Artykuły

Ja jestem wamp

"Kalina" - monodram muzyczny Anny Mierzwy w reż. Agaty Biziuk w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Niewiele jest teatrów dramatycznych, które posiadają tak sporą grupę śpiewających aktorów jak poznański Teatr Nowy. Świadczą o tym choćby przedstawienia Jerzego Satanowskiego czy "Elvis, Elvis", a także jednosobowe spektakle muzyczno-wokalne: "Moja Piaf" Bożeny Borowskiej, "Osiecka" Julii Rybakowskiej, "Idę w tango" Agnieszki Różańskiej czy "Ballady i romanse rosyjskie" Andrzeja Lajborka. No i najnowsza premiera "Kalina" - portret osobny Kaliny Jędrusik (koncepcja, wybór piosenek i wykonanie: Anna Mierzwa).

W tym ostatnim przedstawieniu próżno szukać kreślonego "po bożemu" biograficznego konterfektu, nie ma też chronologii zdarzeń. Zaczyna się od piosenki "Bo we mnie jest seks" i od późnego Gomułki, a nie na przykład od włoskiego incydentu z końca lat 50., kiedy to Stanisław Dygat napominany przez świeżo upieczoną małżonkę, by nie poplamił garnituru, ostentacyjnie smaruje klapy marynarki masłem. "Bo we mnie jest seks" to kwintesencja Kaliny i jej najbardziej charakterystyczna wizytówka. I właśnie tą piosenką przedstawia się widzom spektaklowa Kalina z wigorem godnym scenicznego ADHD. Szkoda jednak, że w tak pastiszowy sposób, bo przecież Kalina Jędrusik wykonywała ją naprawdę zabawnie. Zresztą Michnikowski też z tej nieco zmodyfikowanej dla niego piosenki uczynił prawdziwe cacuszko humoru. I próbowali na swój sposób inni: Zamachowski, Karolina Czarnocka w Opolu, i Kasia Wilk, i Kayah z Renatą Przemyk, i nawet Anna Serafińska (czyniąc nawet z piosenki wokalizę jazzową). Wszyscy szukali jakiegoś własnego klucza, ale ten poznański okazał się najmniej udany. Zresztą na tej piosence rozłożyła się także Steczkowska.

GOMUŁKOWIE BYLI PRZECIW

Jak wiadomo, prowokacyjnie "wyuzdanej" Jędrusik nie znosiła Zofia Gomułkowa ani jej mąż. Nic dziwnego, że Kalina w tym spektaklu dialoguje niejako z towarzyszem Wiesławem, który pojawia się na ekranie z krótkimi fragmentami tyrady lejącej się z mównicy Sali Kongresowej. Kalina, słysząc go, śpiewa piosenkę "Utwierdź mnie", wcielając się w obywatelkę chcącą zrozumieć tezy przywódcy narodu i internalizować je w sobie. Innym znów razem sceniczna Kalina pojawia się zwinięta jak embrion w telewizorze, a właściwie w szafce, w której ongiś często aparaty te trzymano, i w tej pozycji śpiewa piosenkę "Nie pamiętam". To jakby rodzaj apelu do widza, aby ją taką, zaklętą choćby w telewizyjną pamięć za sprawą "Kabaretu Starszych Panów", zachował. Jeszcze w innym fragmencie spektaklu Kalina śpiewa "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną", starając się z żałosnym rezultatem zwrócić na siebie uwagę swego samca, pojawiającego się na ekranie jako cień ogromnej dłoni, która wyciągniętym palcem traktuje żalącą się "drżącą kobitę" trochę jak papierową lalaczkę.

Anna Mierzwa interpretuje piosenki Kaliny w nowych aranżacjach muzycznych, odwołując się do środków czysto teatralnych i do kontekstów życiowych swej bohaterki. Towarzyszy jej zespół muzyczny, który gra w "mocnym" składzie: gitara basowa (Piotr "Max" Wiśniewski), gitara (Krzysztof "Wiki" Nowikow, jednocześnie autor aranżacji), perkusja (Mieszko Łowżył) i instrumenty klawiszowe (Stanisław Pawlak). Gitarowy podkład do piosenek wymagających subtelnych dźwięków niespodziewanie zabarwia je z lekka pastiszowo-parodystyczną barwą, a z drugiej strony - kiedy trzeba, zgodnie z regułami ówczesnej piosenki popularnej - zespół daje takiego czadu, że ho, ho!

PAMIĘĆ INNA

Anna Mierzwa jest swobodna i naturalna w roli Kaliny, co rusz zmienia rysunek postaci, czuje się dobrze w różnych konwencjach. Ma świetny głos, potrafi wykonywać piosenki i persyflażowo, i dramatycznie, kiedy uznaje za konieczne - szarżuje wokalnie i aktorsko, a kiedy trzeba, trzyma głos i emocje na wodzy. Niekiedy naśladuje żartobliwie ów charakterystyczny sposób mówienia Kaliny, ów nieco infantylny "szczebiot", który gwiazda przyswoiła sobie po jednej ze swych ról (a który podpowiedział jej Łapicki jako reżyser). Z kolei w ostatniej sekwencji ostro zmienia klimat swej opowieści, kiedy jej bohaterka młodość ma już dawno za sobą. Ściąga wtedy czarną perukę, która upodabnia ją do Kaliny, a w półmroku jej naturalne, zaczesane w kok jasne włosy wyglądają jak siwe lub spłowiałe i słabe. Niestarannie nałożona teraz szminka, wyostrza rysy twarzy i sprawia, że kącik ust opada.

Ważniejszy jednak od sposobu interpretacji postaci scenicznej (i piosenek) wydaje się osobisty do niej stosunek zarówno samej wykonawczyni, jak też jej partnerek: Magdaleny Zaniewskiej - autorki monologu Kaliny, będącego łącznikiem między piosenkami, i Agaty Biziuk - reżyserki przedstawienia. We trzy stworzyły - z różnym skutkiem, raz lepszym, raz gorszym - portret osobny Kaliny, nieco pokręconej, zblazowanej, zbuntowanej, nietuzinkowej. Portret wyraźnie prześmiewczy (choć nie wiem, czy słusznie), trochę zwariowany, "offowy", kreślony ostrą kreską, żartobliwie, persyflażowo, ale i na poważnie, dramatycznie.

Czy można było pełniej i barwniej zaprezentować portret Kaliny? Czy można było podjąć próbę takiej interpretacji jej piosenek, aby ich uroda zajaśniała pełnym blaskiem? Czy można było wydobyć z nich nieoczekiwane lub nieodkryte jeszcze pokłady humoru czy dramatyzmu? - Zapewne. Ale tak czy owak powstał spektakl nietuzinkowy scenicznie, interesujący zarówno aktorsko, wokalnie, jak i muzycznie, który stara się tworzyć własną legendę Kaliny. Można by rzec słowami z piosenki Przybory i Wasowskiego: "że to nie jest zła pamięć ani krótka. To jest po prostu pamięć inna".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji