Artykuły

Cudowny bursztyn A.Olszakowskiego

Technika łączenia w przedstawieniu lalkowym planu żywego, aktorskiego z lalką jest na ogół znana, toteż przed­stawienia "Baju Pomorskiego" nie można nazwać eksperymentem. Na naszym te­renie jest to jednak pierwsza próba tego rodzaju, nie licząc nieco inaczej ujętej inscenizacji "Pieśni Sarmiko", gdzie lalki "urealniały" się w takich samych posta­ciach aktorów żywych.

W sztuce "Cudowny bursztyn" A. Olszakowskiego, aktorzy-ludzie prowadzą zasadniczy nurt akcji podczas gdy lalki - i to tylko lalki-zwierzęta - harmonij­nie współgrają z nimi, tworząc jednak coś w rodzaju ożywionych rekwizytów o mniej lub bardziej zaakcentowanym znaczeniu dla całości. Toteż trudno tu mówić o sztuce par excellence lalkowej. To co ujrzeliśmy w "Baju" jest baśnią w rodzaju "Błękitnego ptaka", "Konika garbuska" czy "Sadko", z którym zre­sztą fabularnie ma dość dużo podobień­stwa. Trzeba powiedzieć jednak, że przy wszystkich i to wcale nieprzeciętnych walorach jakie posiada - przedstawienie zostawia pewien niedosyt, płynący z nie­całkowitego jeszcze zharmonizowania dwuwymiarowego planu oraz z niedopa­sowania ubogiego tekstu słownego z oszałamiającą oprawą sceniczną sztuki. Na niekorzyść wpływają również pewne dłużyzny, jak zbyt długo trwająca bu­rza na morzu (elementy lalkowe), która przez to w końcu traci na efekcie, za długie piosenki i niewspółmierność wiel­kości fok i człowieka - niezrozumiała dla widza młodocianego oraz - jeśli chodzi o samą technikę - głosy aktorów bijące w kulisy i przez to niejasno do­cierające do widowni. Co się zaś tyczy punktu drugiego, to zarzuty nasze idą głównie pod adresem autora, gdyż dia­logi miejscami brzmią zbyt prymitywnie i deklaratywnie. Jest to może bar­dziej dostępne dla młodszego widza, ale stanowi zgrzyt w stosunku do wspania­łej baśniowej oprawy, której nie powsty­dziłby się chyba ani teatr czeski, ani radziecki. Ta właśnie rozbieżność spra­wia, że w naszym odbiorze sztuki nie powstaje obraz monolitowy przedstawie­nia, jaki się wytworzył chociażby po "Mistrzu Twardowskim".

Treść sztuki jest pouczająca i czytel­na: młody rybak ujrzał sen o cudownym bursztynie na dnie morza, który przynosi szczęście. Rybak spuszcza się na dno, tu przeżywa szereg ciekawych i niebez­piecznych przygód, poznaje króla Nep­tuna i jego córkę, dostaje od niej bur­sztyn, ale dochodzi do przekonania, że jest to zwykłe świecidełko i nie da mu tego szczęścia, jakie może dać praca. Ujrzawszy na dnie morza olbrzymie bo­gactwo w postaci zatopionych okrętów, rybak postanawia zostać nurkiem, wy­dobyć je na ląd i wykorzystać stal i że­lazo jako budulec dla dobra wszystkich ludzi. Sztukę można nazwać pochwałą pracy i codziennego trudu, pochwałą sil­nej woli nie ustępującej przed pokusa­mi łatwiejszego życia. Ta strona została przez autora rozwiązana czytelnie i prze­konywająco. Niejasna natomiast jest hi­storia samego bursztynu: jeżeli nie przy­nosi on szczęścia, to czemu tak go pilnują Królewna i Foka? W innym miejscu znów niejasność: ryby skarżą się, że "czegoś im brak". Czego? Autor tego nie poka­zuje i nie wyjaśnia. Nie można oczywi­ście na świat podwodny przenosić cech ludzkiego społeczeństwa - a w takim razie po co wspominać o owym, nie­zrozumiałym dla widza - "niedosycie" ryb, raków i ośmiornic?

Sztukę reżyserował i inscenizował S. Stapf, podkreślając z jednej strony jej dydaktyczne, a z drugiej czysto baśniowe momenty. Stronę dekoracyjną i lalki, wykonane pod kierownictwem A. Sareckiej - projektował E. Baranowski. Jak powiedzieliśmy, oprawa ta jest naprawdę fascynująca (z wyjątkiem płaskiej kurtyny z kutrami). Zwłaszcza po­mysłowe i barwne są sceny na dnie mor­skim, wśród morskiej fauny i flory ukwiałów, meduz, potwornych raków ośmiornic, płonących korali, srebrzysto-łuskich ryb, splątanych wodorostów, ko­lorowych muszli i zatopionych skarbów. Złudzenie głębi morskiej - woda jaśniejsza ku górze i ciemniejsza na dnie, cie­nie w załomach skalnych, przeźroczyste meduzy, płynna zwinność ryb - jest całkowite, a nawet ruchy mieszkańców podwodnego państwa boga Neptuna, szczególnie zaś Królewny, są powolne, leniwe, jakby sparaliżowane przez wodę i tym różnią się od dziarskich ruchów rybaka Jasia i zgrabnych ryb.

Żywi wykonawcy wypadli bardzo do­brze, są naturalni i prości. Neptun - Cz. Kurzawski - śmieszny swym urojonym majestatem, Neptunówna - I. Sikora jest uroczą kuszącą rusałką, Jaś - W. Iwa­nicki - rubaszny, zrobiony trochę pod "cwaniaka" jest jednak przedstawicielem zdrowej młodzieży, która kocha pracę. I wreszcie stary rybak narrator - H. Kałamajski - dobrze prowadzi swoją gawędę o przygodach rybaka Jasia.

Lalki: zwierzęta, ryby, raki itd. - prze­śliczne i... "jak żywe". Technikę ruchu nasi aktorzy opanowali doskonale i nikt nie powie, że te ryby nie pływają a foki i niedźwiedź nie dają nurka.

Efekty świetlne bardzo dobre, świetnie wypada zorza polarna, burza, rozjaśnia­nie się dna morskiego, gdzie ponadto zo­stały artystycznie zharmonizowane i oś­wietlone "bajecznie" kolorowe okazy fauny i flory.

Jeszcze kilka słów o muzyce. Nie jest ona tak komunikatywna jak była np. muzyka do "Mistrza Twardowskiego", czy nawet do "Skoczka Toczka", piosenki są trudne i mało melodyjne i młody widz nie zapamięta z nich żadnej. Jedynie ilustracja burzy jest ciekawsza i bardziej trafia do przekonania. Na ogół jednak przedstawienie bardzo ciekawe i warte obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji