Prapremiera opery Magnus
Przygotowując uroczystości 25-lecia Opery Śląskiej w Bytomiu, dyr. Bolesław Jankowski rozpisał konkurs na libretto opery o tematyce regionalnej - śląskiej. Przy pomocy i poparciu Ministerstwa Kultury i Sztuki, KW PZPR, władz wojewódzkich oraz miejscowej prasy, konkurs wyłonił kilka interesujących tekstów. Miejmy nadzieję, że w oparciu o nie powstanie kilka nowych oper. Pierwsza "Magnus" Józefa Świdra z librettem Tadeusza Kaszczuka i Tadeusza Kijonki uświetniła uroczystości jubileuszowe.
Akcja opery rozgrywa się w trzech różnych okresach historycznych. Wedle komentarza: "Z nadodrzańskiego parku we współczesnym Wrocławiu przenosimy się - w tym samym fizycznie miejscu - w dziki ostęp puszczy nad Odrą z XI wieku, a potem w owoczesny zamek piastowski, by - poprzez krótką, analogiczną do zamkowej, scenę z ostatniej wojny - przenieść się znów we współczesność, w toż samo miejsce w parku nad Odrą, w dzisiejszym Wrocławiu. Czas nie odgrywa przy tym żadnej roli: koniec sztuki jest dalszym ciągiem jej początku, oddalonym odeń zaledwie krótką chwilę, mimo iż w ciągu tej chwili dokonuje się skok w głąb historii, o dziewięć wieków wstecz - i powrót z głębin XI stulecia w epizod wojenny oraz w dokończenie sztuki w 25 lat po nim."
Trójwarstwowość akcji ma odpowiednik w muzyce. Najmocniejszą częścią partytury Świdra zdają się być fragmenty rozgrywające się w XI wieku. Kompozytor posługuje się tutaj tradycyjnymi środkami dramaturgii muzycznej, stosując rozbudowaną formę arii, duetu. Klimat oraz instrumentacja tych fragmentów przywodzi na myśl dzieła Wagnera i Ryszarda Straussa. Najbardziej zaś zadziwia niezwykła inwencja melodyczna; poszczególne arie i duety z pewnością w niedługim czasie przejdą do repertuaru solowego estrad koncertowych.
Oczywiście, partytura kompozytora debiutującego w operze nie jest wolna od pewnych niedostatków. O ile można zaaprobować koncepcję muzyki we fragmentach historycznych, o tyle trudniej zgodzić się z propozycjami dotyczącymi fragmentów mówiących o czasach najnowszych. Utrzymanie pierwszych scen w formie zbliżonej do musicalu - wykonywanych głównie przez kolorowy tłum nastolatków z hippiesem włącznie (hymn na pochwałę big-beatu) - wypadło nieprawdziwie i ubogo tak w warstwie dźwiękowej jak i w konstrukcji dramaturgicznej libretta. W tej współczesnej części "Magnusa" należałoby dokonać poprawek, zarówno w partyturze, libretcie, jak w scenografii (nieszczęśliwie pomyślane kostiumy) i żenująco ubogich układach choreograficznych. Generalną pretensję trzeba wszakże skierować do kompozytora za zbyt małe ograniczenie brzmienia orkiestry wszędzie tam, gdzie śpiewacy podają tekst słowny; mimo wysiłku występujących artystów większość słów nie docierała na widownię.
A jednak przy wszystkich brakach operę Józefa Świdra należy uznać za jedno z ciekawszych dzieł scenicznych skomponowanych w Polsce po wojnie. Zaś realizacja "Magnusa" stała się sukcesem całego zespołu Opery Śląskiej. Gorące owacje, jakimi zakończył się wieczór prapremierowy, należy skierować pod adresem twórców opery i wszystkich współtwórców spektaklu: reżysera, scenografa, kierownika muzycznego oraz Chóru i Orkiestry Opery Śląskiej, które znakomicie realizowały trudną partyturę opery.
W olbrzymiej grupie wykonawców wyróżnili się: występująca pierwszy raz na scenie operowej Ewa Karaśkiewicz (ostatnia uczennica Ady Sari i pierwsza Marii Fołtyn), której wybitne walory wokalne i niepospolity talent aktorski sprawiły publiczności praw-dziwną radość a znawcom pozwoliły żywić duże nadzieje na przyszłość.
Drugą kreację stworzyła Krystyna Kujawińska, posiadająca jeden z najpiękniejszych głosów dramatycznych w najmłodszym pokoleniu polskich wokalistów. Dobrze zaprezentował się Henryk Grychnik, mimo że partia, którą śpiewał wydawała się być trochę za mocna na jego liryczny głos, co szczególnie ujawniało się w duetach z Kujawińską, której towarzyszyć powinien tenor bohaterski. Ładne kreacje aktorsko i wokalnie stworzyli również inni wykonawcy z Zofią Wojciechowską i Stanisławem Wołoszynem na czele.