Artykuły

Głos jak trąbka Armstronga

W kraju monologistów, snujących swe monologi dłuższe niż kadencja, HANKA BIELICKA pamiętała o tym, o czym oni nie pamiętają: monolog musi być dialogiem ze słuchaczami.

Bez szacunku dla słuchaczy, choćby byli zapyziali, mało lotni, przywaleni codziennością, nie ma mowy, by cokolwiek do nich dotarło, ożywiło szamoczącą się w skołatanej głowie szarą komórkę. Szacunek dla słuchaczy to spełnianie oczekiwań. Przyjazd do nich nawet wówczas, gdy wielu młodszych artystów odwołałoby występ. No bo jak tu występować, kiedy na dworze trzydziestostopniowy mróz, w salce Domu Kultury nawaliło ogrzewanie, droga dojazdowa zasypana śniegiem, przez który ryzykancko przeciska się mikrobus.

We wspomnieniach z estradowych tras oglądamy taką właśnie salę, dziesiątki podobnych sal, widzów w kożuchach, kufajkach, zimowych paltotach i konferansjera, przepraszającego widzów, że pani Hania wystąpi w futrze. Po czym na estradkę wbiegała Ona - w sukience w grochy, z kapelutkiem strojnym w pióra, kiście winogron, ptaszki. Wolała przypłacić recital zapaleniem płuc niż okazać słabość. Dlatego nikt nie uważał jej za kapryśną komediantkę ze stolicy, gościa na chwilę. Wszędzie była u siebie. W każdym mieście i miasteczku była swojaczką. Kimś, kto mówił za oniemionych, dukających, z trudem znajdujących słowa. Ona wypowiadała się w ich imieniu, z szybkością karabinu maszynowego.

- Jaskółecko - westchnęła polonijna jejmość - nie męc się tak, bo my i tak nic nie rozumiemy!

Ale ci, co nie rozumieli, należeli do wyjątków. Rozumiano ją świetnie, rozpoznawano jej głos chrypiący jak trąbka Armstronga. Stara szkoła: mogła obyć się bez mikrofonu, nie potrzebowała wzmacniaczy, by słyszano ją w ostatnim rzędzie. Świadoma pułapek popularności odnosiła się do siebie autoironicznie.

- Fotografujcie się ze mną - radziła młodym koleżankom. - Na tle ruin zawsze wygląda się młodo.

Powtarzała kwestię spotkanej na lotnisku w Nowym Jorku znajomej z dawnych czasów:

- Tak bardzo Haniu się nie zmieniłaś, że w ogóle cię nie poznałam.

W wywiadach zwierzała się dziennikarzom, że po powrocie z kolejnej eskapady matka każe jej siadać najpierw profilem, potem en face:

- Muszę ci się przyjrzeć - tak rzadko bywasz w domu, że zupełnie nie pamiętam jak wyglądasz.

Mogła zostać aktorką dramatyczną pierwszej gildy - świadczą o tym jej role teatralne, komplementy wybitnych reżyserów, zachowane wycinki z recenzjami. Wybrała estradę i kabaret: ruchliwość, zmienność repertuaru, kontakt z widownią znajdującą się na wyciągnięcie ręki. Co o tym przesądziło? Wyniesione z dzieciństwa przekonanie, że jeśli spotyka się kogoś, należy mu ofiarować uśmiech. Panienka z dobrego domu rozbawiła dorosłych w rodzinnej Łomży śpiewając w Klubie Wioślarza balladę, kończącą się deklaracją zakochanego kawalera:

Potem zginę z własnej ręki,

Ty żyć będziesz, aż dopiero

Kiedy umrzesz - za me męki

Pójdziesz do piekła, cholero.

Aniele mój! Aniele mój!

Pewnie już wtedy zrozumiała, że na dziesięciu smutnych Bóg stworzył jednego, który będzie się śmiał, zarażając śmiechem notorycznych ponuraków, wpisane w tradycję cierpiętnice. Poczucie humoru okazało się bardzo potrzebne pechowej absolwentce PIST, ówczesnej szkoły teatralnej. Pechowej, bo zdobywającej dyplom tuż przed wybuchem wojny. Pierwszy teatr - Teatr na Pohulance w Wilnie, pierwsze kabarety - Miniatury i Ksantypa, dwie okupacje - sowiecka i niemiecka. Kelnerowanie w knajpie, nocne wystawanie w kolejkach po chleb, tragedia rodzinna: matka i siostra wywiezione w głąb Imperium Strachu; ojciec, kolega Romana Dmowskiego, poseł z ramienia endecji, później działacz samorządowy, zamordowany gdzieś w Rosji, brat ojca zabity w Katyniu... Tylko silna psychicznie kobieta mogła znieść spiętrzenie polskich losów, odreagowując zapamiętaniem się w pracy, zapełniającej terminami kalendarz.

Hanka Bielicka (biegły francuski i angielski, gra na fortepianie) była perfekcjonistką. Wybierając estradę, kabaret, teatr Syrena miała w małym palcu tajniki rozrywki: pointa musi zaskakiwać, monolog przechodzący w piosenkę to lipa, parodyści szybko tracą osobowość, epizod można zagrać, "pizod" - nigdy, to dno den. Chamstwo, używanie grubych słów zastępujących dowcipy to powrót do jaskini. Kabareciarz wychodząc do publiczności powinien zadać sobie pytanie: Kim jestem, kogo gram, oddzielając siebie od postaci. To ważne: estrada etykietuje! Nie ma wtedy mowy o rozwoju. Zostaje się w tyle, za publicznością. Tworzenie wciąż nowych wizerunków bohaterów, przemawianie językiem z ich życia sprawia, że widz idzie za artystą jak sznur za wiadrem.

Później, w III RP, jako żona posła składała oświadczenie: Żony parlamentarzystów są za transmisjami telewizyjnymi z obrad! Pokażcie mi żonę, która nie woli oglądać męża awanturującego się poza domem. Zawsze to lepiej, niż gdyby miał pieklić się, że krupnik przypalony i kość bez tuku. A skąd ja mu wezmę tuk? Komuna wyssała!... Kiedy gruchnęła sprawa biesiad z Ałganowem, grana przez Bielicką czytelniczka prasy i oglądaczka telewizji wzdychała: - Szpieg na szpiegu i szpiegiem pogania. Do tego doszło, zdaniem niektórych, że premier szpiegował własny rząd! Czegoś podobnego świat nie widział. Lepię uszka do barszczu (niech będzie, że czerwonego) i szepczę: Moja ty spółdzielnia uszko... Do oka w rosole robię oko. A nuż to oko Moskwy? Na siatkę z zakupami patrzę podejrzliwie: diabli wiedzą, może to siatka szpiegowska?

Przytoczyłem fragmenty kilku z kilkunastu monologów, jakie napisałem dla pani Hanki. Przypomniało mi się mieszkanie na Śniadeckich: kwiaty, zapach świeżo parzonej kawy. Kolekcjonowane znowu, po głośnej kradzieży, srebra. Po tej kradzieży do poszkodowanej zgłosiła się delegacja złodziejaszków:

- Pani Haniu kochana - zapewniali - to nie my, nikt z naszej grupy koleżeńskiej.

I jak tu się dziwić, że śmierć kogoś tak wyjątkowego, ciepłego, matkującego wszystkim samotnym i zagubionym wywołała powszechną falę żalu. Jakby umarł ktoś najbliższy, ktoś z rodziny. Nekrolog podpisany przez prezydenta, nekrolog sygnowany przez premiera, minuta ciszy w kłótliwym Sejmie, rozmowy na ulicach i w autobusach o Niej, naprawdę nie do zastąpienia. Gwiazdy płaczą z tymi, którzy płaczą w nocy - powiada Księga. Gwiazdy płaczą, gdy odchodzi Ktoś, kto przynosił ludziom dar śmiechu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji