Teatr Gałczyńskiego
Nie zapomnę nigdy owego silnego, siwiejącego mężczyzny w skórzanej kurtce, który swobodnym krokiem wychodził na małą scenkę krakowskiego teatru "7 kotów" i mówił tak dźwięcznym, organowo-lirycznym głosem swe cudowne wiersze. Wiele lat minęło od tego czasu. Konstanty Ildefons Gałczyński już nie żyje. Ale jego poezja została z nami jako trwała wartość naszego życia i polskiej literatury.
A oto okazuje się, że została po Konstantym nie tylko "liryka, liryka, tkliwa, dynamika, angelologia i dal", nie tylko i świetne utwory satyryczne, lecz również teatr, teatr z najprawdziwszego zdarzenia.
Gałczyński zawsze flirtował ze sceną i miał do niej słabość. Jeszcze przed wojną w roku 1935 napisał "Heroda i gwiazdy", a w 3 lata później "Sierpniowy kwartet", dwie pełno-spektaklowe sztuki. Tworzył też słuchowiska radiowe, takie, jak "Bal zakochanych" i "Mężczyzna w damskim kapeluszu". Wraz z Adamem Mauersbergerem napisał po wojnie sztukę o Towiańskim pt. "Noc mistrza Andrzeja", pięknie, w sposób twórczy i pełen poezji przełożył "Sen nocy letniej" i "Henryka IV" Szekspira, napisał libretto do operetki Offenbacha "Orfeusz w piekle", stworzył wreszcie utwory, które pokazał ostatnio w Krakowie Teatr Lalek Groteska.
Teatr Gałczyńskiego, jak cała jego twórczość, był tak nowatorski, tak jedyny i niepowtarzalny, tak wyprzedzał swą epokę, że niewielu było ludzi, którzy by mogli od razu uchwycić i zrozumieć jego sens i piękno. Nie mogąc dostać się na scenę, otworzył więc Konstanty Ildefons swój najmniejszy teatrzyk świata na łamach "Przekroju". I jeśliby niczym więcej nie wsławiło się to pismo, to przez sam fakt, że Gałczyński publikował tam perełki swego wielkiego talentu przechodzi ono do historii literatury polskiej.
I znowu jesteśmy w Krakowie. Zaczarowana dorożka wiezie nas do teatru, w którym grają utwory autora "Kolczyków Izoldy". Ileż wspomnień... Oto mijamy dom pod Murzynkami, uwieczniony w poezji przez Gałczyńskiego, wjeżdżamy w cichą ulicę św. Jana. W wykroju ulicy jawi się nierealna, jak dekoracja teatralna sylweta Sukiennic z kawałkiem Rynku. Jest cicho, przechodnie rzadko snują się chodnikami.
Jeśli gdzie można najlepiej zrozumieć poezję Gałczyńskiego, to chyba w Krakowie. Ten poeta, wcale nie krakowski, potrafił jak nikt inny wyrazić całe muzyczne piękno architektury i liryki cudownego miasta, przeplatanego Plantami, i jak nikt inny bezlitośnie wyśmiać jego strasznych mieszczańców. I w żadnym chyba innym mieście polskim nie może powstać tak gałczyńskie przedstawienie jak to w Grotesce. Nie tylko dlatego, że surrealistyczna konwencja teatru lalek i masek idealnie odpowiada sposobowi wysławiania się autora "Zaczarowanej dorożki" ale również dlatego, że groteskowi artyści, (reżyserzy, aktorzy, a przede wszystkim plastycy) znaleźli twórczo i w sposób pełen umiłowania dla poezji Konstantego Ildefonsa - właściwy, adekwatny kształt dla gałczyńskiej liryki i gałczyńskiej drwiny, dla gałczyńskiej poezji i dla gałczyńskiej zjadliwej, drapieżnej miażdżącej satyry.
Nie będę się rozpisywał o tym uroczym przedstawieniu. Jednym podoba się lepiej interpretacja jednoaktówki "Gdyby Adam był Polakiem", która jest prawdziwym majstersztykiem zarówno w dziedzinie opracowania tekstu i inscenizacji jak i plastycznego kształtu przepociesznych lalek i doskonale mówionego słowa (reż. Zofia Jaremowa). Inni uważają że trudniejsze było przeniesienie na scenę Groteski farsy o "Babci i wnuczku, czyli Nocy cudów" (reż. Władysław Jarema), gdzie występują już nie kukiełki, ale normalni aktorzy, nakładający co chwila na twarze ogromne maski i maszkarony (świetny Adamus i Rączka). Jedno jest pewne: choć Estrada Satyryczna w Poznaniu ma zasługę wprowadzenia utworów Gałczyńskiego na scenę i choć grano je już również w Warszawie, dopiero jednak Groteska pokazała jak wielkie bogactwa i możliwości interpretacyjne w nich tkwią. I za to należy się szczególna wdzięczność ambitnym i twórczym krakowskim artystom, którzy od wielu lat tworzą swój własny, niepowtarzalny teatr o indywidualnym obliczu, popełniając nieraz błędy, lecz posuwając się stale naprzód na drodze trudnych poszukiwań nowoczesnego teatru
A przedstawienie sztuk Gałczyńskiego w Grotesce trzeba koniecznie zobaczyć. Jeśli zaś trudno pojechać do Krakowa, to niechaj Groteska przyjedzie czym prędzej do Warszawy, a potem niech jedzie zagranicę, by pokazać światu jakiego poetę i jaki teatr ma nasz kraj. Domagać się tego powinni wszyscy miłośnicy poezji Gałczyńskiego.