Artykuły

Musimy wykształcić aktora do wielu zadań

- Naszą kolejną misją jest, żeby polityka nie rozbiła tego, co jest w teatrze najpiękniejsze, czyli dialogu. Chodzi o to, żeby aktor czuł największą empatię do każdej postaci, którą gra, zaś reżyser nie kierował się swoimi doraźnymi poglądami, tylko problematyką ogólnoludzką - mówi Dorota Segda, nowa rektorka PWST w Krakowie, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w miesięczniku Teatr.

JACEK CIEŚLAK Po Danucie Michałowskiej i Ewie Kutryś jest Pani trzecią, a drugą z rzędu, rektorką krakowskiej PWST. Czy to ma dla Pani znaczenie? DOROTA SEGDA Panowie zdają się stworzeni do celów ulotnych albo metafizycznych, a na nas czeka ciężka praca. Sił dodaje mi świadomość, że coraz więcej kobiet rządzi Europą, choćby Theresa May, która porządkuje Wielką Brytanię po Brexicie. Powiesiłam sobie nad biurkiem grafikę wybitnej artystki Anny Sobol-Wejman zatytułowaną "Kropla, która drąży skałę". Krople są dwie - może jak kobiece piersi? W jednej z nich są wypisane nazwiska tych pań, które małymi bądź wielkimi czynami zmieniły bieg historii.

CIEŚLAK A co Pani chciałaby zmienić w nauczaniu aktorstwa?

SEGDA Nie zostałam rektorem, żeby rzucać się w wir dobrych zmian, ponieważ uważam, że w krakowskiej szkole dobrze się dzieje. Uczę w niej od dawna, przez ostatnie cztery lata byłam prorektorem i miałam wpływ na to, jak nauczamy. Uważam, że Adam Nawojczyk, dziekan Wydziału Aktorskiego, dokonał ważnych zmian.

CIEŚLAK Na czym one polegały?

SEGDA Musimy wychowywać aktora i reżysera do bardzo wielu zadań. Uczyć ich zarówno teatru klasycznego, dykcji, mówienia wiersza i tego, którą nogą wchodzi się na scenę, jak i otwartości na to, co nowe - w tym umiejętności improwizacji, dostosowania się do nowych warunków, ale i kreowania ich. Bo to aktor w dużym stopniu tworzy dzisiejszy teatr. Musi być samodzielny i bardzo twórczy.

CIEŚLAK Dziś wskazówek reżyserzy dają coraz mniej. W zamian mają zadania.

SEGDA Tak, ponieważ współczesny teatr interpretuje dzieła literackie, oddalając się od oryginału. A interpretacja zależy od aktora właśnie. Dlatego niezwykle ważne jest to, że w naszej szkole uczą zawodu wyłącznie praktykujący artyści. To dla mnie podstawa. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła przestać być aktorką i dalej uczyć. Trzeba mieć kontakt ze sceną. Ponieważ jestem aktorką i pracuję z młodymi reżyserami, czyli biorę czynny udział w tworzeniu współczesnego teatru - wiem, o czym mówię.

CIEŚLAK Nawet spotykają Panią za to prześladowania. "Kiedyś była pani Faustyną, a teraz jest pani nikim" - że zacytuję, nie wspominając o rzekomej "hańbie".

SEGDA Jestem aktorką, która przez młodych jest postrzegana jako ostoja stylu, mam nadzieję, że szlachetnego, bo uczę młodzieży Norwida - niemal jak profesor Pimko. Z kolei starsi widzą we mnie wyzwoloną skandalistkę. Po różnych aferach stało się wręcz śmieszne, że to akurat ja stałam się symbolem teatru wyuzdanego!

CIEŚLAK To obnażyło tylko tych, którzy formuowali zarzuty wobec Pani.

SEGDA A jednak do dziś wiele osób ze środowiska, nie widząc "Do Damaszku", czyli nie wiedząc, jak nietrafione były zarzuty wobec mnie, przyjmuje je serio. Powtarza się głównie słowo "kopulacja". Przekonałam się, czym może być czarny pijar i manipulacja. Zdziwiłby się Pan, ilu polskim aktorom musiałam pokazywać to, co naprawdę robię na scenie, żeby uwolnić się od przyprawianej mi gęby. Jednocześnie każdego dnia - zadaję sobie pytanie, jakie są granice, których przekroczyć nie mogę. Te granice wyznacza gust, którego się trzymam. Nikt nigdy nie zmusi mnie do robienia rzeczy dla mnie wstrętnych, obcych. Tego musimy nauczyć młodych ludzi.

CIEŚLAK Odporności na nazbyt odważne propozycje?

SEGDA Tak. A jednocześnie niepomniejszania swojej odwagi w słusznych sprawach.

CIEŚLAK Tym bardziej, że zaczynała Pani od roli Albertynki w Operetce Gombrowicza.

SEGDA To jest znamienne. Ćwierć wieku temu grałam Albertynkę na golasa i nikt nie krzyczał "Hańba!". A teraz w rajtuzach robię tzw. świecę na scenie i zrobiło się wielkie zamieszanie. Widać, jak zmieniają się czasy. Myślę, że po szkole byłam bardzo odważna, ale nie dlatego, że grałam na golasa. Miałam mistrzów, którzy uwalniali we mnie odwagę. Pierwszym był Jan Peszek. Lata mijają, jest jednym z najstarszych pedagogów w krakowskiej PWST, a mimo to wciąż znajduje się na czele awangardy. Uczył mnie też Jerzy Jarocki, prowadząc za rękę przy konstruowaniu postaci, tak bym mogła ją odtwarzać pięćdziesiąt razy tak samo. Z kolei Jan Peszek oczekiwał, że codziennie zagram mu coś nowego. Potem spotkałam się jeszcze z Jerzym Grzegorzewskim, który pokazał mi teatr oparty na działaniu wyobraźni. Mówię o tym, bo jedną z najważniejszych zmian w krakowskiej szkole jest to, że rocznika nie prowadzi już jeden pedagog w formule klasy mistrzowskiej, nadając mu własny styl, podporządkowując jednej konwencji i wizji. Każdy rocznik styka się z wieloma profesorami, reprezentującymi wiele sposobów tworzenia teatru.

CIEŚLAK Czyli w szkole ma być tak, jak w teatrze?

SEGDA Tak. W związku z tym młodzi aktorzy mają okazję spotkać się z artystami, którzy pamiętają pracę z Konradem Swinarskim. Jest ich coraz mniej, ale ja czuję się ich spadkobiercą. Jednak pracują też z młodszymi, wśród których są głośne nazwiska.

CIEŚLAK Anna Polony już nie uczy?

SEGDA Nie. Najstarszym pedagogiem jest Jan Peszek, a najmłodsi to są na przykład Wiktor Loga-Skarczewski czy Paulina Puślednik. Średnie pokolenie reprezentują najgłośniejsze nazwiska: Anna Radwan, Ewa Kaim, Adam Nawojczyk, Rafał Dziwisz, Wojciech Leonowicz, Grzegorz Mielczarek. To aktorzy, którzy nie schodzą ze sceny.

CIEŚLAK Bywa, że starsze pokolenia narzekają na młodsze, a część tej prawdy dotyczy również egzaminów do szkół artystycznych i słabego przygotowania przyszłych adeptów. Podkreśla to m.in. Tadeusz Bradecki. Jaka jest Pani opinia?

SEGDA Mogłabym wygłosić pełne emocji oświadczenie o tym, jakiej zbrodni na narodzie polskim dokonuje obecny system edukacji. Konieczność interpretowania poezji i literatury według pewnego klucza powoduje duże spustoszenia. A warto pamiętać, co powiedział Brodski: naród, który nie czyta poezji, staje się łatwym łupem tyrana bądź demagoga. Mamy już z tym do czynienia. Dlatego musimy odbudować świadomość literacką młodych ludzi, ich otwartość na wieloznaczność, na kosmosy, jakie są w literaturze zawarte.

CIEŚLAK Jak jest naprawdę? Młodzi ludzie czytają czy nie?

SEGDA Bardzo mało. Dlatego jesteśmy w trakcie formułowania kanonu lektur obowiązkowych, bez których znajomości nie damy nikomu tytułu magistra. To będą w większości tytuły, jakie znałam z liceum, poczynając od Dostojewskiego. Oczywiście, zdarzają się wyjątki i są młodzi ludzie, którzy mieli wspaniałego polonistę. Wtedy już na pierwszych zajęciach mamy szansę na poważną rozmowę. W innych przypadkach musimy zachęcać do tego, żeby ludzie zakochiwali się w literaturze, poezji, i często nam się to udaje. Mamy dowody na to, że przez cztery lata można zrobić wiele. Naprawdę uważam to za swoją misję. Chcę, żeby szkoła teatralna uczyła samodzielnego myślenia. Tym bardziej, że jestem "panią od poezji" i sama sobie taki profil wybrałam. Nasze zajęcia polegają wyłącznie na rozmowie o literaturze, o ludziach, o psychologii, o relacjach, o potrzebie dialogu. Dlatego czuję się niesłychanie szczęśliwą osobą, mogąc pracować w teatrze i nauczać w szkole teatralnej, cały czas spotykając się z młodymi ludźmi, rozmawiając, ucząc się od nich. A każdy nowy rocznik jest wyzwaniem. Reszta zależy od tego, jaki potencjał drzemie w każdym studencie, jakie ma potrzeby, i gdzie go poniesie. Na pewno gdzie indziej niż moje pokolenie. I to dobrze, bo ojcobójstwo, mówiąc metaforycznie, jest w sztuce niezwykle potrzebne.

CIEŚLAK Jak ocenia Pani kwestie wymowy, dykcji, bo można odnieść wrażenie, że są w zawodzie aktorzy, którzy kiedyś nie mieliby szans.

SEGDA Myślę, że problemem jest co innego. Plagą są kursy uczące zdawać egzaminy, a także różnych technik zdawania. To jest obecna moda. Mało kto zdaje dziś na wydział aktorski od razu po maturze. A ja bym chciała widzieć na egzaminie więcej "prawdziwków", którzy nie mieli do czynienia z żadnym nauczycielem, a są kryształowymi talentami. Młodzi są teraz tak wytresowani w zdawaniu egzaminów, że trudno jest nam wyłuskiwać naturalne talenty, oddzielić je od wytresowanego, bo jak wiadomo nie wszyscy są talentami pierwszej klasy. Nigdy tak nie było. Sporo jest za to osób dysponujących różnymi predyspozycjami. Trudno jest je odsłonić, poznać. Dlatego nawet miesiąc po egzaminie źle śpię - widząc w nocy twarze zdających i zastanawiając się, czy podjęliśmy dobre decyzje. Bo czasami się mylimy.

CIEŚLAK Dlatego niektórzy zdają po wielokroć.

SEGDA A przyjęci czasami zawodzą. Zdarza się tak, na szczęście nieczęsto. Teraz możemy wrócić do sprawy dykcji i zmienionych standardów. To nie zależy od nas. Zmienił się sposób mówienia - na ulicy, w szkole, również dlatego, że młodzi mniej mówią, a częściej posługują się SMS-ami i mediami społecznościowymi. Mówią niechlujnie, bo oglądają telewizję albo programy w Internecie, gdzie wzorce wymowy nie są najlepsze. Skąd młodzi ludzie mają wiedzieć, jak się mówi, gdy politycy oraz dziennikarze nie wypowiadają "ą" lub "ę"? Na szczęście mamy znakomitych specjalistów logopedów, którzy wykonują pracę u podstaw. To również zmiana dokonana w ostatnim czasie. Jestem przekonana, że jest dużo lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Różnicę widać już po pierwszym semestrze i jest to naprawdę szokujące. Da się!

CIEŚLAK Ale też nowy sposób mówienia jest potrzebny w teatrze reżyserom, którzy chcą odzwierciedlać na scenie to, co się dzieje w życiu. Czy stąd jest miejsce dla takich aktorek jak Jaśmina Polak, Sandra Korzeniak czy Roma Gąsiorowska, które mówią w charakterystyczny sposób?

SEGDA Nie można powiedzieć o tych aktorkach, że mają złą wymowę. One mówią w sposób bardzo charakterystyczny dla siebie, co podkreśla ich indywidualność. Kalina Jędrusik również nie mówiła jak Andrzej Łapicki, tylko jak Jędrusik właśnie. Dlatego oddzieliłabym sprawę indywidualności od klasycznej wymowy. Indywidualności zawsze były na scenie pożądane. Gdybyśmy się czepiali, można by powiedzieć, że Holoubek seplenił. Roma Gąsiorowska, która mówi w sposób tylko sobie właściwy, tak istotnie i pięknie mówiła na zajęciach Norwida, że do dziś to pamiętam.

CIEŚLAK W jaki sposób szkoła teatralna przygotowuje młodych aktorów do form pozateatralnych - do filmu czy nawet reklamy?

SEGDA Chcemy wychować artystów do różnych zadań. Już od kilku lat prowadzimy zajęcia castingowe, a także dotyczące pracy z kamerą i z reżyserami. To jest bardzo konkretne przyspobienie do zawodu. Mnie tego nie uczono w szkole, musiałam się uczyć sama, dryfując pomiędzy dobrymi i gorszymi wyborami. Teraz studenci mają łatwiej. Są lepiej przygotowani do bycia na planie czy w telewizji.

CIEŚLAK Ale przecież kamery są obecne również na scenie.

SEGDA Oczywiście. Przygotowujemy się na różne sytuacje. Rzecz jasna serce mi się kraje, kiedy nasi absolwenci grają wyłącznie w serialach, nie wykorzystując swojego całego potencjału. Ale to jest ich zawód. Z czegoś muszą się utrzymywać. Dlatego musimy nauczyć studentów, żeby kamera nie była dla nich obcym narzędziem pracy. Z naszymi studentami pracuje nad tym wielu reżyserów i operatorów, ale także osoby, które prowadzą castingi. Świetni specjaliści.

CIEŚLAK Jakie emocje wywołały w Pani tegoroczne egzaminy?

SEGDA Muszę jeszcze coś dodać. Najlepsi dostają się do trzech szkół na raz. Na szczęście bardzo wielu ostatecznie wybiera Kraków, chociaż nie wszyscy. Wtedy jest przykro, ponieważ wybranie do finałowej dwudziestki na Wydział Aktorski oraz ósemki na Wydział Aktorski ze specjalnością wokalną wymaga koszmarnej ekwilibrystyki. Potem ten wybór w pewnym sensie zostaje unieważniony przez indywidualne decyzje, do których każdy ma prawo. Jeżeli odejdzie niemal połowa - mamy problem.

CIEŚLAK A czy roczniki są komponowane, by stworzyć pełną gamę aktorskich możliwości?

SEGDA Nie, raczej zakochujemy się w talentach młodych ludzi. Specjalne wymagania mamy tylko od adeptów Wydziału Aktorskiego - wokalnego, a kandydatów prezentujących najwyższy poziom nie ma zbyt wielu. Oczekiwania wokalne są mocno wyśrubowane.

CIEŚLAK Ile osób w tym roku zdawało?

SEGDA Egzamin składa się z dwóch etapów. Pierwsza selekcja jest naprawdę okrutna. Na początku było ponad 700 osób, po wstępnym wyborze 100, a musimy wybrać wspomniane 20. Teoretycznie pierwszy etap selekcji jest prosty, powinien odsiać osoby, które na pewno się nie nadają. Myślę jednak, że i wtedy możemy popełniać błędy. Nie da się tego uniknąć. Dlatego egzamin wstępny to jest traumatyczne zadanie. Tym bardziej dla mnie, która dostała się do szkoły aktorskiej za pierwszym razem. A byłam raczej "prawdziwkiem". Uwielbiałam udział w konkursach, nikt mnie nie uczył. Wszystko wynikało z potrzeby serca. Prowadzili mnie na egzaminie, jak się później okazało, Ewa Lassek i Jerzy Radziwiłowicz. Pamiętam tylko rażące mnie światło i ludzi chcących ode mnie nie wiadomo czego. Dziś, oczywiście, pytania, jakie mi zadawano, wydają się proste. Wtedy tak nie było. Ale zadziałał instynkt. Zdobyłam się na odwagę, żeby pokazać swoją naturalność. Chciałabym się dziś z taką osobą zetknąć. Ale przecież ludzie są różni. Ostatnio zdarzyło mi się pracować z dziewczynami po szkołach warszawskiej i łódzkiej, które mówiły mi, że odrzuciłam je na egzaminie w Krakowie. Nie jest powiedziane, że odpowiadam za to personalnie, ale zapamiętały mnie z komisji. Pewnie niesłusznie je odrzuciliśmy, bo to są świetne dziewczyny. Jednocześnie nie da się wykluczyć, że w czasie egzaminu nie były w najwyższej formie lub miały jakieś blokady i nie mieliśmy podstaw, żeby je dobrze ocenić. Jedna z dziewczyn bardzo konkretnie wspominała egzamin z moim udziałem. Powiedziałam jej: "Proszę sobie wyobrazić, że jest pani niedźwiedziem". A ona nie miała siły ruszyć ani ręką, ani nogą. Musiałam jej dać tego typu zadanie, bo widziałam, że dziewczyna była sparaliżowana. Chciałam ją żartobliwie rozluźnić. Zależało mi pewnie na tym, żeby się powygłupiała. Tymczasem moja sugestia ją zamknęła. Dziś się z tego możemy śmiać, bo wszystko się dobrze skończyło.

CIEŚLAK Na czym polega specyfika egzaminacyjnych zadań?

SEGDA Trzeba je wykonać w różny sposób. Na przykład powiedzieć tekst, jakby opisywana osoba była bardzo kochana albo znienawidzona. Czasami trzeba zainscenizować awanturę. Trzeba pokazać całą gamę możliwości i wrażliwość w obcowaniu z tekstem. Giętkość emocjonalną. To są dość proste w sumie zadania, bo przecież dopiero zaczynamy pracować na emocjach. Ale jeżeli ktoś w ogóle nie ma wybraźni emocjonalnej w pracy nad tekstem - jest pozbawiony na egzaminie szans, bo trzeba się umieć wyrazić. Zdarza się, że trzeba powiedzieć inwokację Pana Tadeusza tak, jakby powiedział ją wspomniany już niedźwiedź. Innym razem pokazujemy obraz, który ma zainspirować etiudę. Nie chodzi o odtworzenie obrazu, tylko o zainspirowanie się nim. Niektórzy potrafią to zrobić w sposób fantastyczny. Znowu wspomnę swój egzamin. Nie wiedziałam, co zrobić, ale miałam odwagę, żeby podążyć w wyznaczonym kierunku. Na egzaminie trzeba pokonać strach. Odwaga w teatrze też się liczy.

CIEŚLAK Czy od początku jest wiadomo, kto jest skazany na bycie gwiazdą, liderem, czy też na granie drugich planów lub na pracę na tak zwanej prowincji? Dodam, że określenia "prowincja" używam w czysto geograficznym znaczeniu.

SEGDA Oczywiście, bo czasami z dala od największych ośrodków dzieje się więcej niż w utytułowanych teatrach. Na pewno nie możemy planować składu osobowego roczników pod względem emploi, ponieważ młodzi ludzie się rozwijają, zmieniają, a i gusta dyrektorów są nieprzewidywalne, zaskakujące. Natomiast są w gronie moich byłych studentów ludzie, którzy radzą sobie znakomicie, chociaż nie mają stałej pracy w teatrze. Kiedy jeszcze miałam swoją klasę mistrzowską, kończyli ją zarówno Małgorzata Gorol, która jest gwiazdą Teatru Polskiego we Wrocławiu, jak i Jan Jurkowski i Marek Hucz, którzy założyli Grupę Filmową Darwin, kręcą filmy do Internetu, mające dziś miliony wyświetleń. Zrobili coś fantastycznego, unikalnego. Jednocześnie Janek Jurkowski polecony przeze mnie Joannie Szczepkowskiej na jej prośbę - gra w jej sztuce Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu, i ona jest nim zachwycona.

CIEŚLAK Bardzo dobrze się sprawdza w tej konwencji.

SEGDA A nam zależy na tym, żeby nasi absolwenci radzili sobie na różnych polach. Dlatego tworzą własne grupy teatralne. Dużo jest teraz takich inicjatyw poza teatrami instytucjonalnymi. I na tym polu mamy jeszcze dużo do zrobienia, żeby młodzi aktorzy potrafili się sprawnie poruszać w gąszczu przepisów; by móc między innymi formułować wnioski o granty, dotacje. Chodzi o zdobywanie wiedzy praktycznej.

CIEŚLAK A czy za dwadzieścia lat z grona dzisiejszych studentów da się wyłonić zespół, który będzie wiedział, jak gra się Fredrę klasycznie?

SEGDA Każdy, kto zobaczy egzaminy w naszej szkole, nie ma w tej sprawie wątpliwości. Proponujemy pełen przekrój: klasykę robioną klasycznie i klasykę robioną nowocześnie. Każdy student posiada też wiedzę o tym, jak mówić wiersz. Mało tego: od kilku lat zauważyłam u młodych adaptów sztuki aktorskiej tęsknotę do tego, żeby zagrać w klasycznie wystawionej sztuce. W kostiumach. Im takie rzeczy też się w teatrze podobają. Wiem o tym z autopsji. Grałam w Teatrze Bagatela w Hamlecie, spektaklu, który przez krytykę został absolutnie skreślony. Grałam Gertrudę i bardzo lubiłam to przedstawienie, a studenci przychodzili na nie po wielokroć, mówiąc właśnie, że chcieliby zagrać w takim spektaklu halabardnika, a nawet halabardę. Zastanawiam się nad tym, kiedy to się przekuje na to, co będziemy oglądali w teatrach. Oczywiście świat za daleko poszedł, żeby grać w rajtuzach i na zajęciach ze studentami tego nie robię, ale tęsknota do tradycji jest wyczuwalna.

CIEŚLAK Czy jest prawdą to, co mówią reżyserzy średniego pokolenia, że w przeciwieństwie do ich rówieśników pokolenie młodszych aktorów jest bardziej konserwatywne światopoglądowo i pewnych aktorskich propozycji w związku z tym nie przyjmie?

SEGDA Obserwuję przede wszystkim to, że w przypadku młodszych roczników poglądy są tak spolaryzowane, jak daje się to zaobserwować w naszym społeczeństwie. Coraz bardziej to widzę, zwłaszcza kiedy jestem na Facebooku. Bardzo mnie to smuci. Dlatego naszą kolejną misją jest, żeby polityka nie rozbiła tego, co jest w teatrze najpiękniejsze, czyli dialogu. Chodzi o to, żeby aktor czuł największą empatię do każdej postaci, którą gra, zaś reżyser nie kierował się swoimi doraźnymi poglądami, tylko problematyką ogólnoludzką. Czy nam się to uda? Nie wiem. Ale to jest nasza misja.

***

Dorota Segda (1966)

aktorka filmowa i teatralna, od 1987 roku związana ze Starym Teatrem w Krakowie, dwukrotna laureatka Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza - w 1993 za rolę Salomei w Śnie srebrnym Salomei Słowackiego i w 1997 za rolę Małgorzaty w Fauście Goethego, spektaklach w reżyserii Jerzego Jarockiego. Profesor sztuk teatralnych, pedagog krakowskiej PWST, w kadencji 2016-2020 rektor tej uczelni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji