Artykuły

Roztańczony Szymanowski na 60-lecie

"Stabat Mater. Harnasie" w choreogr. Roberta Bondary w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak w Teatrze dla Was.

W przedostatni październikowy weekend 2016 roku w bydgoskiej Operze Nova premierą dyptyku baletowego Roberta Bondary "Stabat Mater. Harnasie" zainaugurowano jubileuszowy, sześćdziesiąty sezon tej sceny. I okazało się, że choreograf, znany dotychczas publiczności z genialnej realizacji "Zniewolonego umysłu", po raz drugi dokonał tu rzeczy niezwykłej. Zrealizował spektakl, który z pewnością przejdzie nie tylko do historii tej sceny, lecz także do historii muzyki i baletu w ogóle.

"Stabat Mater" [na zdjęciu], hymn o rozpaczy Matki Boskiej nad śmiercią syna, napisał po łacinie czternastowieczny poeta Jacopone da Todi. Jednym z kompozytorów, który dopisał do tego muzykę, był Karol Szymanowski. Ale nie tylko muzykę. Szymanowski rozpisał też rzecz na głosy - sopran, alt, baryton oraz chór.

Prostota melodii, harmonia i puls rytmu (zaczerpnięty z polskiej muzyki ludowej) w dużej mierze nawiązują do renesansu, niewolne są też od akcentów znacznie bardziej współczesnych. Bo cierpienie Matki Boskiej ma tu wymiar szerszy, ogólnoludzki. Do napisania tej muzyki sprowokowały Szymanowskiego wydarzenia, które miały miejsce w jego bliskim otoczeniu, m. in. tragiczna śmierć siostrzenicy.

Ale wracając do teatru, trzeba powiedzieć, że muzyka nie jest tu tylko cudownym tłem dla partii wokalnych i chóru. Te wszystkie trzy elementy warstwy brzmieniowej stanowią zrównoważoną jedność, idealnie zsynchronizowaną. A nawet więcej - to właśnie dźwięki wydobywające się z orkiestronu stają się największą siłą tej osobliwej instrumentalnej modlitwy, wzmacnianej ludzkimi głosami. Orkiestra przechodzi tu samą siebie.

A głosy? Trudno o piękniej brzmiące narracje, komentarze, niż te śpiewane przepięknym, silnym sopranem Katarzyny Nowak-Stańczyk, aksamitnym altem Małgorzaty Ratajczak czy mocnym, przesiąkniętych emocjami barytonem Leszka Skrly. Sakralnego klimatu przydają całości śpiewy chóralne.

Kolejny, najważniejszy w spektaklu element, który to sprawił, że "Stabat Mater" - realizowana zwykle w salach koncertowych i filharmoniach - pojawiła się na scenie operowej, to taniec. Robert Bondara dopisał do dzieła Karola Szymanowskiego partyturę baletową z ciekawą choreografią, chwilami bardzo efektowną. Zwłaszcza scen zbiorowych. Podobnie jak w "Zniewolonym umyśle" i tu dużą rolę wyznaczył choreograf ramionom oraz dłoniom tancerzy, efektownie falującym nad głowami tłumu, jakby gwoli uwalniania emocji, albo też wysuwającym się zdradziecko zza czerni kotar. Wszakże to ręce tłumu w dużej mierze ponoszą winę za śmierć Chrystusa.

Z surowością muzyki konweniuje surowość scenografii Julii Skrzyneckiej - zwoje materiału drapowane na podobieństwo ostrych kamieni, mogących ranić i kaleczyć, na skałach stapiających się szarością z rozpaczliwie ponurym niebem. Osobliwą rolę odgrywa w tym widowisku szklany prostopadłościan o podstawie kwadratu. Pomaga on unaocznić widzom bezradność matki w scenie dręczenia i mordowania syna. Gruba szklana tafla zezwala jej na obserwowanie tragedii, ale uniemożliwia niesienie pomocy. W tej ograniczonej przestrzeni zagęszczeniu ulegają emocje. Tańcząca na drugiej premierze postać Matki (Olga Karpowicz) znakomicie odzwierciedla cierpienie, rozpacz i bezsilność, nie tylko ciałem, lecz także twarzą. Okazuje się zarówno zdolną tancerką, jak i aktorką.

Ciekawym walorem inscenizacyjnym tego metafizycznego misterium jest mistrzowskie operowanie światłem Macieja Igielskiego. Choć w podobnej scenerii - na tle gór i nieba - "Harnasiom" towarzyszy zgoła inny klimat. Tu tematem jest całkiem ziemska namiętność zaręczonej już wiejskiej dziewczyny do harnasia i jej ucieczka w góry, już jako panny młodej, z rozbójnikami w dzień ślubu. Rzecz w dużej mierze odbiega od silnie zabarwionego folklorem oryginału. Tylko harnasie są w góralskich strojach.

Najpiękniejsze sceny baletowe to te wyrażające wahanie Młodej - jej zauroczenie białą sukienką, czekającą na manekinie z jednej strony, a przepięknym, przystojnym Harnasiem z drugiej. Anna Pietrykowska i Rafał Tandek szczególnie wspaniale prezentują się w pełnych ekspresji scenach miłosnych. Taniec współczesny pozwala eksplodować wielkim emocjom. Także we wspaniałych scenach pojedynku Harnasia z Młodym, w którego z też dużym powodzeniem wciela się Tomasz Siedlecki. Iskrzą od wielkich emocji również sceny zbiorowe.

Dobrze prezentuje się wokalnie tenor, Pavlo Tolstoy, pełniący w spektaklu funkcję narratora.

Sukces przedstawienia "Stabat Mater. Harnasie" to w ogromnej mierze zasługa doskonałego prowadzenia orkiestry przez Macieja Figasa i bardzo dobrego przygotowania artystów chóru przez Henryka Wierzchonia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji