardzo im współczuję, bo żyć z taką świadomością, że w każdej chwili będziesz musiał się do namiotu przenieść, że niczego nie będziesz miał i w ogóle dotychczasowego świata swojego już nie zobaczysz, jest smutne i przykre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji