Artykuły

Anna Wołek: Nie stawiamy ograniczeń

- Trzeba mieć wizję, w jakim kierunku się podąża. Należy wiedzieć, gdzie się zaczęła podróż i gdzie powinna się skończyć - rozmowa z Anną Wołek, dyrektorką Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego w Toruniu.

Grzegorz Giedrys: Gdy powstawał Kujawsko-Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny, w Bydgoszczy i Toruniu rozlegały się głosy: po co nam kolejny teatr w regionie?

Anna Wołek: Wydaje mi się, że teraz tych wątpliwości jest zdecydowanie mniej i widzowie coraz bardziej lubią nasz teatr. Dziś nie mamy problemów z publicznością, a przecież na początku musieliśmy naprawdę bardzo się nagłowić, żeby do publiczności dotarł przekaz, że taki teatr jak nasz w ogóle istnieje. Dziś jest już inaczej. Wydaje mi się, że zostaliśmy zaakceptowani przez widzów naszego województwa. Zaczęliśmy też otrzymywać zaproszenia na festiwale i pojedyncze przedstawienia z całej Polski. Dostajemy też prestiżowe wyróżnienia.

Spektakl "Jutro będzie za późno" z piosenkami Wiery Gran zdobył nagrodę na gdańskim Windowisku.

- Za wybitną kreację aktorską Aleksandry Lis i reżyserię Agnieszki Płoszajskiej. Szkoda tylko, że nasz spektakl został odrzucony przez organizatorów Toruńskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora, ale widać, czasami ciężko jest docenić artystów, którzy pracują na miejscu. Byliśmy też z Wierą Gran zaproszeni na festiwal monodramu współczesnego w Warszawie, tam jednak nie zdobyliśmy żadnej nagrody, ale za to otrzymaliśmy mnóstwo pozytywnych recenzji. Jeden z krytyków napisał nawet, że nasz występ był największym wydarzeniem festiwalu, a to oczywiście cieszy.

Z jaką intencją powstał pani teatr? Wiadomo było, że będzie impresaryjny, że będzie dominował repertuar muzyczny, że nie będziecie zatrudniali aktorów na etacie.

- Organizatorzy zakładali, że nie będziemy grali tylko i wyłącznie na naszej rodzimej scenie, że będziemy często wyjeżdżali. I to założenie udaje nam się w pełni realizować. W województwie działają dwa teatry dramatyczne, teatr dla dzieci, więc przede wszystkim chcieliśmy występować w regionie. Ale szybko się okazało, że nasze spektakle wyjeżdżają również "w Polskę". Z "Gatunkiem żeńskim" jedziemy w grudniu do Świętochłowic. "Jutro będzie za późno" wiosną przyszłego roku pojawi się w Płocku. Naszym spektaklem z piosenkami Mariana Hemara otworzymy Grudziądzką Wiosnę Teatralną. Jedziemy też na Olsztyńską Wiosnę Teatralną, więc czeka nas naprawdę intensywny czas pracy.

Do tego jeszcze powołaliście do życia Przygrywkę. O tym przeglądzie dużo się mówiło w środowisku aktorskim i muzycznym. Jest szansa na zupełnie nowy produkt artystyczny w regionie?

- Myślę, że tak. Przygrywka jest efektem moich rozmów z władzami województwa, aby stworzyć - jak ładnie pan to ujął - nowy produkt kulturalny. W Polsce mamy już przeglądy dyplomów aktorskich szkól teatralnych, jest Bydgoska Wiosna Muzyczna, są konkursy młodych muzyków. Ale przecież w kraju nadal nie ma konkursu, który by oceniał artystów występujących w spektaklach muzycznych i musicalach.

W tym roku w naszym jury zasiadło kilku wspaniałych ludzi: Janusz Grzywacz, Maciej Wojtyszko i Jacek Bończyk, a więc postaci, które cieszą się wielkim szacunkiem w środowisku muzycznym i teatralnym. Żałujemy jedynie, że nie udało nam się przyciągnąć do Torunia dyrektorów teatrów. Ale wierzę, że w przyszłym roku to nam się uda.

W Toruniu mogliby szukać nowych pracowników.

- To właśnie mam na myśli. Za to dopisali uczestnicy, a sam konkurs stał na wysokim poziomie. Zastanawiam się tylko nad terminem Przygrywki. Na pewno powinien odbywać się zaraz po albo przed łódzkim festiwalem szkół teatralnych. Nasz przegląd różni się też od innych tym, że zapraszamy do Torunia studentów ze studium przy Teatrze Muzycznym im. Baduszkowej z Gdyni, studium aktorskiego przy Teatrze Jaracza w Olsztynie i innych niepublicznych szkół teatralno-musicalowych. Naukę w tych miejscach ukończyło przecież wielu znanych i cenionych aktorów.

Piotr Głowacki z Torunia ukończył studium w Olsztynie.

- Dlatego nikogo nie wykluczamy.

Jak wyglądają castingi na role w Teatrze Muzycznym?

- Zaczynamy od ogłoszenia na naszej stronie internetowej i w branżowych mediach. Precyzujemy w komunikacie kogo poszukujemy np. aktora śpiewającego w odpowiednim wieku do roli dramatycznej lub komediowej o szczególnych predyspozycjach. Mamy, oczywiście, już pewną grupę aktorów, którzy z sukcesem zagrali w naszych poprzednich produkcjach, więc z ich usług korzystamy znacznie częściej. To m.in. Radosław Smużny, Aleksandra Lis, Agnieszka Płoszajska, Michał Chorosiński, Jeremiasz Gzyl, Damian Droszcz, Kornelia Raniszewska. Wierzę, że ci wspaniali i przydatni aktorzy z radością u nas grają - bardzo dobrze nam się wspólnie pracuje.

Na casting do pierwszej produkcji przyszło około 15 osób. To dużo?

- Bardzo mało. Dochodziło do zabawnych sytuacji, kiedy pojawiali się u nas ludzie, którzy zupełnie nie mieli żadnego doświadczenia wokalnego i teatralnego. Mówili np.: zawsze marzyłam o teatrze, grałam kiedyś w szkolnych jasełkach, śpiewałem kiedyś w chórze. Przyszła do nas pewna pani, która nie trafiła podczas przesłuchania w żadną nutę. Był to wielki ból dla naszych uszu. Na pytanie reżysera, dlaczego tu się zjawiła, odpowiedziała wprost: "Bo kocham teatr".

Do musicalu "Tajemnica Tomka Sawyera" mieliśmy ponad 200 zgłoszeń z całego kraju. Oczywiście nie przesłuchaliśmy wszystkich. Najpierw odbywa się wstępna selekcja na podstawie nadesłanych materiałów wykonawców. Na casting do Torunia zaprosiliśmy około 50 osób. Przyjechało wielu wokalistów związanych z Teatrem Muzycznym w Gdyni. Muszę przyznać, że mamy dość silne związki z tą instytucją. Nie uważamy siebie za konkurencję, odwiedzamy nawzajem wszystkie nasze premiery. To mnie cieszy.

Właśnie. Gdy Teatr Muzyczny powstawał, pojawiały się również głosy, że będzie konkurencją nie tylko dla teatrów dramatycznych i lalkowych, ale również dla Opery Nova i Filharmonii Pomorskiej.

- I widzi pan, że nie jesteśmy dla siebie konkurencją. Stawiamy przed sobą zupełnie inne zadania i widzimy dla siebie zupełnie inne miejsce w naszych społecznościach. Teatr repertuarowy buduje swoją tożsamość ze stałym zespołem, ma zupełnie inny przekaz. Naszym zadaniem jest kształtowanie kultury muzycznej.

Teatr Muzyczny pokazuje wiele niemal już zapomnianych zjawisk artystycznych. Znamy Osiecką, znamy Kabaret Starszych Panów i Grechutę, ale nie pamiętamy o Hemarze i Wierze Gran.

- Dlatego należy cały czas podtrzymywać pamięć o naszej nieco starszej kulturze muzycznej. W przyszłym roku włączymy do naszego repertuaru kolejną lekką komedię musical - będzie to polska prapremiera - spektakl, który pokazuje, że ludzie po czterdziestce i pięćdziesiątce też potrafią się dobrze bawić.

Taka jest wasza grupa docelowa?

- Nie stawiamy przed naszą publicznością żadnych ograniczeń. Proszę sobie wyobrazić, że na niedawnym przedstawieniu "Gatunku żeńskiego" zdecydowaną większością byli młodzi ludzie, i to nie tylko panie, jak można byłoby się spodziewać po tym tytule (śmiech).

Wracając do sprawy naszego repertuaru, nigdy nie będziemy ścigali się z teatrem dramatycznym, kto zrealizuje lepszego Czechowa czy Szekspira. Nie taka nasza rola. Poza tym nie mamy odpowiednich zasobów. Moglibyśmy zrobić casting, ale to chyba nie o to chodzi. Trudny repertuar dramatyczny, moim zdaniem, należy realizować z doskonale zgranym i zżytym ze sobą zespołem. Poważny spektakl wymaga bowiem skupienia, cierpliwości i innych warunków pracy.

Mówi się jednak, że poważny teatr dramatyczny nie powinien robić fars, a czasami robi.

- Lżejszy repertuar też jest potrzebny, bo może zarobić na spektakle bardziej ambitne. Ten problem nie jest wcale taki nowy - przecież przed wojną Arnold Szyfman musiał zrealizować czasami farsę i komedyjkę, aby móc zarobić na wystawienie "Dziadów", bo wiadomo, że na ambitniejsze przedstawienie przyjdzie jednak mniej widzów.

Uważam, że należy bilansować budżet za pomocą lżejszego materiału, jednak muszę panu przyznać, że nie cierpię głupich komedii i fars, które polegają na tym, że ktoś przez nieuwagę wpada na drzwi albo bohaterowie kopią się po siedzeniach. Wystawiany przez nasz teatr "Gatunek żeński" jest lekką, ale inteligentną komedią, która przyciąga do nas wielu młodych ludzi.

Niektórzy mówią, że teatr muzyczny nie jest od poszukiwań formalnych, że nie należy od niego wymagać tego samego pod względem artystycznym jak od teatru dramatycznego. Podoba się pani taka ocena?

- Nie. Myślę, że trzeba mieć wizję, w jakim kierunku się podąża. Należy wiedzieć, gdzie się zaczęła podróż i gdzie powinna się skończyć. Kiedy przyszłam do Torunia, moim założeniem było zaproponowanie nowości artystycznych w sferze muzyki - chciałam poszukiwać nowych form wypowiedzi w realizacjach muzycznych. I myślę, że to w jakimś stopniu mi się już udało. Nasze widowisko złożone z piosenek Mariana Hemara nie jest przedstawieniem salonowym, to jak najbardziej nowe odczytanie jego dorobku. Ten spektakl jest według mnie niesamowicie nośny, nowatorski i współczesny.

Zastanawiam się, czy kiedykolwiek Teatr Muzyczny osiągnie podobny poziom realizatorski, co "Noc w Kosmosie" w Teatrze Horzycy. Widać, że pracujecie w skromnych warunkach i na niskich budżetach.

- Ale proszę zauważyć, że spektakl "Tajemnica Tomka Sawyera", który pokazujemy w sali na Jordankach, jest dużym musicalem i w pełni pokazuje nasze możliwości. To był dla mnie niezwykle ważny, wręcz przełomowy spektakl, który doskonale wygląda na dużej scenie. Duże nadzieje wiążę z kinoteatrem Grunwald, gdzie będzie scena z normalnym zapleczem technicznym.

Ostatni raz w Grunwaldzie byłem na spektaklach podczas festiwalu lalkowego Spotkania. To było kilkanaście dobrych lat temu, gdy trwał remont Baja Pomorskiego.

- To miejsce jest zamknięte od jakichś czterech lat. Książnica Koper-nikańska podczas swojego remontu działa tam tak naprawdę tylko na korytarzach. Proszę pamiętać, że w Grunwaldzie jest orkiestron, jest duża scena, jest zaplecze techniczne. Jest miejsce nawet na podniesienie komina. Tam przez lata działało kino w starym dobrym stylu. Tam jest odpowiednia atmosfera, a wnętrze trzeba przywrócić do świetności. Z Pałacu Dąmbskich jednak nie zrezygnujemy, tu nadal będzie działała nasza scena kameralna. Większe widowiska - taką mam nadzieję - będziemy organizować w tym pięknym modernistycznym budynku przy ul. Warszawskiej. Mamy już zebraną całą dokumentację związaną z historią i wystrojem tego wyjątkowego miejsca. Zastanawiamy się na przykład nad odtworzeniem balkonu. Mamy nadzieję, że pojawimy się w tym budynku już w 2018 roku.

O Toruniu mówi się, że jesteśmy teatralnym miastem. Teatry niemal nigdy nie mają problemów z zapełnieniem widowni. Inne festiwale i instytucje zazdroszczą wam publiczności.

- Oczywiście staram się śledzić, jak wyglądają programy instytucji i festiwali w Toruniu. Kupuję zawsze bilety, żeby była jasność (śmiech). Cieszę się, że po wielu latach los przywiódł mnie do mojego rodzinnego miasta. Gdy przyszłam tutaj przed niemal trzema laty, miałam trudne zadanie. Powstała nowa instytucja, o której nikt nie wiedział. Mimo braku wygodnych krzeseł i nieluksusowych toalet, mimo braku kawiarenki, udało nam się przekonać do siebie torunian. To naprawdę cieszy. Ale jest jeden problem.

Jaki?

- Uważam, że wszystkie instytucje kultury - nieważne, czy miejskie czy wojewódzkie - powinny zacząć rozmawiać o koordynacji terminów swoich imprez. Dajmy na to, nie powinniśmy robić premiery spektaklu czy innego wydarzenia w chwili, gdy odbywa się np. jakiś festiwal. Pamiętajmy również, że sala koncertowa na Jordankach, która prowadzi mocny impresariat, w gruncie rzeczy jest konkurencją dla nas wszystkich.

Nawet dla teatrów?

- Tak. Nie pokonamy ludzkiej mentalności - tego, że chcemy oglądać aktorów, którzy pojawiają się często w telewizji. Gdy gwiazdorsko obsadzone przedstawienie pojawi się na Jordankach, nieco mniej ludzi przyjdzie w tym samym czasie na wartościową wystawę albo koncert. Chciałabym zatem zaapelować, abyśmy informowali się nawzajem o naszych planach.

Właściwie nikomu nie udało się tego rodzaju współpracy osiągnąć. Wiem, że takie nieformalne porozumienie jest między klubem Lizard King i Dworem Artusa, które - gdy organizują koncerty - starają się sobie nawzajem nie odbierać publiczności.

- Bardzo dobrze, że ktoś już zaczął myśleć w ten sposób. Chciałabym więc zaapelować do wszystkich dyrektorów instytucji w mieście - spotykajmy się i rozmawiajmy o Toruniu, dzielmy się wiedzą i mówmy o terminach. W naszym mieście tyle się dzieje, a my nie powinniśmy wyrywać sobie widza za wszelką cenę. Nasz widz powinien być zadowolony, nie skazujmy go na podejmowanie co tydzień trudnych wyborów.

Jakie zadania stawia sobie pani przed sobą i teatrem w najbliższym czasie?

- Chciałabym doprowadzić do tego, żeby nasz teatr miał w Grunwaldzie stałą scenę. W 2017 roku czeka nas początek remontu Pałacu Dąmbskich. Praca na kierowniczym stanowisku w instytucji kultury wymaga długofalowego planowania, więc zakładam plany na wiele lat. Na pewno nie chcę przeobrażać tego teatru w scenę zatrudniającą aktorów na etacie, choć zapewne przydałoby się nieco więcej osób do impresariatu, promocji i marketingu.

Chciałabym na pewno rozwijać formułę Przygrywki, aby stała się wydarzeniem o randze ogólnopolskiej. Marzy mi się także toruńska wersja festiwalu Fringe w Edynburgu. Chcę aktywnie współpracować z innymi instytucjami w mieście i regionie. A prywatnie marzy mi się podróż do Peru, Kolumbii i na Polinezję, bo te trzy kierunki wciąż odkładam na dłuższe wakacje (śmiech).

***

Anna Wołek

Dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego. Urodziła się w Toruniu, wychowała w Krakowie. Jest absolwentką filologii polskiej i teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Westminster University, Birkbeck College w Londynie, gdzie studiowała stosunki międzynarodowe, ekonomię i PR. Mieszkała i pracowała w różnych miejscach na świecie. Przez 10 lat jako pierwszy obcokrajowiec pracowała w brytyjskim tygodniku "The Economist", a następnie w Wiedniu. W latach 1982-1994 przygotowywała programy kulturalne i ekonomiczne w Radiu Wolna Europa pod pseudonimem Agata Wolska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji