Artykuły

Internet jako źródło cierpień

„Lem: lubię to!" — jest szansa, że publiczność Teatru Pinokio wyjdzie z takim przekonaniem ze spektaklu Darii Kopiec. B@jki robotów w atrakcyjnej formie opowiadają o niebezpieczeństwach wirtualnego świata.

B@jki robotów, nowa produkcja Pinokia, to efekt projektu o tej samej nazwie, który zakończono w poprzednim sezonie. Młode reżyserki przygotowały cykl czytań performatywnych opowiadań Stanisława Lema. Najbardziej obiecujący był pomysł Darii Kopiec — i to właśnie ta koncepcja została rozwinięta w spektakl. Punktem wyjścia były cztery opowiadania z Bajek robotów i CyberiadyPrzyjaciel Automateusza (z którego pozostała tylko postać „elektroprzyjaciela"), Maszyna Trurla, Jak ocalał świat i Wielkie lanie. Adaptacji tekstu dokonała Martyna Lachman.

Kopiec odważnie podeszła do tematu, kosmos zamieniając w wirtualny „kosmosystem", a roboty w awatary. Zamiast niebezpieczeństwa buntu maszyn, ograniczeń sztucznej inteligencji i spełnionego już widma parametryzacji opowiada o pułapkach internetu, w którym, jak wiadomo, aż się roi od paskudławców i potworyjców, jak również okrucjuszów i genialonów. To świat zabiegania o lajki, nieautoryzowanej wiedzy i korespondencyjnych znajomości, które mogą zakończyć się tak, jak w Sali samobójców (widać, że reżyserka zainspirowała się filmem Jana Komasy). Świat, w którym można stwarzać — siebie i innych — i równie łatwo unicestwiać.

Postacią prowadzącą po dziwnym i najeżonym niebezpieczeństwami „kosmosystemie" jest Bladawiec, „Homos Antropos" zaczerpnięty z opowiadania Jak Erg Samowzbudnik bladawca pokonał (w tej roli Piotr Czekalski). W świecie wirtualnym Bladawiec staje się Trurlem zabiegającym o przyjaźń Klapaucjusza. Zaczerpnięte z opowiadań wątki przedstawiono w taki sposób, by odpowiadały praktycznym sytuacjom życiowym, w których może się znaleźć młody człowiek. Na przykład opowieść o maszynie liczącej, dla której każdy wynik to siedem, staje się komentarzem do bezrefleksyjnej wiary w internetową „wiedzę". Maszyna produkująca rzeczy na literę N stwarza na życzenie Nutellę, Nike, krem Nivea i naczosy (i to w tym świecie jest znacznie bardziej prawdopodobne, niż prośba o stworzenie Nauki). Miałkość internetowego poradnictwa pokazuje „utrata zasięgu" przez „elektroprzyjaciela". Bladawiec nie może liczyć na fizyczną pomoc, ale nie o to przecież chodzi — najważniejsze są „słowa otuchy, sentencje, dodające wiary we własne siły, oraz głębokie myśli".

Katarzyna Szczurowska i Anna Skupień miały świetny pomysł scenograficzny — zaprojektowały wyspę ukorzenioną kablami. Szkoda tylko, że nie bardzo wiadomo, co w toku spektaklu z tą wyspą zrobić — w niektórych momentach jest opuszczana, w innych unoszona, bez większego z wydarzeniami na scenie.

Wątki z opowiadań Lema nieco grubymi nićmi zostały zszyte. Nie udało się uniknąć niekonsekwencji. Dlaczego na przykład maszyna, która umie robić rzeczy wyłącznie na literę N, produkuje sobowtóra Trurla, a potem staje się maszyną źle liczącą? (W tej potrójnej roli świetna Hanna Matusiak). Być może „teledyskowość" B@jek robotów trafi do młodego odbiorcy.

Spektakl pomyślany jest jako propozycja dla widza w wieku 8-13 lat. Fragmenty Bajek robotów to lektura w szóstej klasie szkoły podstawowej. I to właśnie do takiej publiczności powinny być adresowane B@jki robotów. Ośmiolatek nie tylko nie uniesie intelektualnego ciężaru opowiadań Lema, ale i (mam nadzieję) nie zrozumie przedstawianych na scenie problemów. Chętnie sobie żartujemy, że dzieci rodzą się teraz z kablem zamiast pępowiny, ale chyba jednak ośmiolatki nie poznają jeszcze przyjaciół na Facebooku i nie grają w gry komputerowe. Mam nadzieję, że się nie mylę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji