Artykuły

O śmierci się milczy

Nie potrafimy o niej mówić. Nie chcemy myśleć. Kiedy pojawi się tuż obok, taktownie milczymy. Skrępowani, bezradni. Jak gdyby wydarzyło się coś wstydliwego albo jaskrawo sprzecznego z ustalonym porządkiem rzeczy.

W epoce dumnej ze swego scjentyzmu i wrogiej przesądom śmierć jest tematem tabu. Nie wolno o niej wspominać, nawet w towarzystwie najbliższych.

Współczesna kultura, zwłaszcza kultura masowa, ta o najszerszym zasięgu oddziaływania, konsekwentnie ruguje śmierć ze świata pojęć i wyobrażeń. Bohaterowie filmów i seriali, przynajmniej ci, z którymi utożsamia się widownia, tyją wiecznie, wciąż równie piękni i młodzi. Na ekranie śmierć przeważnie przybiera postać zasłużonej kary: dosięga tylko niegodziwców. Nie przysparza cierpień fizycznych ani moralnych. Celny strzał zabija w mgnieniu oka, unicestwia zło. Taką śmierć zdolni jesteśmy zaakceptować. O innej nie chcemy słyszeć.

Toteż nie jest łatwo relacjonować współczesnym przeżycia umierającego człowieka, którego organizm wyniszcza choroba, którego świadomość nie chce, nie może, a!e jednak musi pogodzić się z myślą o nieuniknionym kresie egzystencji.

Grzegorzewski wystrzega się dosłowności. Nie ilustruje kolejnych faz agonii Iwana Iljlcza. Buduje cykl obrazów, które stanowią metaforę przeżyć psychicznych bohatera. Tak jak ten, którym zaczyna się spektakl.

W głębi sceny, od lewej ku prawej wznosi się ukośny podest z długą, złocista poręczą, która niczym promień słońca wybiega gdzieś ku górze, poza wnętrze scenicznej ramy, poza obszar "widzialnego" świata. Peszek w nagłym zrywie wbiega na podest, po chwili cofa się w dół. Mimochodem nuci piosenkę, wyraźnie zajęty czymś innym. Znów czyni kilka kroków i ponownie się wycofuje. Jest w tym obrazie paraliżujący lęk przed nieznanym i zarazem desperacka chęć, by ów lęk przełamać. Odsłania on różne oblicza śmierci zawsze w ten sam, umowny, daleki od realizmu sposób. Fafszywość ceremonii pogrzebowej demaskują jej uczestnicy przerywając mówcy piosenką Pijaków ze "Ślubu" Gombrowicza. Wspomnienia o życiu, które dobiega końca, pozwalają stworzyć szereg bardzo teatralnych, nawet dowcipnych scen, niekiedy utrzymywanych w konwencji operowej. Stopniowo jednak środki wyrazu stają się coraz oszczędniejsze, klimat spektaklu - bardziej skupiony. Teraz już mowa o śmierci jako o dojmującym, intymnym przeżyciu jednostki. Udręczenie chorobą manifestowane jest tylko znakiem, scenicznym skrótem. Gierasirn przenosi Iwana Iljicza na plecach, ale Peszek nie udaje, że jego ciało jest bezwładne. Przeciwnie, pozostaje ono tak samo sprawne jak przedtem, ta aktorska, fizyczna sprawność, jest potrzebna, by uzewnętrznić psychiczną rozterkę bohatera. Aż wreszcie chłodno, szybko, bez emfazy wypowiada końcowy monolog. Urywa nagle, wówczas światło raptownie gaśnie. Na sali trwa głucha cisza, której widzowie nie śmią rozproszyć brawami.

Owładnięci przez chwilę myślą, którą na co dzień za wszelką cenę usiłujemy zażegnać, zdusić, odsunąć. Po to, by któregoś dnia zmagać się z nią w całkowitej samotności, bez cienia nadziei, że ktokolwiek może nie tyle ulżyć cierpieniom, co choćby w części je pojąć.

Eliminacja refleksji o śmierci jest może największym grzechem współczesnej, zlaicyzowanej kultury. Wprost nie sposób przecenić wartość dzieł, które tę lukę próbują wypełnić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji