Artykuły

Kobieca wyobraźnia

"Portret damy" wg Henry'ego Jamesa w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Malec w Teatrze dla Was.

Ponad dziewięćsetstronicowa powieść amerykańsko-brytyjskiego pisarza Henry'ego Jamesa o tytule "Portret damy" w inscenizacji Eweliny Marciniak po raz kolejny przyciągnęła do Teatru Wybrzeże rzeszę zainteresowanych. Realizacja Marciniak, niezapominająca o widowiskowych aspektach spektaklu, podobnie jak literacki oryginał opowiada historię o marzycielskich losach młodziutkiej Amerykanki, Isabel Archer. W niezwykle malowniczej oprawie, którą proponuje reżyserka, rozbrzmiewa wątek feministyczny, co daje widzom okazję do zmierzenia się z nadal aktualnym kontekstem ideologicznym. Gdański "Portret", jako synteza wielu sztuk o poruszającym przesłaniu, to teatr z prawdziwego zdarzenia.

Przekraczając próg widowni Dużej Sceny, wiedzeni dźwiękiem fortepianu, zostajemy wtłoczeni do przestrzeni nieznanej nam i fascynującej. Po prawej stronie sceny, otoczona kłębami dymu, spoczywa rozmarzona Isabel Archer (znakomita Katarzyna Dałek). Wraz z trzecim dzwonkiem bohaterka w sposób niepospolity zaczyna śpiewać utwór operowy, co zapewnia nas o jej wrażliwości (oraz niezwykłych umiejętnościach wokalnych aktorki). Na oczach widzów odbywa się wizualizacja pragnień Isabeli o pięknym balu wyższych sfer Europy, gdzie aktorzy przyodziani w rozmaite koronki i falbanki tańczą menueta do choreografii Dominiki Knapik. Niedługo potem Archer za pomocą trzech obrotów przybija statkiem do brzegów Wielkiej Brytanii z nadzieją o snach, które wreszcie się spełnią.

Europa, spowita kurzem tradycji i indywidualnej kultury ukształtowanej na przełomie wielu wieków, przejawia się w członkach angielskiej rodziny, w tym m.in. Ralpha (Michał Jaros) i Daniela (Krzysztof Matuszewski) Touchettów oraz Lorda Warburtona (Piotr Biedroń). Panowie - w swym iście angielskim zachowaniu, oszołomieni postacią pięknej Isabeli - rozpoczynają nieoficjalny bój o jej względy; każdy z nich robi to w osobistym celu. Jednak młoda Amerykanka zdaje się oczekiwać od życia czegoś więcej niż tylko ustatkowania. Jej marzeniem jest podróż, edukacja oraz obcowanie ze sztuką. Wolność, jaka otacza jej wybory, zaskakuje mieszkańców starego kontynentu. Podczas gdy w geście radości tapla się nad rzeką (w spektaklu jest to niewielki basenik), wzbudza oburzenie. Sytuacja ta znakomicie kontrastuje z następującym po niej rytualnym zwyczajem parzenia herbaty. Groteskowa scena, zbudowana z przemyślanego układu ruchów, w wykonaniu służącej powala na łopatki (rewelacyjna Małgorzata Brajner). Jest kompilacją znakomitej pracy dramaturga, reżyserki, choreografki oraz oczywiście samej aktorki. Płucząc w ustach łyk wody z torebką herbaty, służąca przygotowuje napój o idealnym smaku: nie za mocny i nie za łagodny; następnie wypluwa go do eleganckiej filiżanki i na przekór amerykańskim wpływom, by temperaturę mierzyć w Fahrenheitach, wykrzykuje: "Woda gotuje się w stu stopniach!".

Rozmarzona Archer pomimo przestróg przyjaciółki Henrietty Stackpole (Katarzyna Z. Michalska) korzysta z gościnności angielskich gospodarzy. Zwiedza Londyn i muzeum Madame Tussauds, w którym napotyka ruchomą rzeźbę kobiety (jedna z kilku ról Agaty Bykowskiej). Spływająca z ust figury krew nie zwiastuje szczęścia. Jest plastycznym odwzorowaniem kobiety uciśnionej i zgnębionej. Marciniak w swym spektaklu zwraca się do widza poprzez wiele niedosłownych komunikatów, które zebrane "do kupy" tworzą wspólną kompozycyjną całość. Podobne działania można zaobserwować w dalszej części sztuki, gdy Isabela poznaje Madame Serene Merle, wraz z którą dzięki odziedziczonemu po zmarłym wuju spadkowi udaje się w fascynującą podróż po Europie. Przemianę, jaka zachodzi w Archer, widać już po zmianie stroju. Zwiewną sukienkę zastępuje bogato zdobiona suknia na stelażu - symbol europejskiej elegancji. Madame Merle (Sylwia Góra-Weber) przedstawia młodej Amerykance Gilberta Osmonda (Marek Tynda), zamieszkującego Włochy artystę, który wywiera na bohaterce ogromne wrażenie. Żyjąc odtąd w artystycznej bohemie, Isabela poznaje smak wysublimowanej sztuki. Obserwujemy tu między innymi nagą Sylwię Górę-Weber, która do złudzenia przypomina Olimpię z obrazu Maneta oraz córkę Osmonda, Pansy Osmond (nieletnia Roksana Grulkowska), która wytresowana niczym piesek uprawia rytmikę, śpiewa, recytuje, a nawet aportuje i przynosi miłosiernemu ojcu porozrzucane pantofelki. Obraz skrępowanej przez wpływy kultury kobiety jest coraz bardziej widoczny.

Gdański spektakl, oprawiony w dopracowaną z pedantyczną precyzją scenografię, z minuty na minutę rozwija się coraz bardziej. Autorką tej niezwykle widowiskowej przestrzeni jest scenografka, Katarzyna Borkowska, która w "Portrecie" zajęła się również reżyserią światła oraz przygotowaniem kostiumów. Wszystkie te trzy dziedziny zazębiają się z reżyserską koncepcją Marciniak. Tworzą coś na kształt nierozerwalnej całości, która z taką wydajnością ma prawo funkcjonować jedynie wspólnie. Zachwycające wrażenie robi muzyka na żywo w wykonaniu zespołu "Chłopcy kontra Basia", którego muzycy biorą czynny udział w przebiegu spektaklu, często wchodzą w interakcje z aktorami. Należy również wspomnieć o kluczowym ruchu scenicznym (zwłaszcza w twórczości Eweliny Marciniak), którym zajęła się Dominika Knapik, a który często przemawia do nas widzów sugestywniej niż jakiekolwiek słowa.

O informacyjnej funkcji ruchu na scenie przekonuje nas także jedna z ostatnich sekwencji widowiska, w której to zauroczona Osmondem Isabel Archer nie chcąc popełnić błędu podczas dokonywania decyzji o zamążpójściu, przypomina sobie wszystkich mężczyzn, którzy pojawili się w jej życiu w nie tak odległym czasie. Turla się przez wielkie łoże, na którym znajduje się trójka panów, sięga w głąb pamięci. Efekt podwaja wyświetlony za pomocą rzutnika materiał video przedstawiający dokładnie to samo działanie. Dylemat zostaje rozstrzygnięty: panna Archer poślubi Osmonda. Małżeństwo szybko jednak ujawnia swe ciemne strony. Osmond, skupiony jedynie na majątku Isabel, ubezwłasnowolnia kobietę, odbiera jej wszelkie złudzenia. Wyszydzona, przyodziana w czarną suknię Amerykanka wykonuje pełną smutku pieśń, a pozbawiony skrupułów małżonek wyznaje: "Uwielbiałem Isabelę, ponieważ nigdy nie spotkałem kobiety o tak wielkiej wyobraźni". Katastrofa spowija przestrzeń Europy po najodleglejsze jej zakątki. Wspomniana wyobraźnia okazuje się być nie tyle tematem gdańskiego "Portretu", co raczej kluczem do odczytania pracy twórczej nad wyraz kreatywnej reżyserki - Eweliny Marciniak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji