Artykuły

Dyrektor Polskiego gasi światło

Wrocławski Teatr Polski wciąż w opałach. Odchodzą kolejni aktorzy, publiczność wciąż protestuje, a dyrektor osobiście pilnuje widzów i zleca obsłudze odnotowywanie zachowań niepokornych artystów.

We wrocławskim Teatrze Polskim sytuacja jest napięta od końca sierpnia, kiedy dyrekcję sceny objął Cezary Morawski, aktor znany przede wszystkim z ról w telewizyjnych serialach i teatralnych farsach. Zasiadający w komisji konkursowej wybitny reżyser Krystian Lupa, reprezentujący ZASP, i kierownik literacki Polskiego Piotr Rudzki odmówili podpisania konkursowego protokołu. Lupa przerwał próby do Procesu według Franza Kafki.

Przeciwko decyzji komisji konkursowej, która wybrała Morawskiego na następcę Krzysztofa Mieszkowskiego, protestowali przedstawiciele środowisk artystycznych w całej Polsce. Agnieszka Glińska, Agnieszka Holland, Jacek Poniedziałek, Maja Komorowska zgodnie apelowali: „Ustąp, panie Cezary". Do apeli dołączyła publiczność. Aktorzy po każdym spektaklu wychodzą do ukłonów z zaklejonymi ustami.

Exodus ich rozwinie

Nowy dyrektor zapowiadał remonty teatralnych budynków, ale właśnie się okazało, że nie będzie miał na nie pieniędzy. W aplikacji konkursowej zadeklarował, że na scenie chce łączyć klasykę, farsy i okolicznościowe spektakle (m.in. z okazji urodzin Jana Pawła II i rocznicy lądowania na Księżycu) oraz podjąć współpracę m.in. z Grzegorzem Jarzyną, Jackiem Poniedziałkiem, Marcinem Liberem i Agatą Dudą-Gracz. Twórcy, nie zapytani wcześniej o chęć współpracy, odżegnali się od niej.

Nie podał też konkretów odnośnie przyszłych premier. Nie wiadomo, kiedy doczekamy się dwóch zapowiedzianych — Chorego z urojenia Moliera i Rewizora Gogola. Nie zdradził nazwisk reżyserów, tłumacząc, że to wrażliwi ludzie.

Z Polskiego odchodzą aktorzy, którzy przez lata budowali wizerunek tej sceny — Ewa Skibińska, Małgorzata Gorol, Marcin Pempuś, Piotr Skiba, Paweł Smagała i Andrzej Szeremeta. Prawdopodobnie na tym exodus się nie skończy. Skibińska nie ukrywa: — W moim wypadku to był szantaż, Morawski uzależniał swoją zgodę na mój gościnny występ w Kuroniu od tego, czy złożę wypowiedzenie.

Morawski w wypowiedzi dla TVP komentuje jedynie, że odejście aktorów to dla nich szansa na zawodowy rozwój, a on sam ma na biurku dziesiątki podań od artystów z całej Polski. Tymczasem Ewelina Marciniak, która w Polskim wyreżyserowała jeden z najgłośniejszych spektakli ostatnich lat, Śmierć i dziewczynę wg Elfriede Jelinek, a przed mianowaniem Morawskiego przygotowywała się do pracy nad adaptacją Głodu Martina Caparrosa, mówi wprost: — Zespół Polskiego to absolutny unikat w polskiej skali, zestaw osobowości twórczych, które chciały ze sobą współpracować i robiły to znakomicie. Na taki efekt pracuje się latami, a bardzo łatwo go zniszczyć. I Cezary Morawski właśnie to robi. Aktorzy nie odchodzą, żeby budować swoją karierę, robią to, bo nie mają wyjścia, bo dyrektor nic im nie jest w stanie zaproponować. Ci, którzy zostaną, będą musieli nadal się mierzyć z jego brakiem kompetencji.

Kto gasi i kto zapala

Zbuntowała się też publiczność. Założyła facebookowy fanpage „Teatr Polski w podziemiu", organizuje protesty. Po pierwszym w sezonie pokazie Śmierci i dziewczyny 22 września jej przedstawiciele pojawili się na scenie, żeby zabrać głos w imieniu aktorów, którym prawo do wypowiedzi odebrano. — Nie zgadzamy się z decyzją urzędników, która sprowadza naszą scenę do prowincjonalnej ligi — stwierdzili widzowie i dostali owacyjne brawa. Po pokazie Smyczy 30 września odbyła się manifestacja. Pisarka Olga Tokarczuk zaapelowała do sumienia urzędników, którzy podjęli decyzję o mianowaniu Cezarego Morawskiego: — Pamiętajcie, że nie jesteście pomazańcami bożymi

Po czytaniu Psychiatry boga 17 października przedstawiciele zbuntowanej widowni pojawili się znowu — tym razem przed sceną, bo na nią dyrektor zabronił im wstępu. Tym razem wyszedł do widzów. — Stary Teatr ma na ten sezon zaplanowanych dziewięć premier, my nie mamy żadnej — wypomniała mu Magdalena Dzięciołowska, wykładowczyni na wrocławskiej PWST, przedstawicielka grupy. — Nie pani nie ma, tylko teatr — odpowiedział jej Morawski.

— Mam wrażenie, że Morawski wypiera całą tę sytuację protestu — mówi Małgorzata Gorol, aktorka. — Wszędzie chodzi z piarowcem Sławomirem Olejniczakiem, który mu doradza, co mówić i jak się zachowywać. Ale czasem, kiedy go zabraknie, wypada z formy.

Kolejna chamska akcja?

Ostatnio zdarzyło mu się to 28 października, przed pokazem Onych Witkacego w reżyserii Oskara Sadowskiego. „Co, znowu państwo przyszli, żeby urządzić jakąś chamską akcję?" — wykrzyczał Morawski do widzów, których kojarzył z wcześniejszych manifestacji. Przesadził ich z parteru na balkon, sprawdził bilety, pilnował przez niemal cały spektakl. Zniknął dopiero pod koniec — w kabinie oświetleniowców. Kiedy aktorzy wyszli do oklasków, kazał zgasić wszystkie światła w teatrze — tak napisał w raporcie po przedstawieniu reżyser. Ciemności zapanowały na kilkanaście sekund, po tym czasie aktor Tomasz Lulek odnalazł za sceną włącznik roboczego światła kulisowego. O gaszeniu świateł powiadomiono Państwową Inspekcję Pracy i Dolnośląski Urząd Marszałkowski.

Urzędnicy przyglądają się sytuacji w Polskim. Jarosław Perduta, rzecznik dolnośląskiego marszałka, o gaszeniu świateł dowiedział się z Facebooka — pisma w tej sprawie jeszcze nie widział. — Zarząd uważnie śledzi rozwój sytuacji w Teatrze Polskim i jest zaniepokojony sygnałami, które wysyłają obie strony sporu. Konflikt na pewno nikomu dzisiaj nie służy. Teatr jest w dramatycznej sytuacji finansowej i potrzebuje wsparcia wszystkich zainteresowanych. Pozyskaliśmy już środki na pokrycie znaczącej części ogromnego zadłużenia teatru wynoszącego 1,3 mln zł. Teraz potrzebny jest uczciwy dialog.

Nie w swojej firmie

Od 1 września, kiedy Morawski pojawił się w teatrze, większość aktorów wychodzi do ukłonów z zaklejonymi ustami, zarówno we Wrocławiu, jak i m.in. w Tokio czy Warszawie, dokąd Polski jeździł na gościnne występy.

Zaczęło się od protestu pod budynkiem Polskiego, kiedy zespół stał z zaklejonymi ustami przez szesnaście minut (tyle trwało posiedzenie komisji, która wybrała dyrektora). Morawskiemu ten niemy protest się nie spodobał. „Możecie sobie protestować, ile chcecie i gdzie chcecie, ale nie w swojej firmie" — wyrzucał aktorom. Próbował udowodnić, że ukłony są częścią spektaklu, a ponieważ zaklejanie ust nie zostało w nim przewidziane, nie powinno mieć miejsca. Po weekendowym pokazie maratonu Dziadów w reżyserii Michała Zadaru obsługa widowni próbowała uniemożliwić widzom filmowanie zespołu wychodzącego do ukłonów.

Wczoraj Cezary Morawski wstrzymał wszystkie prezentacje dramatów w formie czytań, zaplanowane do końca roku. A inspicjenci dostali polecenie, żeby po każdym spektaklu raportować nazwiska tych aktorów, którzy zaklejają sobie usta. Publiczność nie odpuszcza — chce 23 listopada zorganizować okrągły stół w sprawie Teatru Polskiego. Data nie jest przypadkowa — właśnie wtedy miała odbyć się premiera Procesu w reżyserii Lupy.

Małgorzata Gorol o Morawskim: — Wciąż się zastanawiam, z czego jest skonstruowany ten człowiek, że to wszystko wytrzymuje. Ja bym go zrozumiała, gdyby za nim stało jakieś marzenie o teatrze. Bo zmiany są naturalne — pojawia się nowy dyrektor, zwalnia część aktorów, przyjmuje nowych. Ale na początku jest pomysł na teatr. Tutaj go nie ma, to widać coraz wyraźniej na każdym kroku.

Co dalej z gwiazdami Teatru Polskiego?

Ewę Skibińską będziemy mogli już wkrótce oglądać na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie (zagra m.in. w Kuroniu w reżyserii Pawła Łysaka), Małgorzatę Gorol — w Teatrze Śląskim w Katowicach w nowym spektaklu Eweliny Marciniak i w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie, gdzie zagra u Krzysztofa Garbaczewskiego i Jana Klaty. Marcin Pempuś przechodzi do warszawskiego Teatru Studio.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji