Artykuły

Publiczny proces rodzinny

"Sekretne życie Friedmanów" w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Katarzyna Szatko w Teatrze dla Was.

"Czym różni się Rosja od Ameryki?" - pyta w końcowej części spektaklu jeden z bohaterów swojego brata. I choć odpowiedź nie jest już dziś tak oczywista, jak sugeruje ("W Rosji media kłamią i wszyscy o tym wiedzą. W Ameryce media kłamią i nikt o tym nie wie"), pytanie o medialną i społeczną manipulację, informacyjną dezintegrację i pozorny obiektywizm faktu staje się kluczowe dla spektaklu "Sekretne życie Friedmanów" w reżyserii Marcina Wierzchowskiego.

Projekt twórców to bez wątpienia propozycja nowatorska i nietypowa w repertuarze Teatru Ludowego. Na niespełna trzy godziny cała przestrzeń budynku Sceny Stolarnia staje się miejscem teatralnej rekonstrukcji i adaptacji zdarzeń, które w latach 80. wywołały medialną sensację w Stanach Zjednoczonych, a w roku 2003 stały się kanwą filmu dokumentalnego "Capturing the Friedmans" w reżyserii Andrew Jareckiego. W roku 1987 amerykański informatyk i nauczyciel, Arnold Friedman, i jego syn Jesse zostali oskarżeni o wykorzystywanie seksualne dzieci, które uczestniczyły w zajęciach informatycznych w ich domowej pracowni komputerowej. Scena, kulisy, pomieszczenia techniczne i teatralne pokoje zostają zaaranżowane na miejsca, w których rozgrywał się prywatny dramat rodziny oraz publiczny proces zarzutów i obrony. Zgodnie z zapowiedzią twórców stajemy się nie tylko widzami, ale przede wszystkim świadkami i uczestnikami zdarzeń, które wymykają się z binarnej klasyfikacji na dobre i złe, uniemożliwiając jednoznaczny sąd nad bohaterami.

Spektakl rozpoczyna projekcja filmu z rodzinnej kroniki, podczas której poznajemy Arnolda Friedmana (Piotr Pilitowski) oraz jego trzech synów: Davida (Patryk Palusiński), Setha (Jakub Klimaszewski) oraz Jessego (Piotr Franasowicz). Jego gagowy i komediowy charakter, w którym ujawnia się bliska i przyjacielska więź pomiędzy bohaterami, w żaden sposób nie zapowiada dramatu, jaki za chwilę wystawi na próbę rodzinne relacje. Zagubiony i przestraszony Jesse, który pojawia się na scenie jako pierwszy i z sentymentem wspomina swoje dzieciństwo, w niczym nie przypomina seksualnego przestępcy. Dlatego wzbudzi w nas więcej współczucia, aniżeli wstrętu i pogardy, gdy chwilę później w bezwzględny sposób zostanie przesłuchany przez detektywów: Frana Galasso (Maja Pankiewicz) i Squeglia (Kajetan Wolniewicz), nieomylnie przekonanych o winie Friedmanów. Ta zmienność punktów widzenia, wielość narratorów zdarzeń i kolizja relatywnych dowodów stanie się główną strategią reżysera, który w żaden sposób nie pozwala na jednoznaczną i bezwzględną ocenę. Na samym początku dochodzenia do prawdy stoi sprzeciw wobec oczywistości, którą należy porzucić na rzecz poszukiwania, dedukcji i spekulacji. W tę wędrówkę po miejscach domniemanej zbrodni, oskarżeń i wyroku zabiera widzów Andrew Jarecky (Ryszard Starosta), który w roli narratora i przewodnika inicjuje teatralną podróż.

Pierwszym przystankiem staje się mieszkanie Friedmanów, przed którego drzwiami widzowie zostają poinformowani, że wraz z przekroczeniem progu stają się członkami grupy śledczej. To udziałem widza jest poszukiwanie dowodów przeciwko Arnoldowi Friedmanowi oraz jego synowi. Jednak obietnica poznania bohaterów, którą dają nam twórcy poprzez możliwość rewizji, szybko okazuje się złudna. Odpowiedzialna za scenografię Barbara Ferlak nie próbuje w dokumentalny sposób odtworzyć rzeczywistości Friedmanów na nowojorskiej Long Island. Przeglądając półki z książkami i kasetami nie dowiemy się kim był i jakiej muzyki słuchał Arnold Friedman. Żółta meblościanka z kryształem za szybą i welurowa wersalka na środku pokoju bardziej przypominają PRL-owski wystrój, niż amerykańskie realia lat 80. Zapewne twórcy chcą w ten sposób przekonać o uniwersalności casusu Friedmanów, jednak widz zachęcony do inwigilacji głównych bohaterów ma nadzieję na bliskie doświadczenie ich prywatnego świata.

W takiej przestrzeni poznajemy Arnolda i jego żonę Elaine na chwilę przed aresztowaniem głównych bohaterów. Każda następna scena przenosi widzów do innego miejsca zdarzenia, dostarczając nowych dowodów i zeznań, a każda kolejna postać komplikuje sąd nad oskarżonymi. Matka molestowanego dziecka, która broni (!) oskarżonego ("Gdyby mojemu dziecku działa się tam krzywda, nie chodziłoby tak chętnie na zajęcia!"), matka i brat Arnolda, ujawniający wstydliwe fakty z jego dzieciństwa, przekonana o winie sędzia czy adwokat, przedstawiający medyczną dokumentację Jesse'go Friedmana rzucają nowe światło na sytuację pozornie jednoznaczną.

Czy zatem reżyser za wszelką cenę buduje linię obrony oskarżonych? Oczywiście nie. W udany sposób uświadamia, jak łatwo ulec emocjom, społecznej panice i medialnej manipulacji i jak trudno rozstrzygnąć o winie, wydać wyrok i skazać. U podstaw naukowej refleksji nad komunikowaniem masowym leży teoria Harolda Laswella, według której podstawą tego procesu jest odpowiedź na pytanie: kto mówi, co, do kogo, jakim kanałem i z jakim skutkiem? Spektakl "Sekretne życie Friedmanów" przypomina o konieczności samodzielnego poszukiwania odpowiedzi na te pytania, abstrahując od publicznych insynuacji, powszechnych sugestii i medialnych doniesień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji